Reklama

Niedziela Podlaska

Sposób na przeżycie - bycie katolikiem

Niedziela podlaska 13/2013, str. 6-7

[ TEMATY ]

katolicy

aktor

Barbara Wesołowska-Kowalska

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

EDYTA HARTMAN: - Urodził się Pan w Siemiatyczach na Podlasiu. To bardzo religijny region Polski, mający szczęście do charyzmatycznych kapłanów. Czy w „podlaskiej” młodości spotkał Pan wyjątkowo ważnego dla siebie księdza, który wywarł wpływ na Pańskie życie?

Reklama

DARIUSZ KOWALSKI: - Kimś wyjątkowym był dla mnie ks. prał. Józef Horodeński, proboszcz parafii siemiatyckiej (wówczas była tylko jedna - pw. Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny) do 1986 r. Więzień sowieckich łagrów, skazany na śmierć z zamianą na 25 lat obozu za działalność apostolską w Kobryniu. My, ministranci, niewiele znaliśmy szczegółów z jego biografii, czasem w kazaniu wspominał coś o Workucie... Nie to było jednak najważniejsze. Dla mnie, młodego chłopca będącego blisko ołtarza, było coś uderzającego w sposobie, w jaki Ksiądz Dziekan (tak się wówczas mówiło, kiedy zostałem ministrantem, nie był jeszcze prałatem) sprawował Eucharystię. To wyjątkowe skupienie modlitewne, pokój, namaszczenie, powiedziałbym nawet: rodzaj czułości widocznej w jego ruchach, postawie; to było coś, co emanowało ze środka, z wnętrza, nie były to wystudiowane gesty. To budziło szacunek, było autentyczne, pociągało. Wielu spotkałem w tamtym czasie wspaniałych kapłanów, miałem z nimi nawet lepszy kontakt, wszyscy po trosze jakoś mnie kształtowali, jednak ks. Józefa wspominam w sposób szczególny. Służąc do Mszy św. Księdzu Dziekanowi, nie miało się wątpliwości, że bierze się udział w dotykaniu Tajemnicy. Było to więc jakieś szczególne doświadczenie Eucharystii, a więc samej istoty życia Kościoła. Tak to widzę z perspektywy czasu, chociaż wtedy nie byłem pewnie tego w pełni świadomy. Poza tym Ksiądz Proboszcz żył bardzo skromnie, pamiętam, jak wyglądał jego pokój na plebanii - urządzony bardzo prosto, wręcz surowo - tylko niezbędne sprzęty, żadnego nadmiaru, żadnych „wygód”. Cieszę się, że kilka lat temu ukazała się książka Przemysława Murawskiego o ks. Horodeńskim.

- No więc mały Darek był blisko Kościoła...

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

- No tak, choćby „siłą rzeczy”, jako ministrant. Byłem też zaangażowany w Ruch Światło-Życie, organizowaliśmy spotkania, jeździliśmy na wakacyjne rekolekcje, także jako animatorzy - najchętniej w góry! Miałem nawet szczęście spotkać w Rzymie sługę Bożego ks. Franciszka Blachnickiego... Poza szkołą moim środowiskiem było środowisko ludzi, dla których wiara była czymś ważnym. Tym żyłem, podobnie jak zaangażowaniem w teatr amatorski.

- Dzisiaj Pan również otwarcie przyznaje się do wiary, Boga, co zapewne nie jest łatwe w Pana środowisku, tak mało przecież, być może krzywdząco, kojarzącym się z wartościami katolickimi. Jak to jest być praktykującym katolikiem wśród aktorów?

