Urodził się w Miechowie w 1947 r., dorastając w pobliżu unikatowej w Polsce świątyni, wzniesionej na kopczyku ziemi przywiezionej z Golgoty w XII wieku i posiadającej w swym obecnym kształcie najwierniejszą w świecie replikę jerozolimskiego Grobu Bożego.
W cieniu miechowskiego Grobu Bożego
Reklama
W cieniu bazyliki wychowywał się przyszły biblista. 3-latka mama zabierała na wieczorne nabożeństwa, przez kratki balustrady śledził uważnie sytuację na ołtarzu…
Rodzice Józefa i Andrzej byli niezwykle pracowici; matka miała ducha „wielkiej modlitwy” i wszystko „załatwiała u Pana Boga”, ot choćby ocalenie „świętego dziadka”. A dziadek miał odwagę - w czasie okupacji niemieckiej postanowił iść za syna jako zakładnik i heroicznie oczekiwał na swoją śmierć. Mama wymodliła jego ocalenie.
Było ich ośmioro rodzeństwa: trzy siostry i pięciu braci, z których dwóch jest księżmi (drugi to ks. dr Jerzy Bielecki, rektor Niższego Seminarium Duchownego w Częstochowie). Ministrantura Stanisława rozpoczęła się w VI klasie i trwała do matury. W gronie ministrantów było kilku przyszłych księży, np. ks. kan. Kazimierz Idzik - dzisiaj proboszcz w Występie, i ks. kan. Marek Podyma - proboszcz w Busku-Zdroju u św. Brata Alberta. Ogromny wpływ na formację młodego Stanisława wywarł sakrament bierzmowania, otrzymany 25 stycznia 1959 r., do którego bardzo solennie przygotował uczniów ks. inf. T. Marchaj, późniejszy proboszcz w Pińczowie. - Mam szczęście do wymownych, symbolicznych dat - mówi Ksiądz Profesor. - Bierzmowanie obyło się w dzień Nawrócenia św. Pawła, a urodziłem się 14 września, w święto Podwyższenia Krzyża, co wyznacza kierunek mojemu życiu, nie mówiąc już o zbieżności z datą urodzin ks. Popiełuszki.
Szczególny czas i miejsce dla przyszłego kapłana - to Seminarium, „rozpoczęte w roku milenijnym”. Spośród mnóstwa wspominkowych wątków, Ksiądz Profesor przytacza epizody związane z obecnym rektorem WSD, ks. dr. Władysławem Sową. - Oszczędny w słowach, jako student III wtedy roku i współlokator dał mi kilka cennych rad oraz zaszczepił umiłowanie do punktualności i porządku - mówi. A kolega rocznikowy ks. prał. Jerzy Gredka jest od lat kustoszem i proboszczem w rodzinnym Miechowie.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Wikariat szkołą kapłaństwa (i… kolarstwa)
Reklama
Ksiądz Profesor ceni sobie bardzo swoje wikariuszowskie doświadczenia: w Bielinach (1972-75) tuż po święceniach i w Olkuszu (1984-86) tuż po doktoracie.
Bieliny, Porąbki, Kakonin, Huta Nowa - samo serce Gór Świętokrzyskich, ludzie prości i ubodzy, serdeczni i wrażliwi, wierni Bogu i Ojczyźnie. Pierwsza parafia, gdzie pod rozumną opieką ks. inf. Stanisława Papiera, proboszcza, uczył się otwartości, szczerości, katechezy - tak potrzebnych w kapłaństwie. - Ludzi trzeba było zauważać i albo chwalić, albo zganić, bo najgorsza jest obojętność - mówi dzisiaj. W parafii Bieliny młody wikary wypracowywał własne metody katechezy dziecięcej, ucząc w pewnym okresie aż 600 uczniów. Bywało, w niedzielę stoi sobie Ksiądz Prefekt przed Mszą św. na kościelnym wzgórzu i każdego dzieciaka zagaduje: a czy wyspany, a co tam gotują na obiad, a czy ma kotka, a jak się czuje babcia… Przed religią lub po - wspólnie pałaszowane z uczniami podpłomyki („na węch wiedziałem, gdzie je pieką” - mówi), piłka, albo - największa frajda i nagroda - przejażdżka na rowerze Księdza! Wszystko to budowało zrozumienie i bliskość. Prawie nikt nie opuszczał Mszy św., która, ku zdziwieniu nauczycieli, wygrywała konkurencję nawet z kinem objazdowym. A z rowerem Księdza łączy się osobna historia i kolejna pasja przyszłego profesora - kolarstwo.
- Miałem „Huragana”, taką ówczesną kolarzówkę - opowiada ks. Bielecki. - Jeździłem, raz, że był to mój ulubiony rodzaj sportu, a dwa, że na religię np. do takich Porąbek było daleko. „Huraganem” dojechałem w 5 minut. Dziennie jeździłem po 20 -30 km, a czasami i 100, w dodatku niełatwą trasą, bo do domu do Miechowa.
