Reklama

Wiadomości

Policzyć siłę patriotyzmu

O pilnej konieczności wprowadzenia w Polsce prawdziwej obrony terytorialnej z prof. Romualdem Szeremietiewem rozmawia Wiesława Lewandowska

Niedziela Ogólnopolska 48/2014, str. 36-37

[ TEMATY ]

wywiad

polityka

Dominik Różański

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

WIESŁAWA LEWANDOWSKA: - Po niemal 20 latach Pana pomysły dotyczące obronności Polski zaczynają być realizowane - w dodatku przez tych, którzy je kiedyś ostro krytykowali i zwalczali. To chyba ogromna satysfakcja?

PROF. ROMUALD SZEREMIETIEW: - Trudno po tylu straconych latach tak to ocenić. Dzisiaj w sposób szczególny przypomina mi się refleksja mojej żony, która kiedyś, po moich kolejnych przykrych doświadczeniach, powiedziała, że często wyprzedzam epokę, ale zanim ta epoka mnie dogoni, to muszę na nią poczekać w niezbyt przyjemnych miejscach. Tak było w czasach PRL-u, ale, niestety, także w wolnej Polsce.

- Teraz znów epoka Pana dogania...

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

>

- Rzeczywiście, gdy usuwano mnie w 2001 r. z MON-u, jedną z prac, które wtedy realizowałem, była właśnie budowa systemu obrony terytorialnej, która dziś okazuje się potrzebna.

- To był Pana pomysł?

Reklama

- Jako przewodniczący Zespołu Bezpieczeństwa Narodowego Akcji Wyborczej Solidarność m.in. ten pomysł wniosłem do przygotowywanego programu AWS dotyczącego obronności, a po wygranych wyborach został on umieszczony także w planach rządu koalicyjnego; rząd AWS-UW podjął się wprowadzenia systemu obrony terytorialnej! Powstał w resorcie obrony - choć nie bez oporu ze strony ówczesnego szefa MON-u Janusza Onyszkiewicza z Unii Wolności - specjalny zespół, któremu przewodniczyłem i opracowaliśmy program budowy obrony terytorialnej.

- Projekt został przerwany wraz z Pana nieoczekiwanym odejściem z MON-u?

- Tak. Jednak już wtedy, w 2001 r., istniało siedem brygad Obrony Terytorialnej. Niestety, w następnych latach je zlikwidowano.

- Dlaczego?

- Ówczesnym decydentom wydawało się, że moje propozycje narażają kraj na zbędne wydatki. Działo się to w czasie, kiedy Francis Fukuyama obwieścił „koniec historii”, czyli zniknięcie - w dobie zwycięstwa demokracji parlamentarnej i gospodarki wolnorynkowej - jakichkolwiek ideologicznych powodów do toczenia wojen. Cieszono się z rozpadu Związku Sowieckiego, głównego wroga wolnego świata; wydawało się, że próbująca pokonać kryzys Rosja będzie zmierzała do modelu przyjętego na Zachodzie państwa demokratycznego. Nikt nie podejrzewał, że przywódcy Rosji wrócą do imperialnych planów.

- Tymczasem - w Polsce powinniśmy to widzieć najlepiej - na koniec historii wcale się nie zanosiło...

- Nie wszyscy chcieli to widzieć. Zachód zajął się walką z międzynarodowym terroryzmem. W Polsce również przyjęto za pewnik, że skoro wojna w Europie jest wykluczona, to jedynym zadaniem polskich Sił Zbrojnych jest uczestnictwo w międzynarodowych operacjach antyterrorystycznych, a do tego wystarczy niewielka, ekspedycyjnie sprawna armia zawodowa. Wydatek na wojska OT wydawał się więc zbędny.

Reklama

- Nawet orędownicy tamtych niefortunnych przekształceń armii przyznają teraz, że to był błąd. Pan natomiast nie musiał zmieniać zdania. Naprawdę nie jest to powód do satysfakcji?

- Nie! Wolałbym mimo wszystko, żeby polskie władze podejmowały wcześniej właściwe decyzje, zwłaszcza że powinny dostrzec, co planują politycy zasiadający na moskiewskim Kremlu.

- Polscy politycy lekceważyli to. Byli naiwni?

- Byli dziwnie zaślepieni. A przecież od momentu, gdy prezydentem Federacji Rosyjskiej został Władimir Putin, już można było zauważyć pierwsze symptomy zmian na gorsze. Po kilku latach każdy mógł obserwować ewolucję doktryny wojennej Rosji, poznać plany modernizacji i kierunki rozbudowy armii rosyjskiej. Trudno było nie zauważyć ćwiczeń prowadzonych tuż za naszymi granicami, podczas których symulowano atak atomowy na Polskę. I trudno było nie odnotować, że Rosja ogłosiła, iż rezerwuje sobie prawo do używania swoich sił zbrojnych na terenie sąsiednich państw, jeśli tylko dojdzie do wniosku, że zagrażają one jej interesom. Musiało niepokoić, że Putin ogłosił się obrońcą Rosjan mieszkających poza granicami Rosji. Widzieliśmy w Czeczenii, na co stać Moskwę. Była też najprawdziwsza wojna rosyjsko-gruzińska.