Reklama

- No chyba tak, jak to w ogóle jest być praktykującym katolikiem. No właśnie, zapytajmy, co to znaczy „być praktykującym katolikiem”? Czy można być „niepraktykującym” katolikiem? Czy jeśli się nie praktykuje, to w ogóle jest się katolikiem? A jeśli się „praktykuje”, to co? Co się praktykuje? Czy praktykuje się swoje praktyki, pielęgnując swój obraz Pana Boga? Czy też świadomie uczestniczy się we wspólnocie Kościoła, idąc tam po to, żeby spotkać się z żywym Jezusem, otwierając się na to, co On głosi; czy praktykuje się czynną miłość? Bycie praktykującym katolikiem, a raczej po prostu: bycie katolikiem to jest dla mnie ciągła walka. Ze sobą. Ze swoją pychą, lenistwem, lękiem, ze złudnym poczuciem bycia kimś wyjątkowym, jakie może dawać sytuacja bycia oklaskiwanym przez ludzi. Walka o to, żeby nie pomylić podziwu z miłością, nie dać się uwieść, oślepić blaskiem reflektorów. Walka o czas dla najbliższych, walka o czas na modlitwę, na spotkanie z prawdziwą Miłością, która jedynie jest w stanie przemienić życie, dać radość z każdej przeżywanej chwili, Miłością, która pozwala poznać prawdę o sobie, która też zachęca do podjęcia wysiłku pracy nad sobą, daje poczucie sensu. To jest po prostu walka o życie, o mądrość. O każdy milimetr pokonany na drodze do jej zdobycia. Nie chodzi tu o mądrość świata. Logika świata mówi: „pchaj się na świecznik”, „zrób sobie dobrze”, „wdepcz w ziemię konkurenta”, Mądrość mówi: „nie szukaj chwały za wszelka cenę, szukaj prawdy”. Mądrość każe iść za Miłością. Logika świata każe koncentrować się na sobie, ale kiedy zbliżam się do Miłości, nagle zaczynam dostrzegać wokół siebie innych ludzi. Tylko najpierw trzeba samemu doświadczyć miłości, bycia kochanym, wyjątkowym, potrzebnym. Zbliżyć się do Miłości Osobowej, do Boga, dać się Mu porwać, doświadczyć tej jedynej prawdziwej Miłości. Wszyscy pragną miłości. Aktorzy tak samo! To jest największe pragnienie człowieka. Chcemy być kochani. Wołamy: „zwróćcie na mnie uwagę, jestem ważny!”. Aktorzy to tacy sami ludzie jak wszyscy inni, ale oprócz tego zmuszeni do handlowania na co dzień swoimi emocjami, do burzenia wewnętrznego ładu dla potrzeb budowania kolejnej postaci. To nie ułatwia wewnętrznego scalenia, nie sprzyja harmonii, uporządkowaniu życia duchowego, co jest warunkiem osiągnięcia wewnętrznego pokoju. Bez wiary to jest bardzo trudne, dla mnie - niemożliwe. Bo tylko Jezus daje prawdziwy pokój. Być więc praktykującym katolikiem wśród aktorów to dla mnie jedyny sposób na przeżycie! Myślę zresztą, że to jedyny sposób na przeżycie w każdych warunkach.

- Czy zawsze wiara była ważna w Pana życiu, czy może miało miejsce, jak to często bywa, spektakularne nawrócenie, np. związane z jakimiś wydarzeniami w Pańskim życiu? Kiedy nastąpił ten moment zatrzymania, zastanowienia?

Reklama

- Wiara była zawsze dla mnie ważna, zawsze wierzyłem w Boga, ale co z tego…? Nie wierzyłem Bogu, nie powierzałem życia w Jego ręce, najważniejsze były moje plany. A co to jest? Bałwochwalstwo, stawianie siebie na piedestale, na pierwszym miejscu. Egoizm, który chyba szczególnie dał o sobie znać w małżeństwie, gdzie przejawiał się w rozumieniu związku nie jako dawanie siebie, ale jako posiadanie drugiej osoby. To doprowadziło do kryzysu, zawsze prowadzi. Zaczęliśmy szukać pomocy, znaleźliśmy ją oczywiście u kapłana. Nie u psychologa, choć też próbowaliśmy. To też biedacy, spragnieni miłości, posiadający pewną wiedzę przekazaną im przez innych spragnionych miłości biedaków, więc mogą pomóc tylko do pewnego stopnia. A kapłan niesie miłość, przekazuje żywego Boga mocą namaszczenia. Przez niego działa sam najlepszy Lekarz, jedyny prawdziwy Uzdrowiciel osoby ludzkiej. Ksiądz też jest spragnionym miłości biedakiem, ale ma moc, która nie pochodzi od niego. Może wiele zdziałać, jeśli sam jest wierzący. Taki właśnie kapłan pomodlił się z nami i powiedział nam, żebyśmy oddali swoje życie Jezusowi, żebyśmy podziękowali z góry za wszystko, co On dla nas przygotował. Jeśli istnieją genialne recepty, ta właśnie jest taka. Niezawodna. Nie mówię: łatwa do wypełnienia, ale na pewno - niezawodna! Zaufać. To był ten zwrot. Ważny rok. W tym samym roku pojechaliśmy na rekolekcje z dietą oczyszczającą do klasztoru w Bąblinie. Chciałem schudnąć i oczyścić organizm, a wyszło z tego oczyszczenie duszy. Został bowiem spełniony ważny warunek - pustynia. Odcięcie od świata. Żadnego radia, telewizji, gazet. A Bóg mówi w ciszy. I zaczęło się odkrywanie wiary na nowo, „powrót do pierwotnej miłości”, jak mówi Biblia. Odkrycie Boga na nowo. Spotkanie z Nim zawsze ma miejsce na pustyni. On czeka w ciszy, w czasie, który przeznaczam tylko dla Niego.