Wikariat w Olkuszu to był czas już po studiach rzymskich. Ksiądz Profesor jako nieocenione doświadczenie kapłańskie traktuje swoją pracę w olkuskiej kancelarii parafialnej, nazywając ją „ćwiczeniem kontaktu interpersonalnego”. - Było to doskonalenie się w pracy z ludźmi i w załatwianiu ich spraw tak, aby byli usatysfakcjonowani, a Kościół nie poniósł szkody na imieniu - wyjaśnia.
Na katechezę ksiądz - już wtedy doktor - Bielecki - jeździł na wieś do Żurady, co wzbudzało sporo emocji, no bo po studiach rzymskich, doktor i na wsi religia… Dobrze wspomina tamten czas: dzieci ok. setka, świetnie wyposażony punkt katechetyczny. W Olkuszu ks. Bielecki prowadził także KIK i studium teologiczne dla świeckich. Wtedy też rozpoczął trwającą aż do dzisiaj współpracę z KUL.
Rzymskie marzenia
Po roku pracy w Lublinie bp Jaroszewicz skierował ks. Bieleckiego na studia w Papieskim Instytucie Biblijnym i w Papieskim Uniwersytecie Gregoriańskim. Rzym to 8 lat życia, wypełnionych „pracą i marzeniami”. Po odbyciu wszystkich starań o wizę i paszport (a były to korowody niewyobrażalne dzisiaj dla młodych Polaków) - wyjechał pod koniec października 1976 r. i dosłownie w ostatnim dniu zapisów dołączył do studentów I roku. Na pierwszy wykład nie dotarł - pobłądził wśród krętych uliczek. - Język znałem o tyle o ile, po rocznym lektoracie na KUL podpierałem się łaciną, ucząc się na I roku hebrajskiego i greki - wspomina. Jezuici bardzo surowo egzekwowali wiedzę. - Było co robić - kwituje krótko. I żartuje, że Rzym wymaga od księdza trzech doktoratów: z tego, co każe biskup, z historii sztuki i architektury, wreszcie z pobożności. Jest „strasznie dumny”, że był w Rzymie podczas pamiętnego konklawe w październiku 1978 r., gdy padły słowa „Habemus papam…cardinalem Carolum Wojtyla” i że on - wtedy na Placu św. Piotra - był jednym z rodaków nowego Papieża.
Studia w Rzymie zakończył doktoratem „Chrześcijanin we wspólnocie świeckiej i małżeńskiej według Rz 13, 1-10 i Ef 5, 21-33” i niezłą znajomością Wiecznego Miasta.
Kapłan-podróżnik
Reklama
Zjeździł - poza północną - niemal całą Europę i po śladach św. Pawła - Afrykę. Wylicza: Włochy 7 lat, Niemcy 2 lata, Francja, Portugalia, Hiszpania, Austria, Szwajcaria - po kilka miesięcy. Lata i tygodnie wykładów na Słowacji, Ukrainie, Białorusi. - Dużo zobaczyłem, sporo przemyślałem. Nikt mi dzisiaj niczego nie wmówi na temat Kościołów w Europie - twierdzi. W swoim mieszkaniu przechowuje tysiące pocztówek z podróży. Z sumy wrażeń trudno wybrać tę podróż najważniejszą, najlepiej pamiętaną. Biblista zawsze chętnie wraca myślami do Ziemi Świętej, którą przemierzał po śladach Jezusa i św. Pawła. Na tę wyprawę wyruszyli we trzech w latach 80. Dobrze się wspomina, jak szli z Jerozolimy do Jerycha pustynią, na piechotę… - Taka wyprawa świetnie ilustruje i konkretyzuje Biblię - mówi. Podróżowali najtańszymi środami tamtejszej komunikacji, śpiąc w autobusach i pociągach. Zwiedzili Egipt, Palestynę, Izrael, Grecję, Turcję - za aktualną cenę biletu lotniczego z Rzymu do Tel Awiwu i z powrotem. Niekiedy korzystali z gościnności zgromadzeń zakonnych - i ostatecznie zwiedzili wszystko, co się tylko dało. Posmakowali ryby św. Piotra nad jeziorem Genezaret, byli w Bibliotece Pergamońskiej, podziwiali imponujący Synaj.
Podróże kształcą, podróże - to języki obce. W pracy naukowej przydatne, wręcz niezbędne są języki starożytne - łacina, greka, hebrajski (podstaw tego języka ks. prof. Bielecki uczył w Kielcach w… dawnym domu partii, a z zajęć jako wolny słuchacz korzystała m.in. obecna rektor UJK, prof. Regina Renz). Poza tym Ksiądz Profesor posługuje się biegle włoskim i niemieckim, a porozumiewa się jeszcze w kilku innych.