- Polska - jeśli nie liczyć prezydenta Lecha Kaczyńskiego - zanadto się tym wszystkim nie przejmowała...

- To prawda. Także po wojnie rosyjsko-gruzińskiej obowiązywało w Polsce nadal naiwne przekonanie, że przynajmniej do 2030 r. wojny w naszym regionie nie będzie.

Reklama

- Ten błogostan trwał do niedawna i dopiero niejako przez zaskoczenie został przerwany wojną na Ukrainie...

- Wydaje się, że dla wielu Europejczyków rzeczywiście było to spore zaskoczenie, zwłaszcza że wszelkie wcześniejsze ostrzeżenia były w dziwny sposób ignorowane. Warto przypomnieć, że na realne zagrożenie ze strony Rosji po raz pierwszy starał się zwrócić uwagę Europie właśnie prezydent Lech Kaczyński. Natomiast dowódca sił NATO w Europie - gen. John Craddock uznał za niedopuszczalne, że NATO nie ma tzw. planów ewentualnościowych na wypadek rosyjskiej agresji. W stolicach europejskich tego nie dostrzegano.

- A Polska dość uparcie redukowała swą siłę obronną. Stłamszeniu ulegały proobronne postawy Polaków, a pojęcie obrony terytorialnej - dziś w pewnym popłochu przywracane do łask - przestało istnieć w świadomości polityków i społeczeństwa. Nieodwracalnie?

- Mam nadzieję, że nie, choć rzeczywiście doprowadziło to do daleko posuniętej destrukcji. Dlatego, mimo że mój postulat tworzenia silnej obrony terytorialnej kiedyś został zignorowany, mimo doznanych przykrości, uważam, że nie czas na obrażanie się lub chełpienie: a nie mówiłem - trzeba działać!

- Jak doszło do powstania Biura Inicjatyw Obronnych, którego kierownictwo powierzono właśnie Panu?

Reklama

- Od niedawna pracuję w Akademii Obrony Narodowej i właśnie tam toczyliśmy dyskusję na ten temat. Ja uważałem, że trzeba sięgnąć po społeczny czynnik proobronny. Problematyką bardzo zainteresował się rektor AON. Po dyskusjach przyjęto kompromisowo, że trzeba w każdym województwie stworzyć co najmniej jeden zwarty oddział OT, który mógłby być realnym wsparciem dla wojsk operacyjnych.

- To jednak nie byłaby obrona terytorialna właściwie rozumiana...

- To prawda. Takie oddziały OT będą niejako na usługach wojsk operacyjnych, a właściwe siły terytorialne powinny być samodzielnym komponentem obronnym państwa z właściwymi tylko dla niego zadaniami. Wspieranie wojsk operacyjnych powinno być jednym z zadań OT, ale nie głównym, a tym bardziej nie jedynym. Skoro jednak wspomniane oddziały powstaną w ramach etatu Narodowych Sił Rezerwowych, to nic dziwnego, że takie „usługowe” zadania zamierza się im przydzielić.

- Narodowe Siły Rezerwowe nie przyciągały Polaków, nie przekonywały do służenia Ojczyźnie. Jaka jest pewność, że nowa formacja to zrobi?

- Moim zdaniem, z gotowością obywateli do obrony Ojczyzny jest coraz lepiej. Problem polega tylko na tym, by państwo zechciało takie postawy popierać i je zagospodarowywać. Rozmawiałem o tym z ministrem obrony, który uznał, że należy zrobić rozpoznanie postaw proobronnych w społeczeństwie.

- To znaczy?

- Przede wszystkim policzyć i zewidencjonować wszystkich chętnych. Trzeba by im zapewnić możliwość przeszkolenia wojskowego. Wydaje się, że MON nie lekceważy tego potencjału.

- Jak dotąd - choć w różnych przejawach istnieją od dość dawna - ruchy proobronne były raczej lekceważone, czasem wyśmiewane...

Reklama

- Rzeczywiście tak było. W Polsce działają rozmaite organizacje z tradycjami historycznymi - związki strzeleckie, Sokół, Legia Akademicka - lub nawiązujące do tradycji i historii Polski, np. grupy rekonstrukcyjne. Te organizacje rzadko były wspierane przez państwo, co najwyżej okazjonalnie jakimiś drobnymi środkami.

- Uważa Pan, że w oparciu o te cenne - bo bardzo patriotycznie nastawione - ruchy proobronne uda się w Polsce odbudować dobrą obronę terytorialną?

