Było już późno. Dzieci ułożone do snu, a z Radia Fara snują się refleksje o kapliczkach, ich historiach, tradycjach, które przy nich się rodziły. Kusi mnie, by sięgnąć po słuchawkę i powiedzieć o czymś, co od dawna mnie wzrusza i co podziwiam. Jednak, to nie takie proste. Z pewnym niedosytem słucham ostatniej piosenki tej miłej wtorkowej audycji. Sen nie załatwia sprawy. Sumienie gryzie, i nieco naśmiewa się ze mnie - oj, ty strachliwa kobieto. Co zrobić? Przecież możesz napisać. Obok Radia jest jeszcze przemyska „Niedziela”. Zatem, piszę.
Mam sąsiadów. Ich życie znaczone było niepokojem i cierpieniem w sytuacji, gdy inni rodzice przeżywają nieopisaną radość. Narodziny Andrzeja nie zwiastowały kłopotów. Ale kiedy rodziła się Kasia przyszły powikłania i wraz z nimi trwała choroba Kasi, i pytanie - dlaczego to dotyka nas? Na szczęście Stanisława i Zygmunt nie poddali się rezygnacji. Wraz ze słowami pytań do Boga znaleźli słowa prośby do Maryi. I Maryja usłyszała. Po miesiącach niepokoju związanego z oczekiwaniem na kolejne dziecko przyszedł na świat zdrowy Kacperek. Teraz Kasia, która jest przez rodziców najbardziej kochana, która, jak się okazało, jest czasem najczulszym dzieckiem, otoczona została miłością dwojga swojego rodzeństwa. To tajemnica, której nie można zrozumieć, jeśli się nie ma takiej Kasi. Tak myślę, jako matka, ale i obserwatorka wielkiej miłości rodziców do swego chorego dziecka.
To znane scenariusze. Ale jest coś, o czym warto napisać. W czasie tego modlitewnego oczekiwania Stanisława i Zygmunt postanowili, że jeśli urodzi się zdrowe dziecko, jako wotum postawią na swojej posesji kapliczkę dla Matki Bożej. Maryja przyjęła tę „umowę”. Ale jak to z Matką bywa postanowiła, widać, wypróbować ich miłość i wytrwałość. Na drodze stanęła nie niewdzięczność, ale brak możliwości finansowych. Dla chcącego jednak nie ma rzeczy niemożliwych, zwłaszcza jeśli dotyczą spraw duchowych. Jakimś sposobem dowiedział się o tym ksiądz proboszcz... reszta niech zostanie milczeniem, które daje rękojmię wdzięczności od samego Boga. Dość, że na posesji stoi kapliczka-wotum.
Za tym materialnym darem poszła duchowa radość mieszkańców Maćkowic, którzy w miesiącu maju gromadzą się tutaj na śpiewanie Litanii. Przychodzi około dwadzieścia osób, i to nie tylko starsi, ale też, równie licznie, młodzież i dzieci. A rodzice...? Codziennie, co mnie wzrusza i zadziwia, zapalają na noc światło. Jak miło iść tędy nocą. Człowiek nie boi się. Czuje, że ktoś czuwa i to nie byle kto.
Szkoda, że coraz rzadziej przy kapliczkach przydrożnych można zobaczyć ludzi śpiewających Litanię Loretańską i pieśni maryjne!
W czasach, gdy po prostu zapominamy o naszych tradycjach, a niektórzy lekceważą je lub się wstydzą, są jeszcze ludzie, którzy je publicznie podtrzymują i z radością chwalą Matkę Bożą. Pamiętajmy o krzyżach i kapliczkach przydrożnych, aby je przystroić kwiatami, bo zaniedbane będą świadczyć, niestety, o naszym zaniedbaniu duchowym.
Powinniśmy brać przykład z mieszkańców Maćkowic i innych wiosek na Podkarpaciu i spotykać się przy kapliczkach, aby nie zatracić tej naszej pięknej tradycji śpiewania majówek.
Uff. Trochę mnie to kosztowało. Ale warto było. Moje sumienie już mnie nie morduje zarzutami tchórzostwa. Teraz pozostał lęk - jak to przyjmą Czytelnicy. A może, może to moje cierpiętnicze pisanie zainspiruje innych do opisania podobnych miejsc i tradycji. Kto wie?
Pomóż w rozwoju naszego portalu