Dla braci Słowian
Współpraca naukowo-dydaktyczna z Ukrainą, Białorusią, Słowacją to lata 90., gdy te kraje wychodziły z zapóźnienia komunistycznego. Brakowało tam księży. W ich przygotowaniu formacyjnym i uniwersyteckim pomagały polskie uczelnie (także znacznie wcześniej), przede wszystkim KUL i PAT. W sprawę tę był mocno zaangażowany m.in. kard. Karol Wojtyła.
Dla ks. prof. Bieleckiego to było bardzo ważne wydarzenie dydaktyczne, poznawcze, duchowe i kapłańskie. Brakowało i studentów, i wykładowców. Dobrze poznał realia pracy kapłańskiej na Słowacji, zjeździł m.in. okolice Koszyc. Wśród magistrantów i doktorantów na Ukrainie i Białorusi miał także wielu grekokatolików. Odbywając wykłady na Ukrainie, zwiedzał okolice pomiędzy Lwowem, Tarnopolem, Zarwanicą i Odessą. W rodzinnej wiosce jednego z magistrantów ukraińskich mieszkańcy oklaskami witali księdza z polskiego uniwersytetu. Któregoś roku ks. prof. Bielecki pomagał księdzu podczas Triduum Paschalnego w okręgu Chmielnickim. Odwiedzał również sanktuaria - także i takie, gdzie pobożność miesza się z zabobonem. Widział wsie, gdzie mieszkali tylko starcy, zwiedzał opuszczone i zrujnowane gniazda dawnej polskości. - Najważniejsza dla Ukrainy jest dzisiaj oświata - wyjaśnia.
Zaprzyjaźniony z dziećmi
Zapewne początków tego dobrego porozumienia między Księdzem Profesorem a najmłodszymi uczniami trzeba szukać na wikariatach. Warto wiedzieć, że ks. prof. Bielecki jest autorem ponad 500 homilii dla dzieci, przetłumaczonych na białoruski i słowacki. Jego zdaniem, dziecko trzeba umieć zaskoczyć i zainteresować opowiadaniem, nigdy nie wolno go ośmieszyć. Należy wykazać zainteresowanie jego światem i problemami, a przy okazji zaszczepić określoną wiedzę. Tych zasad, ale i dyscypliny, uczy katechetów („u nas, w Polsce, studenci niestety lekceważą punktualność i dyscyplinę wykładu” - ubolewa). Wkrótce spodziewa się miłego spotkania - w mieszkaniu odwiedzi go grupa uczniów pod opieką katechetki, a Ksiądz opowie im o podróżach, może o śladach Jezusa w Ziemi Świętej…? - Zawsze mnie pytają: czy przeczytałem wszystkie te książki, a ja mówię, że te, które przeczytałem, oddałem do bibliotek - opowiada ks. prof. Bielecki i już z góry cieszy się na to spotkanie.
Człowiekowi, który przez całe życie był czynny i w zasadzie w nieustannej podróży, dokucza bezczynność. - Dziej się wola Twoja. Koniec i kropka - mówi dzielnie. Intelektualiście i wykładowcy brakuje natężonej pracy umysłowej, choć na szczęście regularnie wciąż jeździ na KUL. I brakuje tej najzwyklejszej rozmowy: że wiosna idzie, że zepsuł się autobus… Świat, koledzy, studenci - wszystko pędzi do przodu, a chory nie pędzi. Ksiądz Profesor właśnie skończył artykuły o niepełnosprawnych. Pisało mu się je dobrze, bo czuje się jednym z nich. Wierzy, że jego doświadczenie i praca wciąż są potrzebne ludziom, Kościołowi, diecezji. - Osiągnąłem w życiu to, co było do osiągnięcia. Nigdy się nie nudziłem. I nie zamierzam się nudzić w chorobie - dodaje.
KS. STANISŁAW BIELECKI
prof. dr habilitowany, urodził się 14 września 1947 r. w Miechowie, gdzie otrzymał świadectwo dojrzałości. Studia na WSD w Kielcach 1966-1972, święcenia kapłańskie 10 czerwca. Wikariaty w Bielinach i w Olkuszu. 1976-1981 studia w Papieskim Instytucie Biblijnym w Rzymie, zakończone doktoratem w Papieskim Uniwersytecie Gregoriańskim (1981-84). Od 1989 r. prowadzi wykłady na KUL, gdzie m.in. w latach 1997-2000 był kierownikiem Instytutu Teologii Pastoralnej. Wykłady w Wyższym Seminarium Duchownym w Kielcach od 1986 r.
Jest autorem m.in. 9 tomów „Homilii dla dzieci”, homilii dla dzieci na pierwsze piątki miesiąca „Twemu Sercu cześć składamy”, homilii ślubnych „Ślubuję Ci” oraz najnowszego przekładu Listu św. Pawła do Tytusa w Nowym Testamencie i Psalmach, wydanego przez Edycję Świętego Pawła. Drukiem wydano jego rozprawę habilitacyjną „Kairos chrześcijan w ujęciu listów św. Pawła” oraz „Chrześcijanin a czas według listów św. Pawła” i „Teologia znaków czasu”. Ponad 90 artykułów w różnych tytułach prasowych.