- Co daje Panu wiara, kim jest dla Pana Bóg?

- Jest Ojcem. Kochającym, miłosiernym. Tatusiem. Nie pluszowym misiem, przytulanką, ale Ojcem, który wychowuje, więc czasem doświadcza, dla mojego dobra. Czasem karci. Stawia granice, żebym nie spadł w przepaść. W przepaść pychy, egoizmu, grzechu. Wiara daje mi siłę, pozwala dziękować za wszystko, a przede wszystkim żyć w perspektywie wieczności - daje wiec rzecz najniezbędniejszą: poczucie sensu życia! I wreszcie wiara rodzi zawierzenie, zaufanie, jest wtedy jak trzymanie za rękę potężnego Ojca, daje absolutne poczucie bezpieczeństwa.

- Co jest marzeniem Dariusza Kowalskiego, człowieka, a co aktora?

- Ponieważ jako aktor również jestem człowiekiem, chciałbym grać w takich przedstawieniach czy filmach, które sam chciałbym oglądać (śmiech). No i podróże! Wsiąść i jechać przed siebie, oczywiście z rodziną, tam, gdzie jest pięknie, gdzie jeszcze nie byłem, i wrócić za rok.

- Jako aktor specjalizuje się Pan w graniu czarnych charakterów. Majstersztykiem w Pana wykonaniu jest postać Janusza Tracza z „Plebanii”. Jakiś czas temu znajoma oznajmiła mi z wielkim zdziwieniem: „Widziałam na Jasnej Górze Tracza!”. Czy nie jest trochę tak, że ludzie odbierają Pana w kontekście granych postaci?

Reklama

- Zwykle jestem utożsamiany z postacią z serialu „Plebania”, a ponieważ większość ludzi nie zna mnie z innych ról, ta postać ma dla nich po prostu moją twarz i tyle. Trudno się dziwić… (śmiech). Ale zdarzało mi się grać kobietę, kiedyś grałem nawet kurę - to była chyba najtrudniejsza rola. Marzyłem wtedy o Hamlecie, a tu - kura. Samo życie! (śmiech).

- Obecnie przeżywamy w Kościele Rok Wiary. Co możemy według Pana zrobić, by jeszcze bardziej być ludźmi wiary?

- Wiara rodzi się ze słuchania. Słuchać, co Kościół ma do powiedzenia, słuchać Papieża Franciszka! Św. Franciszek biegał po Asyżu i wołał, że Miłość nie jest kochana…. A przede wszystkim - słuchać Słowa Bożego, napełniać się nim, pożerać. Zaglądać do Biblii, codziennie. Zajadać się nią. „Zjedz ten zwój” - powiedział Pan do Ezechiela (Ez 3, 1). Budować w ten sposób relację z Bogiem, który chce uczestniczyć w naszym życiu, chce przez swoje Słowo mówić nam, co mamy robić, mówić nam o swojej miłości.
No i - być bardziej ludźmi modlitwy. Nie tylko pacierza, kiedy to człowiek mówi, a Bóg słucha. Wychodzić na pustynię, choćby na 15 minut, żeby samemu posłuchać, żeby usłyszeć.

