Charyzmatyczny kapłan, ksiądz z powołania, ceniony i lubiany, obdarzony licznymi talentami, mocną osobowością i determinacją w posługiwaniu tym, których Bóg stawiał na jego drodze. Pełen niewyczerpanej energii i wciąż nowych pomysłów, zawsze otwarty i gościnny, rozmodlony i umiejący rozmodlić innych, gotowy rozmawiać z każdym niezależnie od jego poglądów, twórczy, kochający Kościół – proboszcz jakich mało. Wyjątkowy gospodarz i organizator, dla wielu przyjaciel, duchowy ojciec, spowiednik i mistrz ewangelicznego słowa. Serce i czas miał dla wszystkich, ale w centrum jego duszpasterskiej troski były dzieci i osoby chore, starsze, zmagające się z cierpieniem i niezrozumieniem. Przez ostatnie lata swego życia doświadczył krzyża ciężkiej choroby i kalectwa, który niósł w heroiczny sposób, ofiarując wiele z tego cierpienia w intencji swoich parafian.
Reklama
Urodził się 8 marca 1952 r. w Bielsku-Białej. Święcenia kapłańskie otrzymał 22 maja 1977 r., w Katedrze Wawelskiej, z rąk kardynała Karola Wojtyły. Jako wikariusz posługiwał najpierw w parafii Narodzenia św. Jana Chrzciciela w Bielsku-Białej Komorowicach (1977-1980), a następnie w parafii św. Jadwigi Królowej w Krakowie-Krowodrzy (1980-1988). W latach 1988-1993 pełnił funkcję prefekta, a potem wicerektora Wyższego Seminarium Duchownego w Krakowie. Po nagłej śmierci ks. Michała Pioska, budowniczego kościoła św. Piotra w Wadowicach, został mianowany przez kard. Franciszka Macharskiego kontynuatorem jego dzieła i od 8 grudnia 1993 r. pełnił posługę proboszcza w tej wyjątkowej parafii, tak bardzo związanej z osobą św. Jana Pawła II. Od 1 lipca 2022 r. przeszedł na emeryturę i – pomimo ciężkiej choroby – z oddaniem służył swoim parafianom.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Początki proboszczowania nie były łatwe. Budowanie młodej parafii w Wadowicach nie było proste ani pod względem materialnym, ani duchowym. Jak wyjawił w jednym z wywiadów udzielonych na kilka miesięcy przed śmiercią, czuł, że to zadanie go przerasta. Znalazł jednak sposób: zaufać Bożej Opatrzności i – nie szczędząc ludzkiego trudu – oddać inicjatywę w najpewniejsze ręce. „Bardzo często w sobotę wieczorem”, opowiadał, „kiedy kościół był już zamknięty, około godziny 21.00 czy 21.30, brałem klucze do zakrystii, wchodziłem do wnętrza i układałem przestawne ławki, by były jak najbliżej stopnia komunijnego, żeby ci ludzie, którzy przyjdą do kościoła za kilka godzin, w niedzielę, byli jak najbliżej prezbiterium (…). A potem klękałem przed tabernakulum przy głównym ołtarzu i mówiłem do Pana Jezusa: Panie Jezu, za kilka godzin przyjdą tutaj do Ciebie wierni, będziemy my, kapłani. To jest Twój dom i nasz dom, więc proszę, daj nam siły i daj nam takie podejście do wiernych, zwłaszcza mnie, żeby odczuli Twoją obecność we mnie jako księdzu”. Pomysł okazał się trafiony: duchowa i materialna wspólnota umacniała się szybko i trwale. Ogrom dzieła zrealizowanego w okresie niemal trzydziestu lat proboszczowania ks. Kasperka budzi podziw.
Reklama
We wspomnianym wywiadzie dał też wzruszające świadectwo umiłowania Chrystusa i Jego krzyża: „Patrzę na cierpienie jako na łaskę, którą trudno przyjąć w sensie jakiejś radości („Dziękuję Ci Panie, że jestem chory!”), ale przyjmuję je, by potwierdzić moje „Ty wiesz, Panie, że Cię miłuję” – właśnie w takiej sytuacji. Bo łatwo jest mówić: „Kocham Boga, On jest sensem mojego życia”, kiedy po ludzku wszystko się układa według naszej woli. (…) W trudnej kondycji zdrowotnej niełatwo jest wypowiedzieć to, co mówimy w modlitwie „Ojcze nasz”: „Bądź wola Twoja jako w niebie, tak i na ziemi”, ale przecież w naszym życiu wiary ten krzyż nie tylko ma być powieszony na ścianie czy na łańcuszku na szyi, ale trzeba, byśmy go podjęli, gdy jest nam zadany przez chorobę i cierpienie. (…) Wdzięczny jestem księdzu proboszczowi, który zdecydował, że mogę tutaj być. Nie w domu księży emerytów, nie prywatnie w domu u siostry czy brata, ale w środowisku kapłańskim! Bo ksiądz potrzebuje tego środowiska. Potrzebuje kościoła, by tam odprawiać Msze św., potrzebuje wsparcia, potrzebuje tych tematów kapłańskich, które go nurtują, choć już nie ma bezpośredniego wpływu na duszpasterstwo. (…) Przebywając teraz w tym środowisku, w którym spędziłem tyle lat jako proboszcz, po prostu czuję się dobrze. Wiem, że ludzie mnie znają, że są mi życzliwi. Często widzę, jak w czasie Mszy św. patrzą na mnie. I czuję, że chociaż nie głoszę kazań, ta moja milcząca postawa przy ołtarzu może im wiele powiedzieć. Bo ksiądz, którego znali z pozycji czynnego kapłana, dziś jako schorowany człowiek potrafi przyjąć to, co dał mu Pan Bóg. Chodzi o to, by nie odrzucać tego daru, by się na Boga nie obrażać, tylko powiedzieć – „Bądź wola Twoja; nie moja, ale Twoja wola niech się stanie”. I o to się modlę, o to zabiegam, bym nigdy z takiej postawy nie poszedł w inną, bym wytrwał do końca w takim spojrzeniu na krzyż i na cierpienie”.
Księże Prałacie, dziękujemy za Twoje wielkie serce, za mądre słowa, za Twoje oddanie i za wszystko, co przez Twoją posługę Bóg zrealizował. Smutno i pusto bez Ciebie w wadowickim kościele, ale czujemy Twoją obecność we wspólnocie świętych obcowania. Wykonałeś, co powinieneś wykonać i odszedłeś. Ale ufamy, że wykonasz jeszcze wiele swoim wstawiennictwem u Tego, który Cię powołał.
Pogrzeb ks. Tadeusza Kasperka odbył się w poniedziałek 20 maja w kościele św. Piotra Apostoła w Wadowicach. Mszy św. tego dnia przewodniczył abp Marek Jędraszewski. We wtorek, 21 maja, o godz. 14.00, będzie miała miejsce Msza św. pod przewodnictwem bp. Roberta Chrząszcza i odprowadzenie zmarłego na cmentarz parafialny.