- Raczej zbudować od podstaw, ponieważ tak naprawdę nigdy prawdziwej OT w Polsce nie mieliśmy. Od okresu międzywojennego uznawano, że „prawdziwe” wojsko to tylko wojsko operacyjne, komponent ofensywny, w istotnej części zawodowy, wyposażony w możliwie najnowocześniejszy sprzęt, wymagający długiego szkolenia żołnierzy. Obrona terytorialna, nazwana w II RP Obroną Narodową, gorzej wyposażona i gorzej uzbrojona, była jedynie dodatkiem do wojsk operacyjnych i taką też rolę oddziały ON odegrały we wrześniu 1939 r. W PRL-u też stawiano na wojska operacyjne, a utworzone formacje Obrony Terytorium Kraju stały się roboczym popychadłem, np. do budowy fabryk, kolei, dróg, m.in. „gierkówki”. Nazywano je pogardliwie wojskami „łopata - ziemia - powietrze”.

- Jaka miała być ta obrona terytorialna, której organizowanie rozpoczynał Pan w połowie lat 90. ubiegłego wieku?

Reklama

- Wtedy, dziś to widzę, również popełnialiśmy podobne błędy. Ponownie staraliśmy się budować OT w ścisłym powiązaniu z wojskami operacyjnymi. Dlatego w „prawdziwym wojsku” od razu uznano, że OT jest kulą u nogi. Kiedy kolejni ministrowie likwidowali jednostki OT i w końcu je zlikwidowali, dowódcy wojsk operacyjnych odetchnęli z ulgą. Niewypałem okazały się też powołane po zawieszeniu poboru wojskowego Narodowe Siły Rezerwowe.

- Dlaczego nie zdały egzaminu?

- NSR miały być 20-tysięcznym dodatkiem do 100-tysięcznych zawodowych wojsk operacyjnych; mieli to być wyszkoleni specjaliści, których będzie można włączać w razie potrzeby do armii, np. gdy w jakiejś jednostce zabraknie czołgisty, artylerzysty, rakietowca... Miał to być taki „magazyn części zamiennych” dla armii zawodowej, tylko w roli tych „części” mieli wystąpić przeszkoleni rezerwiści. A skoro zawieszono pobór, czyli zaprzestano szkolenia rezerw, motywacją zgłaszania się do NSR były pieniądze, a płacono mało... Od kilku już lat „praca”, a nie służba żołnierska, a wraz z tym pensja - to główne czynniki motywujące do włożenia munduru wojskowego. NSR nie zapewniał pracy ani pensji.

- Jak więc będzie teraz?

- Z pewnością trzeba przyjąć, że do innych zadań ma być szkolony żołnierz wojsk operacyjnych, a do innych wojsk obrony terytorialnej. Świadomość tego powinna stać się udziałem głów decydujących o Siłach Zbrojnych. Trzeba przekonać dowódców wojskowych, że OT to nie jest dodatkowy kłopot, ale konieczne uzupełnienie systemu obronnego państwa. Nie wiem, czy to się uda.

- Nie wierzy Pan, że uda się ten opór pokonać?

Reklama

- Wiem, że to będzie bardzo trudne. Do tego mam działać w ramach obecnego układu politycznego i z ludźmi, którzy kiedyś odsunęli mnie od spraw wojska w sposób dla mnie bardzo bolesny.

- Można powiedzieć: „Przyszła koza do woza”?

- Nie liczę na komfort bycia wozem ciągnionym przez te kozy. Chciałbym robić to, co konieczne, zapominając - dla dobra sprawy - o osobistych pretensjach i zadrach. Sprawy, które mnie kiedyś tak bardzo dotknęły, nie są dziś najważniejsze. Co więcej, wspominanie pretensji byłoby dolewaniem oliwy do ognia w toczących się sporach politycznych, a mamy ich dziś w nadmiarze.

- Od czego, jako szef Biura Inicjatyw Obronnych, zaczyna Pan swoje działanie?

- Staram się znaleźć dla siebie odpowiednie miejsce w systemie obronnym kraju, opisać szczegółowo zadania BIO i ruszyć możliwie najszybciej, bo naprawdę uważam, że sytuacja na Wschodzie wymaga natychmiastowego działania. Nie wolno tracić czasu.

- Może więc uda się ogarnąć i wykorzystać ukryte pokłady polskiego patriotyzmu...

- Jak uczą nas historyczne doświadczenia, tylko dzięki patriotyzmowi można stworzyć naprawdę poważną siłę odstraszającą wrogów. A na początku chodzi przede wszystkim o to, aby możliwie jak największej liczbie obywateli przypomnieć, że istnieje ciążący na każdym z nas konstytucyjny obowiązek obrony Ojczyzny.

- Sądzi Pan Profesor, że Polacy naprawdę nie chcą o tym pamiętać?