- W jednym z wywiadów czytałam, że w młodości chciał Pan zostać księdzem. Ostatecznie zwyciężyła miłość do aktorstwa. Zapytam trochę przekornie: nie żałuje Pan swojej decyzji?

Reklama

- „Nie wspominajcie wydarzeń minionych, nie roztrząsajcie w myśli dawnych rzeczy” - mówi Biblia (Iz 43, 18). Św. Paweł w Liście do Filipian pisze, że zapominając o tym, co jest za nim, zwraca się ku temu, co jest przed nim i biegnie ku mecie… (zob. Flp 3, 13-14).
Gdybym nawet chciał żałować, to patrząc na swoją rodzinę - nie mógłbym! (śmiech).

- Co jest najważniejsze w życiu Dariusza Kowalskiego, co Panu daje siłę?

- Miłość.

- A teraz zapytam w imieniu Czytelników „Niedzieli Podlaskiej”. Chętnie wraca Pan w rodzinne strony?

- Oczywiście, tam czuję się naprawdę u siebie, naprawdę dobrze. No bo jak można czuć się źle na Podlasiu? Tym bardziej że tam ciągle mieszka moja mama, tam jest grób mego ojca… Kiedy gdziekolwiek mówię, że pochodzę z Podlasia, od razu słyszę przychylne opinie na temat życzliwości mieszkańców, dobre wspomnienia z pobytu na podlaskiej ziemi. A sam - kiedy przejeżdżam most na Bugu - od razu czuję się lepiej!

2013-03-28 12:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Norwegia: w ostatnich latach potroiła się liczba katolików

[ TEMATY ]

katolicy

BOŻENA SZTAJNER

W ostatnich latach potroiła się liczba katolików w Norwegii. W ostatnich ośmiu latach liczba zarejestrowanych członków Kościoła katolickiego wzrosła z 42 do 110 tys. - poinformował biskup Oslo Bernt Ivar Eidsvig w rozmowie z katolicką rozgłośnią w Kolonii "Domradio".
CZYTAJ DALEJ

Niepokojące informacje o stanie zdrowia ks. Michała Olszewskiego

2024-12-24 11:49

[ TEMATY ]

Ks. Michał Olszewski

stres pourazowy

Profeto

Mecenas Krzysztof Wąsowski przekazał dziennikarzom Telewizji wPolsce24 budzące niepokój informacje o stanie zdrowia ks. Michała Olszewskiego. Jednocześnie poinformował, że duchowny modli się za wszystkich i odprawi Mszę „za wiernych, widzów i dziennikarzy telewizji wPolsce24, którzy walczyli o jego uwolnienie”.

Podziel się cytatem — przekazał mec. Krzysztof Wąsowski, obrońca ks. Michała Olszewskiego, czytamy na portalu wPolityce.pl
CZYTAJ DALEJ

Kard. Pizzaballa na Pasterce w Betlejem: nie bójmy się „Cezarów Augustów tego świata”

2024-12-25 17:42

[ TEMATY ]

Betlejem

Pierbattista Pizzaballa

kard. Pizzaballa

Karol Porwich /Niedziela

W noc Bożego Narodzenia łaciński patriarcha Jerozolimy kard. Pierbattista Pizzaballa odprawił pasterkę w kościele św. Katarzyny w Betlejem, znajdującym się obok Groty Narodzenia Jezusa Chrystusa. W homilii wezwał, by nie bać się „Cezarów Augustów tego świata”.

Wyznał, że w tym roku z trudem przychodzi mu głosić radość z narodzin Chrystusa. „Pieśń Aniołów, którzy wyśpiewują chwałę, radość i pokój, wydaje mi się nie na miejscu po męczącym roku, na który składały się łzy, krew, cierpienie, często zawiedzione nadzieje i pokrzyżowane plany na rzecz pokoju i sprawiedliwości. Lament zdaje się przytłaczać śpiew, a bezsilny gniew zdaje się paraliżować każdą ścieżkę nadziei” - stwierdził hierarcha.
CZYTAJ DALEJ
Przejdź teraz
REKLAMA: Artykuł wyświetli się za 15 sekund

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję