WIESŁAWA LEWANDOWSKA: Nie od dziś wiadomo, że Rosja buduje swą potęgę imperialną w oparciu o gaz i ropę naftową. Tymczasem Europa i Polska dopiero w momencie realnego zagrożenia z jej strony zaczyna się zastanawiać nad uniezależnieniem się od rosyjskich dostaw tych surowców. Dlaczego tak późno?
DR PIOTR NAIMSKI: Lepiej późno niż wcale. 25 lat temu rządy państw zachodnich ogłosiły, że zimna wojna skończyła się sukcesem Zachodu. Na Zachodzie z radością cięto wydatki na obronę, Rosja zaś dążyła konsekwentnie do odbudowy swego mocarstwowego statusu, wykorzystując w tym celu wszystkie możliwe narzędzia praktyczne. Przede wszystkim utrzymała dochody ze sprzedaży ropy naftowej i gazu jako podstawowych źródeł finansowania rosyjskiego państwa. Jednocześnie Rosja z powodzeniem realizuje politykę uzależniania państw europejskich od swoich dostaw gazu i ropy naftowej. Na Zachodzie do tej pory jakoś nie chciano tego dostrzegać, lekceważono, starano się minimalizować zagrożenie dla bezpieczeństwa energetycznego, realizując pozornie łatwiejszą taktykę wymiany z Rosją według zasady: Moskwa daje surowce, a duże państwa europejskie płacą i dają dostęp do nowoczesnych technologii, w tym też militarnych.
Reklama
Mimo że już na początku lat 90. XX wieku Kreml zaczął wykorzystywać argument „zakręcenia kurka z ropą i gazem” jako narzędzie politycznego szantażu...
Pomóż w rozwoju naszego portalu
To prawda, po raz pierwszy w styczniu 1992 r. Rosja pokazała w praktyce, że jest w stanie z powodów politycznych ograniczać dostawy gazu do Polski. W 2006 r. Rosjanie, będąc w sporze z Ukrainą, wywołali kryzys w dostawach dla Kijowa i niektórych odbiorców w UE. Wtedy po raz pierwszy kraje Zachodu zdawały się doznać otrzeźwienia, dzięki któremu zaczęły trochę innym okiem patrzeć na analizy płynące od nas, z Warszawy, wskazujące, że uzależnienie od rosyjskich surowców może być strategicznie bardzo groźne. Rosjanie nie ukrywali, że eksport ropy naftowej i gazu ziemnego jest przez nich traktowany jako narzędzie do uprawiania polityki zagranicznej.
Już w 1990 r. na Kremlu sformułowano tzw. doktrynę Falina-Kwicińskiego, mówiącą o zastąpieniu czołgów rurociągami naftowymi i gazociągami.
Jakie przeciwdziałania proponowała Polska po ukraińskim kryzysie gazowym w roku 2006?
Reklama
Rząd PiS formułował projekty współdziałania na forum europejskim. Jedną z naszych propozycji było stworzenie mechanizmu reagowania kryzysowego na wypadek zakłóceń w dostawach gazu do któregokolwiek z uczestników takiego porozumienia. Wtedy spotkało się to ze sceptycyzmem, w Berlinie próbowano nam tłumaczyć, że „rynek” sam wypracuje najlepsze rozwiązania, że nie można mieszać polityki z gospodarką, a w Paryżu kręcono nosem na propozycję współpracy z USA w tym zakresie. Dopiero kryzys w roku 2009, dramatyczny dla Bułgarii, trudny dla Słowacji i Polski, a odczuwalny nawet w odległej Wielkiej Brytanii, uruchomił prace w Komisji Europejskiej i spowodował poważniejsze podejście do problemów bezpieczeństwa energetycznego w wielu państwach członkowskich UE.
Na czym konkretnie polegało to poważniejsze podejście?
W UE przekonano się do proponowanego przez rząd PiS już w 2006 r. pomysłu budowania transgranicznych połączeń międzysystemowych, które umożliwiałyby wzajemną pomoc w razie kryzysu dostaw. Chodziło o to, aby te połączenia zapewniały możliwość dostaw w obydwie strony i były traktowane niekomercyjnie. Przełomem był jeden z unijnych dokumentów, w którym po raz pierwszy zapisano, że budowa połączeń międzysystemowych nie musi być w stu procentach uzasadniona ekonomicznie i może wynikać z troski o bezpieczeństwo dostaw.
A więc jednak uznano wyższość bezpieczeństwa energetycznego nad ekonomią!
Tak, choć w długich dokumentach Komisji Europejskiej pisano to wtedy bardzo małym drukiem...
Jakie mechanizmy wypracowano do tej pory w celu zapewnienia bezpieczeństwa energetycznego Europy z uwagi na niepewność rosyjskich dostaw?
Reklama
Najważniejszy wydaje się tzw. trzeci pakiet energetyczny zakładający m.in., że właściciel gazociągu i właściciel gazu nie mogą zarządzać gazociągiem. Na terenie Polski wielki gazociąg jamalski jest własnością spółki polsko-rosyjskiej EuRoPol GAZ (niestety, z faktyczną dominującą pozycją Gazpromu), ale operatorem tego gazociągu od 2011 r. jest polski Gaz-System, spółka Skarbu Państwa, która zarządza ponadto wszystkimi gazociągami przesyłowymi w Polsce. Dzięki temu możemy w razie potrzeby skorzystać z „wirtualnego” rewersu na gazociągu jamalskim.
Co to znaczy „w realu”?
Gazociągiem jamalskim płynie przez Polskę do odbiorców zachodnich prawie 30 mld m3 gazu. W razie potrzeby możemy odkupić część tego gazu np. od Niemców i odebrać go wprost z tego gazociągu w polskich miejscach odbioru, czyli we Włocławku i Lwówku. W sumie z obydwu tych punktów będzie to maksymalnie 5,5 mld m3, z uwagi na ograniczone możliwości techniczne.
Możliwość takiego „wirtualnego” zawrócenia rosyjskiego gazu dla Zachodu nie rozwiązuje więc problemu polskiego bezpieczeństwa?
Dzisiaj nie ma możliwości pełnego zastąpienia dostaw z Rosji w przypadku całkowitego ich przerwania. Gaz-System planuje uruchomienie możliwości fizycznego zawrócenia gazu w gazociągu jamalskim od kwietnia tego roku. W dalszym ciągu będzie to jednak jedynie 5,5 mld m3 z powodu braku możliwości odebrania większej ilości we Włocławku i Lwówku. Od Rosji kupujemy obecnie ok. 10 mld m3, czyli polskim odbiorcom nadal brakowałoby kolejnych 5 mld. Jedynie dobrej woli Rosjan zawdzięczaliśmy w 2009 r. możliwość zastąpienia zatrzymanych dostaw przez Ukrainę zwiększonymi dostawami przez Białoruś.
Obecnie bardzo liczymy na wspólne europejskie rozwiązania w zakresie bezpieczeństwa energetycznego...
Reklama
Po pierwsze trzeba tu pamiętać, że za bezpieczeństwo energetyczne odpowiadają w UE rządy krajów członkowskich. Ani Parlament Europejski, ani Komisja Europejska, ani Rada Unii Europejskiej, ani nawet Rada Europejska nie są za to odpowiedzialne. Zatem to rządy muszą mieć odpowiednie narzędzia, by móc się wywiązać z obowiązku. To w państwach członkowskich suwerennie muszą być podejmowane decyzje o preferowanych źródłach energii, muszą być przyjmowane ustawy i regulacje określające otoczenie dla działających na rynkowych zasadach sektorów energetycznego i wydobywczego oraz towarzyszących im przedsięwzięć. Od UE trzeba oczekiwać przemyślenia i rewizji tych polityk, które bezpośrednio lub pośrednio utrudniają własną i tanią produkcję energii w Europie. Administracyjne ograniczanie emisji CO2 albo mnożenie niepotrzebnych regulacji dotyczących wydobycia gazu ze złóż łupkowych utrwala uzależnienie od importowania gazu i ropy. W Europie są złoża łupkowe, a także tak lekceważony obecnie węgiel.
Panie Pośle, na czym powinna polegać wymarzona dziś przez nas europejska „solidarność energetyczna”, by była naprawdę korzystna dla krajów takich jak Polska?
Solidarności można oczekiwać w przypadkach kryzysowych. Prawdopodobnie wymagać to będzie szczegółowych porozumień określających jej zakres i techniczne uwarunkowania. Donald Tusk od kilku dni zgłasza publicznie projekt „uwspólnienia zakupów gazu w UE”. Pozornie brzmi to nieźle, ale w praktyce dla Polski oznaczałoby to, że niemieckie koncerny będą ponad naszą głową podpisywały kontrakty z Gazpromem i udostępniały Polsce rosyjski gaz na warunkach ustalonych między Berlinem i Moskwą, no może z mniejszościowym udziałem Paryża… Nie tędy droga do suwerenności Polski w dziedzinie dostaw surowców i energii. Wydaje się, że wyrazem tej solidarności w czasach „normalnych” mogłoby być przemyślenie na poziomie UE zasad pomocy publicznej dla sektorów energetycznego i wydobywczego. Obecne przepisy ogólne bardzo ograniczają takie możliwości, a przecież to dotyczy firm i inwestycji o znaczeniu fundamentalnym dla bezpieczeństwa energetycznego i dla bezpieczeństwa przez duże „B”! państwa.
Reklama
W Europie dopiero teraz rozważa się rozmaite scenariusze większego uniezależnienia się od „politycznych” rosyjskich surowców energetycznych. Na ile realne są dzisiejsze nadzieje Europy na import taniego amerykańskiego gazu z łupków?
Oczywiście jest to jakaś strategiczna perspektywa dla Europy. Gdy amerykański Kongres wyrazi zgodę na eksport tego gazu do określonych krajów europejskich, to otworzy drogę do zbudowania alternatywy dla całej UE, gdzie w tej chwili 30 proc. gazu pochodzi z Federacji Rosyjskiej. Gdyby stworzono możliwość większych dostaw z innych kierunków, to obniżyłoby to cenę rosyjskiego gazu dla Europy. Technicznie rzecz biorąc, Amerykanie w przypadku podjęcia decyzji o eksporcie w stronę Europy mogą zacząć dostawy w drugiej połowie 2015 r.
Do jakiego stopnia taka nowa strategia europejskiego bezpieczeństwa energetycznego jeżeli zostanie kiedyś wdrożona, jeśli do Europy popłynie np. właśnie amerykański tani gaz może utemperować rosyjskie aspiracje imperialne?
Reklama
Wiadomo, że głównym źródłem dochodu państwa rosyjskiego jest w tej chwili sprzedaż ropy i gazu. Pozbawienie Rosji lub uszczuplenie tych dochodów może spowodować konieczność przynajmniej długiego zawieszenia planów reintegracji imperium rosyjskiego. Z taką sytuacją mieliśmy już do czynienia w latach 80. ubiegłego wieku, kiedy to na skutek aktywnej, przemyślanej polityki Stanów Zjednoczonych cena ropy naftowej na rynkach światowych została obniżona do tego stopnia, że eksport rosyjski przestał przynosić oczekiwane dochody i Rosjanie musieli ograniczyć swoje wydatki, między innymi związane ze zbrojeniami. A zatem teoretycznie może to być skuteczne narzędzie.
Polska nie jest dziś krajem energetycznie bezpiecznym, bo w zbyt dużym stopniu uzależnionym od rosyjskiej ropy i gazu. A przecież już od dość dawna mówiło się u nas o konieczności dywersyfikacji dostaw tych surowców...
Mówiło się też, że od tego zależy nie tylko energetyczne bezpieczeństwo kraju... Jednak, choć podjęto także pewne działania, np. budowę polskiego gazoportu w Świnoujściu, to... ciągle go nie mamy. Gdyby zrealizowano przygotowany przez rząd PiS pierwotny harmonogram z 2007 r., to już pod koniec grudnia 2012 r. gazoport mógłby być czynny. Rząd Tuska zablokował prace na prawie rok i przyjął inny harmonogram, według którego inwestycja miała być gotowa w połowie 2014 r. Wiadomo, że nie będzie. Eksperci i menadżerowie mówią dziś o roku 2015. Tymczasem dla naszego bezpieczeństwa każdy miesiąc opóźnienia jest groźny, podobnie jak groźne mogą być usterki przy budowie tej instalacji.
Wydaje się, że polski rząd jest ciężko przestraszony obecną sytuacją miejmy nadzieję, że zechce odrabiać stracony czas...
Reklama
Dobrze by było, aby ten kryzys zaowocował trwałymi decyzjami i konkretnymi posunięciami. Nawet jeżeli w perspektywie tygodni czy miesięcy nie uda się wiele poprawić, to oby się okazało, że ukończenie inwestycji w Świnoujściu zostanie uznane przez PO za sprawę arcyważną, że budowa nowych gazociągów zostanie przyspieszona, że wszystkie inwestycje związane z bezpieczeństwem energetycznym będą przebiegały szybciej, niż przewidują to normalne polskie procedury. Należałoby pilnie usprawnić i przyspieszyć budowę nowych elektrowni. Cały pakiet dotyczący bezpieczeństwa energetycznego i zaopatrzenia w strategiczne surowce polskiej gospodarki powinien być potraktowany po nowemu.
Czyli jak?
Premier Tusk, zamiast snuć jakieś niekonkretne wizje „unii energetycznej”, powinien zająć się likwidowaniem zagrożeń dla istotnych inwestycji w Polsce. Opóźnienia w Świnoujściu, ciągle brak rządowego projektu ustawy „łupkowej”, tak potrzebnej dla przyspieszenia budowy tego nowego przemysłu, brak reakcji rządu na wstrzymanie budowy elektrowni w Ostrołęce itd. Rząd PO może się wykazać, likwidując 7-letnie już zaniedbania, które osłabiają energetyczne bezpieczeństwo Polski.
Czy w potraktowanym „po nowemu” polskim pakiecie bezpieczeństwa energetycznego powinno się znaleźć miejsce na „stary” węgiel?
W żadnym razie nie powinniśmy rezygnować z wykorzystania węgla, choć trzeba myśleć poważnie o sanacji polskiej energetyki węglowej oraz górnictwa na Śląsku. Trzeba zacząć poważnie myśleć o wydobyciu gazu i ropy z polskich łupków. Do wszystkich kwestii związanych z bezpieczeństwem energetycznym trzeba dziś w Polsce podchodzić z nadzwyczajną świadomością wszystkich możliwych zagrożeń, zgodnie z polską racją stanu. I tak jak zaczęła się teraz wreszcie poważna dyskusja na temat stanu polskiej armii, tak niezbędna jest również bardzo poważna dyskusja nad stanem bezpieczeństwa energetycznego.
* * *
Piotr Naimski polityk, biochemik, nauczyciel akademicki, działacz opozycji w okresie PRL, publicysta, były wiceminister gospodarki, poseł na Sejm VII kadencji