O założycielu Towarzystwa Pomocy im. św. Brata Alberta opowiedział ks. dr Aleksander Radecki. W części muzycznej wieczoru wystąpił Michał Zator, jedyny śpiewający harfista w Polsce. Wieczór poprowadził Stanisław Rybarczyk.
– Brat Jerzy Marszałkowicz był człowiekiem, który przyniósł sławę temu miejscu i ludziom, pokazał serce, które miał dla innych jak na dłoni – mówił Stanisław Rybarczyk.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Ks. Aleksander Radecki przedstawił skrótowo życiorys br. Marszałkowicza i dzieło jego życia z perspektywy 6 lat po jego śmierci. – Na szczęście dla nas wszystkich nie zaowocowało ono zapomnieniem o Jureczku. Jego wspomnienie pozostało na zawsze żywe – podkreślał ks. Radecki.
Jerzy Adam Marszałkowicz urodził się 19 stycznia 1931 r. w Zgłobicach pod Tarnowem. W 1945 r. musiał uciekać do Wrocławia przed prześladowaniami władzy komunistycznej. Cztery lata później został przyjęty na Uniwersytet Wrocławski. W lutym 1956 r. ukończył seminarium, ale do święceń kapłańskich nie przystąpił. W 1959 r. został bibliotekarzem w WSD we Wrocławiu a w roku 1962 powierzono mu funkcję głównego furtiana portierni seminaryjnej.
Reklama
– W tym czasie zetknął się z ludźmi bezdomnymi, ubogimi, a zwłaszcza alkoholikami, którzy przychodzili i prosili o wsparcie. Zainspirowany postacią św. Brata Alberta zaczął im systematycznie pomagać – mówił ks. Radecki. Przypomniał, że brat Jerzy nawiązał kontakt z wieloma instytucjami pomocowymi a w 1971 r. wystąpił do władz Wrocławia, prosząc o udostępnienie budynku na dom noclegowy. Spotkał się jednak z odmową. 10 lat później stał się inicjatorem i współzałożycielem Towarzystwa Pomocy im. św. Brata Alberta, które zostało zarejestrowane 2 listopada 1981 r. W noc Wigilii Bożego Narodzenia tegoż roku, za zgodą kard. Henryka Gulbinowicza, opuścił seminarium i zamieszkał z dziesięcioma bezdomnymi w pierwszym schronisku Towarzystwa przy ul. Lotniczej we Wrocławiu.
– Brata Jerzego poznałem w dniu, w którym zgłosiłem się do seminarium wrocławskiego. Do bramy podprowadzili mnie mali chłopcy, którym zafundowałem lody. Kiedy przeszedłem przez bramę, zobaczyłem brata Jerzego, jak rozdaje chleb siedzącym na schodkach bezdomnym. Tak się to dla mnie zaczęło w 1970 r. – dzielił się ks. Radecki i podkreślał: – Jureczek w zapomnienie absolutnie iść nie powinien, bo dzieło, jakiego się podjął, końca mieć nie będzie w ziemskim wymiarze naszego życia. Co sam Pan Jezus zapowiedział: Ubogich zawsze macie między sobą. A skoro tak, to każdy z nas z miłości i z realizowania dzieła miłosierdzia będzie sądzony.
Ks. Radecki zauważył, że brat Jerzy zawstydza nas konsekwentną postawą pokory, odwagi, skromności, ubóstwa, wiary, poświęcenia, wyrażającą się w służbie bliźnim, będącym w potrzebie.
– Nic dla siebie nie chciał. Mógłby żyć inaczej? Oczywiście! Ale najwyraźniej odkrył sekrety prawdziwego człowieczeństwa (…) a w niebie tylko to się będzie liczyło – mówił kapłan.
Przypomniał, że za pośrednictwem Jerzego Marszałkowicza powstało wiele schronisk. Jego posługa była więc doceniana nie tylko przez kapłanów. Był wielokrotnie wyróżniany licznymi medalami i odznaczeniami.
Reklama
– Wiemy, że drzewo poznaje się po owocach. Schroniska dla osób w kryzysie bezdomności firmowane przez TPBA nie przestały istnieć. Co więcej – przybyło ich w naszej Ojczyźnie. Czyli problem nie przestał istnieć. I to stwierdzenie jest bardzo ważne dla każdego z nas, bo stanowi prowokację do podejmowania konkretnych działań, do pielęgnowania wyobraźni miłosierdzia. A ona okaże się niezwykle istotna dla każdego z nas w dniu Sądu Ostatecznego – mówił ks. Radecki, podkreślając, że będziemy wtedy sądzeni z miłości.
– Ile byśmy dali za to, żeby znać pytania do egzaminu? A te pytania są tutaj znane, tylko daty egzaminu nie znamy. Ale przygotować się można – zachęcał kapłan z uśmiechem.
Zauważył, że standard życia w schroniskach uległ dzisiaj znacznej poprawie. Towarzystwo zaś rozszerzyło swoją działalność poza granice Wrocławia a echem miłosierdzia płynącym z posługi br. Jerzego Marszałkowicza są już nie tylko noclegownie i schroniska, ale m.in. pracownie rzemieślnicze, streetbusy, streetworking i inne jego duchowe dzieci. Przypomniał też postać ks. Franciszka Głoda, którego nazwał bratnią duszą br. Marszałkowicza.
– Dzisiaj chcę zaapelować o to, by miłosierdzie stało się naszą drugą naturą, tak jak u Jureczka. Kiedy on odkrył to swoje powołanie w powołaniu, oddał się bez reszty potrzebującym – apelował ks. Radecki i tłumaczył, że chodzi o coś znacznie trudniejszego niż rzucanie drobnego wsparcia bezdomnym. Warto w swoim miesięcznym budżecie przewidzieć drobną sumę, tzw. dziesięcinę na dany cel i przekazywać ją systematycznie. – Święci nie mieli złudzeń: „To u Boga mamy, co ubogim damy”. Uczmy się od świętych! – zakończył ks. Radecki.
W drugiej części wieczoru Michał Zator wykonał reinterpretacje kompozycji, m.in. Ennio Morricone, Seweryna Krajewskiego oraz autorskie aranżacje najpiękniejszych pieśni religijnych. – Repertuar, który p. Michał wybrał na dzisiejszy wieczór jest tak dobrany, by tematy pojawiające się w I części znalazły kontynuację w jego muzyce. Słowo przechodzi w muzykę a muzyka w słowo. A wszystko to ma zostać w sercu i głowie – mówił Stanisław Rybarczyk.