ALEKSANDRA NITKIEWICZ: – „Dzieci z Brodą” śpiewają: „Życie, życie czeka na nowego człowieka. Rodzina, która na życie czeka, to jest wyjście dla człowieka”. Przyznam, że słowa te w kontekście Waszej licznej rodziny nabierają szczególnego znaczenia...
JOSZKO BRODA: – Jestem muzykiem i bardzo lubię grać i tworzyć płyty, ale prawdziwy sens odkrywam tam, gdzie pojawia się mały człowiek, któremu trzeba poświęcić cały swój czas. To było wspaniałe doświadczenie, kiedy zauważyłem, że muzyka nie jest sensem, bo zobaczyłem, że tam, gdzie się daje życie, tam się je dostaje.
DEBORA BRODA: – Śpiewamy o sprawach, które nas dotyczą. Słowa naszych piosenek to próba przekazania tego, co jest dla nas bardzo ważne, czym chcielibyśmy podzielić się z innymi. Mamy dziewięcioro dzieci, ja wychowałam się w rodzinie wielodzietnej. Mogę powiedzieć, że przyjmowanie każdego nowego dziecka sprawia, że nasza egzystencja nie polega tylko na spędzaniu lepiej czy gorzej kolejnych dni. Dzieci faktycznie wnoszą do naszej rodziny prawdziwe życie, atmosferę święta, bo gdy rodzi się nowy człowiek, jest święto. Dla mnie osobiście każdy uśmiech, westchnienie jest świętem. To jest dobre wyjście, bo w rodzinie, w której oczekuje się na nowe życie, ta specyficzna atmosfera panuje znacznie częściej niż raz w roku na Boże Narodzenie.
Reklama
– Jak u Was wyglądają tradycyjne świąteczne zwyczaje? Od śpiewanych w pełnej chacie kolęd pewnie aż się ściany trzęsą...
Pomóż w rozwoju naszego portalu
J.: – Świąteczne przygotowania zaczynają się o świcie kilka tygodni przed Świętami, gdy dzieci idą na pierwsze Roraty. Podstawową sprawą jest przygotowanie swojego wnętrza. Wysiłek związany z codziennym uczestniczeniem w Eucharystii uczy dzieci przede wszystkim zmagania się z samym sobą. Jako dziecko na Roraty jeździłem na nartach biegowych ładnych parę kilometrów, do naszego parafialnego kościółka na Stecówce w Istebnej, położonego niemal na szczycie góry, z której rozpościera się bajeczny widok na Beskidy. Z dziećmi chodzimy na Roraty do kościoła w Dysie, który klimatem trochę przypomina mi urokliwe dzieciństwo.
D.: – Przed samymi Świętami dzieci zwykle produkują niezliczone ilości ozdób, łańcuchów i innych drobiazgów (często można nimi obdzielić kilka choinek). Rok temu artystyczna energia skumulowała się w kilkudziesięciometrowym łańcuchu z papieru kolorowego. Na szczęście u dziadków jest duży salon... Podczas wieczerzy wigilijnej wszyscy obowiązkowo przynajmniej próbują każdej potrawy. Do tej pory dzieci nie chciały nawet patrzeć na śledzie, ale jakiś miesiąc temu przyszła do mnie zadowolona „delegacja” chłopaków, którzy oświadczyli, pokazując pusty słoik, że od dziś lubią śledzie. Do wszystkiego trzeba dorosnąć – do smaków też. Nigdy nie ma problemów z pałaszowaniem uszek, które dzieci uwielbiają.
Reklama
J.: – Kiedy spędzamy Święta u dziadków w górach, potrawy wigilijne są zupełnie inne: zupa rybna, breja, kapusta zasmażana, ziemniaki. Oczywiście dla dzieci – no dobrze, nie tylko dla dzieci – najważniejsze są prezenty. Jest nas dużo i mamy tradycję, że każda rodzina przygotowuje dla każdego jakiś drobiazg. W związku z tym rozdawanie prezentów wydłuża się w nieskończoność. Atmosfera tego momentu jest niepowtarzalna – takie apogeum radości. Później udajemy się całą rodziną na Pasterkę. Wszystko ze śpiewem na ustach. Cały wieczór wigilijny wypełniony jest kolędami, nie tylko tymi popularnymi. Śpiewamy również po góralsku, po lubelsku, także w innych językach, tworząc spory zespół. Często zdarza się, że w tym czasie jeździmy i kolędujemy na koncertach, i wtedy ludzie naprawdę mogą poczuć, że my jako rodzina, jako zespół muzyczny jesteśmy kolędnikami-praktykami. Kolędujemy, bo wynika to z naszego dziedzictwa kulturowego i nie robimy z tego „przedstawienia”, tylko autentycznie to przeżywamy. Ludzie to czują i możemy wtedy świętować razem.
