Kursy są „szyte” na miarę uczestników. Historia kursów zaczęła się w Meksyku. Jose Prado Flores - świecki teolog zachwycił się świeżością wiary Zielonoświątkowców i zapragnął, aby takie ożywienie wiary nastąpiło w Kościele katolickim. Owocem tego pragnienia było powstanie W 1980 r. pierwszej kerygmatycznej szkoły nowej ewangelizacji. Niedługo później odbył się też pierwszy kurs... o ewangelizacji, który trwał kilka tygodni i do dzisiaj nosi nazwę „Paweł” - apostoła, który podbił świat dla Ewangelii. Obecnie szkoły obejmują już ok. 60 krajów na 5 kontynentach.
Reklama
Oferta kursów jest bardzo szeroka. Adresowane są one zarówno nie tylko do osób zrzeszonych w szkołach nowej ewangelizacji, ale do wszystkich, którzy pragną nie tylko lepiej poznać Boga, ale „spróbować” jak On jest dobry, zamknąć się w Jego obecności, dotknąć tego, o czym mówi Słowo Boże. Trwają one kilka dni i są prowadzone zarówno przez duchownych, jak i świeckich. Każdy kurs jest pochyleniem się nad konkretnym aspektem wiary. Pierwszy z nich, najbardziej podstawowy to „Nowe Życie”. Osoby, które biorą w nim udział zgłębiają podstawy wiary, które często gdzieś umykają w natłoku doktryny. Kolejne kursy to m.in.: „Paweł” - o ewangelizacji; „Jan” - jak być uczniem Jezusa; „Uczniowie z Emaus” - dający konkretne wskazówki, jak w świeży sposób odczytać Pismo Święte. Należą one do tzw. SESA - programu Szkół Nowej Ewangelizacji św. Andrzeja. Oprócz tego tradycyjnego kanonu można się jeszcze wybrać na tzw. kursy autorskie, napisane przez Diecezjalna Szkołę Nowej Ewangelizacji. - Najczęściej są one skierowane na uzdrowienie i uwolnienie - tłumaczy M. Pietroszek. - Wyraźnie widzimy przy ich tworzeniu prowadzenie Ducha Świętego. Rodzą się one na modlitwie. Obserwujemy, czego potrzebują osoby w danym czasie. Na początku zabieramy się za pracę nad danym kursem, a potem Bóg daje nam konkretne doświadczenia potrzebne do prowadzenia go - tłumaczy Pietroszek.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Tak zrodziło się już wiele kursów: „Rafael” - o uzdrowieniu wewnętrznym, „Dawid i Goliat” - o pokonywaniu życiowych trudności, „Jabes” - o modlitwie prośby. Pierwsze przychodzi światło, widać wyraźna potrzebę pogłębienia jakiegoś zagadnienia rzeczywistości wiary, a następnie sprawy bierze „w swoje ręce” Duch Święty. A on nie zawodzi…
To działa!
Reklama
Wiele osób po kursach wyznaje, że całkowicie przemieniło się ich życie, w końcu mogli odetchnąć pełną piersią i doświadczyć, co to znaczy być zbawionym i wolnym. Czasami przyjeżdżają z przymusu, bo ktoś z rodziny ich namówił, wręczył „wejściówkę” i nie wypadało już odmówić, a potem… muszą się przymuszać, aby wrócić, bo ciężko schodzi się z góry Tabor. - Kursy w tematyce są różne, ale w każdym najważniejszy jest element uzdrowienia, uporządkowania jakieś sprawy - wyznaje Stanisława Jakubiec z DSNE. - W tym wszystkim pomaga to, że angażują one całego człowieka, na maksa, a właśnie przez działanie najlepiej się uczymy - dopowiada. - „Rafael” był kursem, który dokonał przełomu w moim życiu. Był 2011 r. i coś we mnie pękło. Za dużo rzeczy się uzbierało - od dzieciństwa brakowało mi matki, która wcześniej umarła. Szukałam Boga, bo nic nie dawało mi szczęścia i tak trafiłam na ten kurs. Zaczęło dokonywać się uzdrowienie z ran dzieciństwa, wyzwolenie z niskiego poczucia własnej wartości, ucichły dręczące mnie pytania: „Jak mogę być dobrą matką, jak nie miałam wzorca?”. Doświadczyłam, że nie wszystko kończy się tutaj, ale wiem z Kim i dokąd idę. To nie było tylko chwilowe „zachłyśniecie się” Bogiem, ale doświadczenie, którego owoce do dzisiaj czuję - wyznaje Magdalena Glos z DSNE. - Kluczowy kurs? Dla mnie był to „Jan”. Wiem, że gdybym się na nim nie znalazła moje życie wyglądałoby dzisiaj inaczej. Dzięki niemu doświadczyłam w sposób prawie fizyczny, że mam Ojca w Niebie - opowiada o swoim doświadczeniu Boga na kursie Marzena Pietroszek.
Najczęstszy lęk przed udziałem w kursie? Z pewnością jest związany z ich innowacyjną formą, która wymaga porzucenia stereotypów i całościowego zaangażowania się. Nie wystarczy siedzieć gdzieś „w kącie” i spisywać usłyszane informacje, ale trzeba wejść na całego. A to zawsze wiąże się z ryzykiem… bycia dotkniętym do szpiku kości przez Ducha Świętego i całkowitego wywrócenia życia. - Czasami jesteśmy bardzo obciążeni codziennymi obowiązkami, nie czujemy Boga, bo w zgiełku nie jesteśmy w stanie Go usłyszeć. A taki czas Jemu ofiarowany, w którym wołamy: „Mów Panie, bo sługa Twój słucha” pozwala w końcu złapać Jego fale - zachęca Marzena, aby jednak zaryzykować.
W ostatnim tygodniu czerwca odbywa się się kurs „Nowe Życie” i „Gabriel”, a z początkiem lipca „Mojżesz”. W ofercie wakacyjnej znajduje się też „Paweł”, „Jan” i „Siedmioro Młodych”. A może jednak warto zaryzykować?
Więcej informacji na stronie: www.sne.bielsko.pl.