- Ja tak nie sądzę, ale są tacy, którzy mają taką nadzieję.

* * *

Prof. Romuald Szeremietiew
Polityk, publicysta, doktor habilitowany nauk wojskowych, poseł na Sejm III kadencji, były wiceminister i p.o. ministra obrony narodowej, wykładowca Akademii Obrony Narodowej, szef Biura Inicjatyw Obronnych

2014-11-25 14:59

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Bp W. Śmigiel: „Wiarę musimy nie tylko bronić, ale także przekazywać ją w zrozumiały sposób”

„Budując przekaz na nauce Kościoła i Ewangelii, nie możemy się jednocześnie zamknąć wyłącznie we własnym systemie językowym. Wiarę musimy nie tylko strzec i bronić, ale także przekazywać ją w zrozumiały sposób” – powiedział bp Wiesław Śmigiel, pasterz diecezji toruńskiej, w rozmowie z ks. Tomaszem Podlewskim

Ks. Tomasz Podlewski: Drogi Księże Biskupie, piątkowe spotkanie z Papieżem i Msza w Bazylice Św. Pawła zakończyły wizytę „ad limina”. Czy na początku mógłby Ksiądz biskup podsumować ją w paru słowach?
CZYTAJ DALEJ

Abp Jędraszewski: obecne władze państwowe próbują zamykać drzwi Chrystusowi

2024-12-26 09:29

[ TEMATY ]

abp Marek Jędraszewski

Archidiecezja Krakowska

Abp Marek Jędraszewski

Abp Marek Jędraszewski

- Wiemy, że obecne władze państwowe próbują, niestety, zamykać drzwi Chrystusowi, zmniejszając liczbę godzin religii w szkole. Ponadto zapowiadają wprowadzenie obowiązkowego dla wszystkich uczniów przedmiotu, który może stać się narzędziem deprawacji moralnej nawet małych dzieci. Tym większym więc zadaniem, stojącym zwłaszcza przed rodzicami, jest zatroskanie o właściwe nauczenie i wychowanie ich potomstwa. Z jednej strony konieczna jest zatem solidarna postawa czujności i sprzeciwu. Z drugiej niezbędne jest podejmowanie, wspólnie przez nas wszystkich, różnorodnych działań - pisze w liście do wiernych Archidiecezji Krakowskiej abp Marek Jędraszewski.

Dzisiaj, w drugie Święto Bożego Narodzenia, słyszeliśmy o tym, jak św. Szczepan ujrzał „niebo otwarte i Syna Człowieczego, stojącego po prawicy Boga” (Dz 7, 56). Jak więc pasterze radowali się z tego, że mogli być świadkami tajemnicy Wcielenia Jednorodzonego Syna Bożego, znajdując w Betlejem „Maryję, Józefa i Niemowlę, leżące w żłobie” (por. Łk 2, 15-16), tak św. Szczepan, „pełen Ducha Świętego”, ujrzawszy „chwałę Bożą”, stał się świadkiem Chrystusa uwielbionego (por. Dz 7, 55-56), który po swojej śmierci zmartwychwstał i jako Bóg-Człowiek zasiadł po prawicy swego Ojca.
CZYTAJ DALEJ

Projektant zabawek erotycznych dla dorosłych prezentuje szopkę na wystawie watykańskiej

2024-12-26 11:08

[ TEMATY ]

Watykan

Włodzimierz Rędzioch

Nie osłabły kontrowersje wokół maskotki o nazwie „Luce”, jaką dla Watykanu na Rok Jubileuszowy zaprojektował Simone Legno, włoski twórca marki Tokidoki. Nie tak dawno okazało się, że firma współpracowała także z brytyjskim producentem zabawek erotycznych Lovehoney. Podobnie jak nowa maskotka, wraz z towarzyszącymi jej dodatkowymi maskotkami o imionach Fe, Xin i Sky, erotyczne zabawki są inspirowane japońską estetyką kiczu – podaje portal „Life Site News”. Firma Tokidoki promowała też miesiąc gejowskiej „Dumy” materiałami podobnymi w stylu do watykańskich maskotek. Teraz Simone Legno zaprezentował swoją szopkę w ramach wystawy „100 szopek w Watykanie”.

Lovehoney zainicjowała we współpracy z Tokidoki nową serię swoich erotycznych produktów w październiku 2016 r. Pooneh Mohajer, współzałożycielka Tokidoki, stwierdziła wówczas, że nowy projekt ma na celu promowanie „znaczenia zdrowia seksualnego i ogólnego dobrego samopoczucia”. Docelowy klient to dla obu firm osoby w wieku od 18-30 ze względu na popularność w tej grupie kultury japońskiej.
CZYTAJ DALEJ
Przejdź teraz
REKLAMA: Artykuł wyświetli się za 15 sekund

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję