Cytuje Pani często smutne listy od czytelników „Niedzieli”. Ludzie naprawdę mają kłopoty, smutek, braki. Boleję i współczuję, i proszę Pana Boga o pomoc. Ale przy listach takich jak Pani Janiny z „Niedzieli” nr 6./2014, w którym czytamy: „...nikt mnie już nie bije, nie poniewiera” można zapłakać.
O życiu moich znajomych też wiele wiem.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Ja swoje życie ułożyłam tak, jak chciałam, więc nie narzekam, nie biadolę, że jest tak, jak jest. Jest samotnie i smutno, ale czy wspomnienia Pani Janiny nie są bardziej smutne?
Pisałam Pani o mojej fascynacji „Dzienniczkiem” św. Siostry Faustyny. Żadna spośród moich znajomych i sąsiadek tej fascynacji nie podziela. Wczoraj znajoma praktykująca przykładnie katoliczka stwierdziła, że „św. Faustyna pewnie konfabulowała, bo to przecież niewykształcona dziewczyna”. Można też zapłakać, słysząc takie zdania z ust osoby z dyplomem wyższej uczelni, no i praktykującej katoliczki.
Rozpisałam się, a piszę z trudem. Moja połamana ręka nie chce mi służyć. Do tego boli...
Wierna Czytelniczka
Reklama
Te listy to jakby małe zamyślenia nad ludzkim losem, kryjące między wierszami głębokie treści. Cóż możemy wyczytać z tych fragmentów? Że niektóre osoby mają trudniej niż my. Ale i my mamy czasem niewesołe życie. Lecz nic to, bo jeszcze inni, choć mają wykształcenie i pewnie powodzenie w życiu, są bardziej ubodzy od nas, gdyż nie doceniają duchowej strony życia. Stąd wniosek, że kto żyje duchem, ten jest prawdziwie szczęśliwy.
Siostra Faustyna może i nie miała wyższego wykształcenia, ale była osobą bardzo uduchowioną. I w rezultacie została świętą.
Dla każdego świeckiego także jest otwarta droga do świętości, o czym zapewnia nas św. Josemaría Escrivá de Balaguer. Już wkrótce będzie beatyfikowany jego ziemski następca, Álvaro del Portillo…
Więc może i my mamy jakąś szansę?
Aleksandra