Po raz kolejny w naszym życiu przeżywamy wielką radość, jaką przynosi ze sobą Wielkanocny Poranek. Ta niepowtarzalna radość powinna nam towarzyszyć nie tylko w okresie Świąt Wielkanocnych, ale także w każdej godzinie naszego ziemskiego życia, bo przecież jest to radość, która wyrasta z nieśmiertelnej nadziei. Grób, w którym w Wielki Piątek złożono umęczone Ciało Chrystusa jest pusty, a to oznacza, że grób, w którym po naszej śmierci zostanie złożone nasze ciało, nie będzie znakiem ostatecznego końca. Bowiem za sprawą Męki, Śmierci i Zmartwychwstania Chrystusa otworzyły się przed nami bramy Życia Wiecznego. To czy przekroczymy jego progi zależy nie od nas, ale przede wszystkim od łaski Bożej, na którą musimy być zawsze otwarci.
Ta Wielkanocna radość powinna być twórcza, czyli powinna przynosić owoce w postaci dawania odważnego świadectwa przynależności do Chrystusa. To prawda, że nie jest to łatwe; nigdy nie było łatwe. Tego typu świadectwo często związane jest z poświęceniem i ofiarą, niekiedy najwyższą. Dzisiaj w naszym kraju za przyznawanie się do Chrystusa można zapłacić cenę w postaci ośmieszenia (chłosta śmiechem), odrzucenia (zamknięte drzwi do tzw. salonów) czy samotności. Pamiętam jak młoda kobieta, matka pięciorga dzieci podczas rekolekcji ewangelizacyjnych wyznała z ciepłym uśmiechem na ustach, że od kiedy wraz z mężem zaangażowała się w działalność ewangelizacyjną w ramach organizacji katolickich, część osób zaliczanych do grona ich kolegów i przyjaciół zerwała z nimi kontakty. Pomimo to nigdy nie żałowali podjętej przez siebie decyzji. To jest bardzo ważny problem, bowiem często jedyną barierę na drodze odważnego dawania świadectwa stanowi proste, a zarazem zawierające głęboką treść o wymiarze duchowym pytanie: z jaką reakcją spotka się to świadectwo ze strony najbliższych, sąsiadów, koleżanek i kolegów z pracy...? Ten zniewalający człowieka lęk przed odrzuceniem podpowiada mu, że lepiej i bezpieczniej jest milczeć, a nawet stanąć - w imię doraźnych korzyści lub tzw. świętego spokoju - po stronie wrogów Boga, Jego Praw i Kościoła. Za sprawą owego lęku człowiek zapomina, że to przed Bogiem, a nie przed ludźmi będzie musiał zdać rachunek z całego swojego życia. Natomiast wolny od tego lęku, czujący żywą obecność Boga w swoim życiu człowiek przypomina rolnika, który wykonując orkę, ma wzrok skupiony na trzymanym mocno w dłoniach pługu.
Wpatrujmy się w tych, którzy w wielu krajach świata (w Indiach, w Chinach czy Wietnamie), pomimo okrutnych prześladowań, trwają przy Chrystusie i Jego Kościele. Czy ich postawa nie powinna nas nieraz zawstydzać? Bo czymże jest ironiczny uśmiech czy cyniczne słowo w porównaniu z torturami, więzieniem czy śmiercią. W ostatnich dniach lutego, w katedrze w Hanoi odbyło się nabożeństwo żałobne za duszę zmarłego kardynała, który przez 26 lat przetrzymywany był przez władze komunistyczne w areszcie domowym.
Kilka tygodni temu, w majestacie prawa skazano na śmierć głodową, będącą w stanie śpiączki 37-letnią Eluanę Englaro. Umierała przez 4 dni. W tym czasie nie zabrakło jednak ludzi, którzy podjęli heroiczną walkę o jej życie, przypominając, że jest ono wyłączną własnością Boga.
W mojej pamięci zapisała się bohaterka jednego z obejrzanych reportaży, Białorusinka o imieniu Maria. Otóż ta prosta, mająca już ponad 80 lat kobieta, w czasach komunizmu, narażając na niebezpieczeństwo siebie i swoją rodzinę, uczyła w swojej ubogiej chacie dzieci religii. Czytała i objaśniała im katechizm, przygotowywała je do I Komunii Świętej. Po obejrzeniu tego reportażu pomyślałem sobie, że wielka nagroda czeka na tę staruszkę w niebie i że wartość życia człowieka, jego wielkość nie zależy od tytułów, stanowisk, funkcji czy zgromadzonego majątku.
I my, pamiętając o tej nagrodzie, dzielmy się z każdym napotkanym człowiekiem - szczególnie z tym zagubionym i poszukującym - radosną wieścią:
CHRYSTUS ZMARTWYCHWSTAŁ! NAPRAWDĘ ZMARTWYCHWSTAŁ!
Pomóż w rozwoju naszego portalu