– Macie wyjątkowe korzenie: Joszko – ród góralski, tradycjami pasterskimi sięgający XII wieku; Debora – rodziców prekursorów Drogi Neokatechumenalnej w Polsce i piętnaścioro rodzeństwa. Czy pamiętacie jakieś szczególne Święta z Waszego dzieciństwa? Może niezwykłe tradycje świąteczne?
Reklama
J.: – Najbardziej lubiłem chodzenie po połazach. 26 grudnia, w święto św. Szczepana o 3 rano, jako małe dzieci chodziliśmy od domu do domu z gałązkami jodły przyozdobionymi kwiatami z bibuły i mówiliśmy specjalne wierszyki. Za przyniesienie połaźniczki byliśmy nieźle wynagradzani, ponieważ duża liczba gałązek, które po otrzymaniu przytwierdza się na cały rok nad drzwiami, świadczy o szacunku, którym rodzina się cieszy. Od 27 grudnia, już jako starsze dzieci, chodziliśmy po pastuszkach, a potem z obrzędem Trzech Króli. Po kolędzie chodzą dorośli i młodzież. Cały okres Bożego Narodzenia w kulturze ludowej jest tak skonstruowany, żeby mogli brać w nim udział wszyscy, tzn. wszystkie grupy wiekowe – od bardzo małych, dwuletnich dzieci do ludzi starszych. Ten kontekst jest bardzo ważny, bo uczy, że wszyscy mają swoje miejsce i biorą udział we wspólnym świętowaniu. Pamiętam z dzieciństwa święta Bożego Narodzenia w Lipowcu, rodzinnej wsi rodu Brodów, i klimat wielu rodzin, wujków, ciotek, babć, kuzynów i kuzynek. Choć byłem wtedy bardzo mały, zapamiętałem ciepło i wielką przyjemność z bycia razem. Moc rodziny przenosiliśmy potem na scenę i robiliśmy duże wrażenie na publiczności, wciągaliśmy ją w kolędowanie. Ze zwykłego koncertu stwarzaliśmy atmosferę święta. Był to często szok dla publiczności, ale reakcje były wspaniałe, nawet za granicą – pamiętam kolędowanie w 1979 r. we Francji: bariera językowa nie przeszkodziła nam stworzyć wspólnoty z publicznością.
D.: – Dla mnie Święta zawsze były związane z obecnością naszej wielkiej rodziny – największa wieczerza wigilijna liczyła ponad osiemdziesiąt osób. Rozpoczynamy od odczytania Ewangelii, po czym każdy musi powiedzieć, że wybaczył wszystkim osobom, z którymi w ciągu roku miał jakieś zatargi, kłótnie czy inne problemy. Tylko ten, kto wszystko wybaczył, może usiąść do wieczerzy, może dzielić się opłatkiem. Gdy wszyscy są w jedności, można złożyć figurkę Dzieciątka Jezus w żłóbku, bo tam, gdzie jest miłość, tam jest prawdziwe Boże Narodzenie.
– Nie raz, nie dwa słyszałam fragment Waszej piosenki: „Bardzo dobra jest rodzina, która razem dzień zaczyna. Babcia, dziadek, mama, tata, siostry, bracia – pełna chata. Dla małego, dla dużego jest tu miejsce dla każdego...”. Jakie jest miejsce ojca, mamy w Waszej rodzinie, jakie miejsce mają w niej dziadkowie?
Reklama
J.: – Myślę, że role ojca, mamy i dziadków w rodzinie są naturalne. Ojciec jest dla dzieci autorytetem, ustanawia reguły, mama koloruje je uczuciami, a rolą dziadków jest rozpieszczanie, ale też dostarczanie wzorców. Ich obecność utwierdza dzieci w przekonaniu, że mają korzenie, to ma duży wpływ na poczucie bezpieczeństwa. Pewne role w rodzinie widać wyraźnie, gdy przygotowujemy się do występu z zespołem. Debora dba o przygotowanie prób, o stroje. Przygotowując całe zaplecze, wykonuje dużą pracę. Ja biorę na siebie realizację występu. W domu rola mamy jest podobna – poukładanie wszystkich szczegółów tak, by nasze zadania były wykonalne, ale jednocześnie, żeby było miło.
D.: – Bardzo ważne jest, by robić pewne rzeczy razem. Dla nas ogromne znaczenie mają wspólna modlitwa, wspólne posiłki, wspólny odpoczynek. Mamy w domu duży stół, przy którym wszyscy się mieścimy. To bardzo ważny moment – gdy siedzimy przy nim wszyscy razem, widzimy pełny obraz naszej rodziny. To niesamowite, że każdy jest tak bardzo ważny – gdy kogoś brakuje, to wydaje się, że nie ma przynajmniej połowy...
– „Dzieci z Brodą” śpiewają: „Świat stworzony jest tak, że bez skrzydeł nie ma latania, choć marzymy o niebie, ziemia ma moc przyciągania”. Jak wygląda konfrontacja Waszych ideałów z rzeczywistością nieraz bardzo przyziemnych potrzeb dużej rodziny?
Reklama
J.: – Niebo jest tam, gdzie jest miłość i jedność, ale jest pewna siła, która usiłuje zostawić nas na ziemi, byśmy pozostali egoistami i żyli tylko dla siebie. W dużej rodzinie widać to bardzo wyraźnie, bo gdy każdy myśli tylko o sobie, nie da się nic zbudować, nie da się wykorzystać potencjału rodziny. To jest dla nas bardzo ważne, by odkrywać, że niebo jest tam, gdzie jest wspólnota, gdzie zauważa się potrzeby innych osób, zwłaszcza tych najsłabszych. Wtedy to, że muszę się z kimś dzielić, że nie mogę mieć wszystkiego, przestaje być bólem, a zaczyna być radością, bo można kogoś obdarować, zadbać o niego i sprawić mu radość. Imieniem żony nazwałem moją nową płytę „Debora”, którą nagrałem z miłości do niej. Zagrałem tam i zaśpiewałem jej ulubione pieśni i piosenki ludowe, zaprosiłem muzyków, którzy stworzyli nastrojowy klimat, który jej się podoba. W związku z tym m.in. Wojciech Waglewski, Marcin Pospieszalski, Michał Lorenc zagrali subtelnie i delikatnie... To piękne doświadczenie stworzyć płytę dla jednej ukochanej osoby, choć moja córka Marysia podśpiewuje już sobie te piosenki wraz z mamą...
D.: – Organizacja dnia w dużej rodzinie nie należy do najłatwiejszych zadań. Trzeba ułożyć plan, w którym znajdzie się miejsce na modlitwę, posiłki, naukę, zabawę, pracę, a właściwie trzeba ułożyć plan, w którym znajdzie się czas na tatę, mamę, Jasia, Maćka, Tomka, Mikołaja, Jeremiego, Iwa, Marysię, Rocha i Józia. W całym tym zabieganiu trzeba pamiętać, że każdy ma swoje potrzeby, trudności, chce porozmawiać. Jeden z synów podrzucił ostatnio kartkę do naszego pokoju z napisem: „Nie cierpię, jak mnie nie ma”. Dzieci przede wszystkim potrzebują obecności – obecności rodziców, rodzeństwa. Nic nie jest dla nich ważniejsze.
– Czy jest jakieś dobre życzenie, które chcecie przekazać Czytelnikom „Niedzieli” w tym świątecznym czasie?
J.: – Życzymy, by wszystkim rodzinom udało się naśladować Świętą Rodzinę, by w spokoju i miłości wypełniać swoje powołanie oraz by odnaleźć w rodzinie siłę i ogromny potencjał. Ja odkrywam go codziennie, codziennie jestem tym zbudowany i wiem, że wiele jeszcze zostało do odkrycia. Życzę wszystkim odnalezienia właściwego kierunku, który sugerują słowa piosenki mojej żony Debory: „Życie, życie czeka na nowego człowieka, życie, życie mam, człowiek nie chce być sam”.
* * *
Joszko i Debora Brodowie są małżeństwem od 15 lat. On jest znanym w świecie multiinstrumentalistą i kompozytorem, od dziecka grał w zespole ojca, ona pisze teksty piosenek i reżyseruje teledyski. Są twórcami popularnego zespołu „Dzieci z Brodą”, a także rodzicami dziewięciorga dzieci: Jasia, Maćka, Tomka, Mikołaja, Jeremiego, Iwa, Marysi, Rocha i Józia.