Reklama

Sanktuaria

Maryja z Gór Pińczowskich

W bocznej kaplicy kościoła parafialnego w Górach Pińczowskich znajduje się obraz Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny, otoczony kultem przez okolicznych mieszkańców.

Niedziela kielecka 51/2014, str. 4-5

[ TEMATY ]

Matka Boża

sanktuarium

TER

Kościół w Górach Pińczowskich

Kościół w Górach Pińczowskich

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Leżąca w dekanacie Pińczowskim parafia Góry, zagubiona wśród pagórków i pól, znana jest z tego, że mieszkał tu możny ród Dembińskich. Gen. Henryk Dembiński był przez pewien czas naczelnym wodzem armii polskiej podczas powstania listopadowego, później naczelnym wodzem armii węgierskiej w latach 1848-49. Dzisiaj nie ma już tu Dembińskich, a ruiny ich pałacu straszą swoim wyglądem. Jednak miejscowość ta w przeszłości rozsławiana była nie tylko przez zamożnych właścicieli, ale także przez fakt, że w miejscowym kościele w głównym ołtarzu znajdował się obraz Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny, czczony przez okolicznych mieszkańców. Dzisiaj obraz ten znajduje się w bocznej kaplicy i nadal gromadzi ludzi, którzy u Maryi szukają pocieszenia.

Burzliwa historia

Reklama

Pierwsza wzmianka o parafii Góry pochodzi z 1440 r. W „Księdze beneficjów diecezji krakowskiej” znajduje się zapis mówiący iż „Góry posiadają kościół drewniany p.w. w Św. Bartłomieja”. Nie wiemy, jak długo stał ten drewniany kościółek i kiedy powstał nowy murowany. Z dokumentów wynika, że w 1663 r. w Górach znajdował się murowany kościół kalwiński, w którym ostatnim ariańskim ministrem był Tomasz Petrosklinus, z pochodzenia Czech. Ten stan rzeczy nie trwał długo, w kronice parafialnej czytamy, że „W 1668 r. kościół kalwiński przez Jędrzeja Morsztyna referendarza koronnego, dziedzica Gór – został odebrany i na kościół katolicki p.w. św. Ignacego zreformowany został”. W 1699 r. kościół ten został oficjalnie przepisany na własność wspólnoty parafialnej. Uczynił to dziedzic Gór Andrzej z Dębian Dembiński, który: „aktem wieczystym spisanym w mieście Korczynie został oddany na potrzeby parafian z dodaniem gruntów dla plebana”. W tym czasie musiał istnieć wspomniany wcześniej drewniany kościółek, bowiem ”...za wiedzą biskupa zostały też przeniesione Msze św. z drewnianego do murowanego kościoła”. Konsekracja byłej ariańskiej świątyni odbyła się w 1699 r. Sto trzydzieści lat później, w 1829 r. Ignacy Dembiński, łowczy województwa krakowskiego, dziedzic Gór i Polichna, kazał odrestaurować kościół, przy którym „postawił budynki gospodarcze i plebanię”. Na początku XX wieku ówczesny proboszcz ks. Szymon Skurczyński podjął decyzję o rozbudowie małego kościoła. W 1912 r. wybudowano główne mury świątyni, a w 1913 r. kościół został pokryty blachą. Nową polichromią ozdobiony został kościół w 1986 r.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Maryja do nieba wzięta

Według ks. Władysława Łydki, w kościele w Górach znajduje się obraz wstępującej do nieba Maryi, który w przeszłości był bardzo czczony. O obrazie Maryi wspomina również ks. Jan Wiśniewski: „W głównym ołtarzu jest obraz Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny podobno pędzla Smuglewicza. Być może że Peszka kopjował Smuglewicza, który Wniebowzięcie malował”.

Tyle wiemy o obrazie, żadne inne informacje się nie zachowały, możemy tylko przypuszczać, że został on namalowany prawdopodobnie w XIX wieku. Maryja na obrazie przedstawiona jest z uniesionymi rękami i wzrokiem skierowanym do góry. Do nieba unoszą ją trzej aniołowie, a kolejni rozsypują pąki białych róż. Na dole obrazu przy grobie stoją Apostołowie. Z zadziwieniem spoglądają na Maryję unoszącą się do góry, jeden z nich klęczy, patrzy w dół i prawdopodobnie się modli. Na obrazie widać tylko kilka postaci. Gdzie reszta Apostołów? Są, tylko ich nie widać. Na dole obraz jest najciemniejszy, i ta ciemność skrywa kolejne postaci. Gdy dobrze się przyjrzymy, widzimy kolejnych uczniów Jezusa. Szkoda, że podczas ostatniej, powojennej renowacji obrazu nie „wydobyto” tych postaci z otaczających ich ciemności.

Górskie odpusty

Reklama

W przeszłości obraz był otaczany czcią przez okolicznych mieszkańców, ale nie tylko. Ślady kultu nie przetrwały do naszych czasów. Nie ma także wotów ani spisanych relacji świadków, jednak żyją jeszcze osoby, które pamiętają uroczystości odpustowe odbywające się w miejscowym kościele. Pani Helena oraz panowie Józef i Jan opowiedzieli o tym. Panowie byli ministrantami, w czasie gdy proboszczem parafii był ks. Wincenty Soczawa. Pamiętają tamte odpusty, wiedzą także, jak wyglądały te przedwojenne: – Rodzice nam opowiadali, jak przed wojną na odpust do Gór przychodziły rzesze ludzi. Szli na piechotę, przyjeżdżali furmankami i zostawiali konie u znajomych albo na podwórkach u okolicznych mieszkańców. Podczas sumy była procesja, dzieci sypały kwiaty, a ksiądz szedł, niosąc monstrancję. – wspominają.

Ich słowa potwierdzają wpisy w parafialnej kronice. „Pogoda była piękna, z parafii górskiej i okolicy przyszły tłumy ludzi. Sumę miał ks. Franciszek Pustułka z Wrocieryża. Piękne kazanie, okolicznościowe wygłosił ks. Stanisław Gruszka, proboszcz z Młodzaw. Parafialny komitet budowy Niższego Seminarium Duchownego w Kielcach zorganizował szereg loterii dochodowych: jak znaczek „koło szczęścia” oraz „procent od karuzel”. Do Komunii Świętej Przystąpiło około 300 osób”. Potwierdzają to moi rozmówcy, dodając, że podczas każdej takiej uroczystości zbierane były pieniądze na cele dobroczynne.

Życie parafii

Reklama

W parafialnej kronice zachowały się informacje, jak wyglądało życie parafii tuż po wojnie. Początek lat 50. ubiegłego wieku to już niezapisana karta. W okresie walki komunistycznych władz z Kościołem katolickim proboszczowie nie zapisywali w kronice tego, co się działo w parafii, nie chcąc zaszkodzić jej mieszkańcom. Dlaczego komuniści bali się Kościoła? Odpowiedź znajdujemy w kronice pod datą 26 października 1947 r. Ówczesny proboszcz ks. Soczawa pisze „W uroczystość Chrystusa Króla urządzono Dzień Prasy Katolickiej, wygłosiłem kazanie o znaczeniu prasy katolickiej, ministranci sprzedawali: Niedzielę, Ryczerza Niepokalanej, Posłańca Serca Jezusowego, a dla inteligencji Tygodnik Warszawski. Rozprowadzono przeszło 100 egzemplarzy”. Rozdano ulotki propagandowe i zjednano stałych prenumeratorów powyższych pism katolickich. Po ks. Soczawie kolejnym proboszczem był ks. Jan Cygan – wielki patriota. Na ambonie w kościele umieścił chorągiew z orłem w koronie, którą ufundowała miejscowa młodzież. – Każdego roku pięknie przygotowywał grób Pański. Cała boczna nawa zamieniała się w lasy i pola, które zieleniły się owsem, a przy grobie Jezusa stał prosty chłopski pług, aby ludzie byli wierni swojej ziemi i nie poddawali się kolektywizacji – mówią moi rozmówcy, dodając, że za ten pług i orła w koronie Ksiądz był bardzo szykanowany przez komunistycznych funkcjonariuszy. Często musiał uciekać z plebanii i chować się u zaprzyjaźnionych gospodarzy, którzy go ukrywali.

Maryja ocaliła kościół

Ks. Wincenty Soczawa mimo zawieruchy wojennej, postanowił wybudować nowy ołtarz główny. W czasie wojny sprowadził na ten cel kamień z Pińczowa. Sam nawet zrobił projekt. Jednak nie dokończył swojego dzieła. Pod koniec wojny, gdy w pobliżu Gór Pińczowskich przechodził front, jeden z pocisków trafił w kościół, wpadł do środka i rykoszetem uderzył w obraz Maryi. Pocisk odbił się, niszcząc fragment malowidła. Po wojnie obraz został poddany renowacji i po zniszczeniach nie ma śladu. Kościół ocalał, zniszczeniu natomiast uległy zabudowania parafialne. Ks. Soczawa miał osobisty kult do Maryi. W kronice zachował się zapis o nowennach do Matki Bożej Nieustającej Pomocy. „W dniu dzisiejszym rozpoczęliśmy nowennę do Matki Bożej. Modliłem się gorąco, z licznie zebranymi parafianami o łaski nam potrzebne za przyczyną Maryi – 31 maja 1946r.”. Mieszkańcy nie tylko czcili Maryję w „swoim” obrazie. Praktycznie każdego roku odbywały się pielgrzymki do Częstochowy na Jasną Górę. Jak wspomina jeden z moich rozmówców, pielgrzymi były organizowane już w XIX wieku. Ludzie szli, a za nimi jechał wóz z żywnością i potrzebnymi przedmiotami. Zawsze pielgrzymowało co najmniej kilkadziesiąt osób!

Z jednej z pielgrzymek dziadek mojego rozmówcy przyniósł ciężki krzyż, który podarował kościołowi. Stoi on do dzisiaj przy głównym ołtarzu po prawej stronie prezbiterium.

Tajemnice górskiego kościoła

Czy ktoś zna tę historię? Mój rozmówca wskazuje na dywan w bocznej kaplicy. „Po wojnie kupił go mój tato. Gdy tylko dowiedzieli się o tym komunistyczni funkcjonariusze, aresztowali go i tak bili, że nie mógł o własnych siłach chodzić. Odwieźli go do domu i zakazali o tym mówić. Jeden z ubeków powiedział: – Zostawiliśmy cię przy życiu, bo masz kilkoro dzieci. Lewicowe rządy były jednak „ludzkie”, mogli zabić, a „tylko” skatowali.

Parafia dzisiaj

Od kilku miesięcy w parafii proboszczem jest ks. Bogdan Szymkiewicz. Cieszy się, że Matka Boża jest patronką tej parafii. W tym kościele każdy fresk, każdy obraz nawiązuje do wydarzeń z życia Maryi – mówi, pokazując na ściany i sklepienie świątyni. I wymienia, że nowożeńcy nadal zostawiają Matce Bożej bukiet kwiatów, że na jesieni w Pielgrzymce Zawierzenia Parafii na Jasnej Górze uczestniczyło ponad sto osób, że na Roraty przychodzi spora grupa dzieci, młodzieży i starszych, że są w parafii cztery Koła Różańcowe, które prowadzą Różaniec w kościele w każdą pierwszą niedzielę miesiąca, że w każdą środę odprawiana jest Nowenna do Matki Bożej Nieustającej Pomocy... I dodaje: – Tu ludzie zawsze kochali Maryję i tak jest nadal.

2014-12-19 11:12

Ocena: +2 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Abp Jan Romeo Pawłowski: Matki nie wyrzuca się na śmietnik!

Matka, jako osoba i jako symbol jest nietykalna i nie wolno na nią podnosić ręki, nie wolno z niej kpić. Matki nie wyrzuca się na śmietnik! - powiedział abp Jan Romeo Pawłowski w niedzielę, 12 maja, w Polskiej Misji Katolickiej w Bochum w Niemczech. Szef III Sekcji Sekretariatu Stanu, Delegat Papieski ds. Personelu Dyplomatycznego Stolicy Apostolskiej podczas uroczystości z nałożeniem koron na głowy Jezusa i Maryi w kopii jasnogórskiej Ikony odniósł się do niedawnej profanacji Wizerunku Matki Bożej Częstochowskiej.
CZYTAJ DALEJ

Święty Albert Wielki

Niedziela Ogólnopolska 14/2010, str. 4-5

[ TEMATY ]

św. Albert Wielki

Kempf EK/pl.wikipedia.org

Grobowiec mieszczący relikwie Alberta Wielkiego w krypcie St. Andreas Kirche w Kolonii

Grobowiec mieszczący relikwie Alberta Wielkiego w krypcie St. Andreas Kirche w Kolonii
Drodzy Bracia i Siostry, Jednym z największych mistrzów średniowiecznej teologii jest św. Albert Wielki. Tytuł „wielki” („magnus”), z jakim przeszedł on do historii, wskazuje na bogactwo i głębię jego nauczania, które połączył ze świętością życia. Już jemu współcześni nie wahali się przyznawać mu wspaniałych tytułów; jeden z jego uczniów, Ulryk ze Strasburga, nazwał go „zdumieniem i cudem naszej epoki”. Urodził się w Niemczech na początku XIII wieku i w bardzo młodym wieku udał się do Włoch, do Padwy, gdzie mieścił się jeden z najsłynniejszych uniwersytetów w średniowieczu. Poświęcił się studiom „sztuk wyzwolonych”: gramatyki, retoryki, dialektyki, arytmetyki, geometrii, astronomii i muzyki, tj. ogólnej kultury, przejawiając swoje typowe zainteresowanie naukami przyrodniczymi, które miały się stać niebawem ulubionym polem jego specjalizacji. Podczas pobytu w Padwie uczęszczał do kościoła Dominikanów, do których dołączył później, składając tam śluby zakonne. Źródła hagiograficzne pozwalają się domyślać, że Albert stopniowo dojrzewał do tej decyzji. Mocna relacja z Bogiem, przykład świętości braci dominikanów, słuchanie kazań bł. Jordana z Saksonii, następcy św. Dominika w przewodzeniu Zakonowi Kaznodziejskiemu, to czynniki decydujące o rozwianiu wszelkich wątpliwości i przezwyciężeniu także oporu rodziny. Często w latach młodości Bóg mówi do nas i wskazuje plan naszego życia. Jak dla Alberta, także dla nas wszystkich modlitwa osobista, ożywiana słowem Bożym, przystępowanie do sakramentów i kierownictwo duchowe oświeconych mężów są narzędziami służącymi odkryciu głosu Boga i pójściu za nim. Habit zakonny otrzymał z rąk bł. Jordana z Saksonii. Po święceniach kapłańskich przełożeni skierowali go do nauczania w różnych ośrodkach studiów teologicznych przy klasztorach Ojców Dominikanów. Błyskotliwość intelektualna pozwoliła mu doskonalić studium teologii na najsłynniejszym uniwersytecie tamtych czasów - w Paryżu. Św. Albert rozpoczął wówczas tę niezwykłą działalność pisarską, którą miał odtąd prowadzić przez całe życie. Powierzano mu ważne zadania. W 1248 r. został oddelegowany do zorganizowania studium teologii w Kolonii - jednym z najważniejszych ośrodków Niemiec, gdzie wielokrotnie mieszkał i która stała się jego przybranym miastem. Z Paryża przywiózł ze sobą do Kolonii swego wyjątkowego ucznia, Tomasza z Akwinu. Już sam fakt, że był nauczycielem św. Tomasza, byłby zasługą wystarczającą, aby żywić głęboki podziw dla św. Alberta. Między obu tymi wielkimi teologami zawiązały się stosunki oparte na wzajemnym szacunki i przyjaźni - zaletach ludzkich bardzo przydatnych w rozwoju nauki. W 1254 r. Albert został wybrany na przełożonego „Prowincji Teutońskiej”, czyli niemieckiej, dominikanów, która obejmowała wspólnoty rozsiane na rozległym obszarze Europy Środkowej i Północnej. Wyróżniał się gorliwością, z jaką pełnił tę posługę, odwiedzając wspólnoty i wzywając nieustannie braci do wierności św. Dominikowi, jego nauczaniu i przykładom. Jego przymioty i zdolności nie uszły uwadze ówczesnego papieża Aleksandra IV, który zapragnął, by Albert towarzyszył mu przez jakiś czas w Anagni - dokąd papieże udawali się często - w samym Rzymie i w Viterbo, aby zasięgać jego rad w sprawach teologii. Tenże papież mianował go biskupem Ratyzbony - wielkiej i sławnej diecezji, która jednak przeżywała trudne chwile. Od 1260 do 1262 r. Albert pełnił tę posługę z niestrudzonym oddaniem, przywracając pokój i zgodę w mieście, reorganizując parafie i klasztory oraz nadając nowy bodziec działalności charytatywnej. W latach 1263-64 Albert głosił kazania w Niemczech i Czechach na życzenie Urbana IV, po czym wrócił do Kolonii, aby podjąć na nowo swoją misję nauczyciela, uczonego i pisarza. Będąc człowiekiem modlitwy, nauki i miłości, cieszył się wielkim autorytetem, gdy wypowiadał się z okazji różnych wydarzeń w Kościele i społeczeństwie swoich czasów: był przede wszystkim mężem pojednania i pokoju w Kolonii, gdzie doszło do poważnego konfliktu arcybiskupa z instytucjami miasta; nie oszczędzał się podczas II Soboru Lyońskiego, zwołanego w 1274 r. przez Grzegorza X, by doprowadzić do unii Kościołów łacińskiego i greckiego po podziale w wyniku wielkiej schizmy wschodniej z 1054 r.; wyjaśnił myśl Tomasza z Akwinu, która stała się przedmiotem całkowicie nieuzasadnionych zastrzeżeń, a nawet oskarżeń. Zmarł w swej celi w klasztorze Świętego Krzyża w Kolonii w 1280 r. i bardzo szybko czczony był przez swoich współbraci. Kościół beatyfikował go w 1622 r., zaś kanonizacja miała miejsce w 1931 r., gdy papież Pius XI ogłosił go doktorem Kościoła. Było to uznanie dla tego wielkiego męża Bożego i wybitnego uczonego nie tylko w dziedzinie prawd wiary, ale i w wielu innych dziedzinach wiedzy; patrząc na tytuły jego licznych dzieł, zdajemy sobie sprawę z tego, że jego kultura miała w sobie coś z cudu, i że jego encyklopedyczne zainteresowania skłoniły go do zajęcia się nie tylko filozofią i teologią, jak wielu mu współczesnych, ale także wszelkimi innymi, znanymi wówczas dyscyplinami, od fizyki po chemię, od astronomii po mineralogię, od botaniki po zoologię. Z tego też powodu Pius XII ogłosił go patronem uczonych w zakresie nauk przyrodniczych i jest on też nazywany „Doctor universalis” - właśnie ze względu na rozległość swoich zainteresowań i swojej wiedzy. Niewątpliwie metody naukowe stosowane przez św. Alberta Wielkiego nie są takie jak te, które miały się przyjąć w późniejszych stuleciach. Polegały po prostu na obserwacji, opisie i klasyfikacji badanych zjawisk, w ten sposób jednak otworzył on drzwi dla przyszłych prac. Św. Albert może nas wiele jeszcze nauczyć. Przede wszystkim pokazuje, że między wiarą a nauką nie ma sprzeczności, mimo pewnych epizodów, świadczących o nieporozumieniach, jakie odnotowano w historii. Człowiek wiary i modlitwy, jakim był św. Albert Wielki, może spokojnie uprawiać nauki przyrodnicze i czynić postępy w poznawaniu mikro- i makrokosmosu, odkrywając prawa właściwe materii, gdyż wszystko to przyczynia się do podsycania pragnienia i miłości do Boga. Biblia mówi nam o stworzeniu jako pierwszym języku, w którym Bóg, będący najwyższą inteligencją i Logosem, objawia nam coś o sobie. Księga Mądrości np. stwierdza, że zjawiska przyrody, obdarzone wielkością i pięknem, są niczym dzieła artysty, przez które, w podobny sposób, możemy poznać Autora stworzenia (por. Mdr 13, 5). Uciekając się do porównania klasycznego w średniowieczu i odrodzeniu, można porównać świat przyrody do księgi napisanej przez Boga, którą czytamy, opierając się na różnych sposobach postrzegania nauk (por. Przemówienie do uczestników plenarnego posiedzenia Papieskiej Akademii Nauk, 31 października 2008 r.). Iluż bowiem uczonych, krocząc śladami św. Alberta Wielkiego, prowadziło swe badania, czerpiąc natchnienie ze zdumienia i wdzięczności w obliczu świata, który ich oczom - naukowców i wierzących - jawił się i jawi jako dobre dzieło mądrego i miłującego Stwórcy! Badanie naukowe przekształca się wówczas w hymn chwały. Zrozumiał to doskonale wielki astrofizyk naszych czasów, którego proces beatyfikacyjny się rozpoczął, Enrico Medi, gdy napisał: „O, wy, tajemnicze galaktyki... widzę was, obliczam was, poznaję i odkrywam was, zgłębiam was i gromadzę. Z was czerpię światło i czynię zeń naukę, wykonuję ruch i czynię zeń mądrość, biorę iskrzenie się kolorów i czynię zeń poezję; biorę was, gwiazdy, w swe ręce i drżąc w jedności mego jestestwa, unoszę was ponad was same, i w modlitwie składam was Stwórcy, którego tylko za moją sprawą wy, gwiazdy, możecie wielbić” („Dzieła”. „Hymn ku czci dzieła stworzenia”). Św. Albert Wielki przypomina nam, że między nauką a wiarą istnieje przyjaźń, i że ludzie nauki mogą przebyć, dzięki swemu powołaniu do poznawania przyrody, prawdziwą i fascynującą drogę świętości. Jego niezwykłe otwarcie umysłu przejawia się także w działalności kulturalnej, którą podjął z powodzeniem, a mianowicie w przyjęciu i dowartościowaniu myśli Arystotelesa. W czasach św. Alberta szerzyła się bowiem znajomość licznych dzieł tego filozofa greckiego, żyjącego w IV wieku przed Chrystusem, zwłaszcza w dziedzinie etyki i metafizyki. Ukazywały one siłę rozumu, wyjaśniały w sposób jasny i przejrzysty sens i strukturę rzeczywistości, jej zrozumiałość, wartość i cel ludzkich czynów. Św. Albert Wielki otworzył drzwi pełnej recepcji filozofii Arystotelesa w średniowiecznej filozofii i teologii, recepcji opracowanej potem w sposób ostateczny przez św. Tomasza. Owa recepcja filozofii, powiedzmy pogańskiej i przedchrześcijańskiej, oznaczała prawdziwą rewolucję kulturalną w tamtych czasach. Wielu myślicieli chrześcijańskich lękało się bowiem filozofii Arystotelesa, filozofii niechrześcijańskiej, przede wszystkim dlatego, że prezentowana przez swych komentatorów arabskich, interpretowana była tak, by wydać się, przynajmniej w niektórych punktach, jako całkowicie nie do pogodzenia z wiarą chrześcijańską. Pojawiał się zatem dylemat: czy wiara i rozum są w sprzeczności z sobą, czy nie? Na tym polega jedna z wielkich zasług św. Alberta: zgodnie z wymogami naukowymi poznawał dzieła Arystotelesa, przekonany, że wszystko to, co jest rzeczywiście racjonalne, jest do pogodzenia z wiarą objawioną w Piśmie Świętym. Innymi słowy, św. Albert Wielki przyczynił się w ten sposób do stworzenia filozofii samodzielnej, różnej od teologii i połączonej z nią wyłącznie przez jedność prawdy. Tak narodziło się w XIII wieku wyraźne rozróżnienie między tymi dwiema gałęziami wiedzy - filozofią a teologią - które we wzajemnym dialogu współpracują zgodnie w odkrywaniu prawdziwego powołania człowieka, spragnionego prawdy i błogosławieństwa: i to przede wszystkim teologia, określona przez św. Alberta jako „nauka afektywna”, jest tą, która wskazuje człowiekowi jego powołanie do wiecznej radości, radości, która wypływa z pełnego przylgnięcia do prawdy. Św. Albert Wielki potrafił przekazać te pojęcia w sposób prosty i zrozumiały. Prawdziwy syn św. Dominika głosił chętnie kazania ludowi Bożemu, który zdobywał swym słowem i przykładem swego życia. Drodzy Bracia i Siostry, prośmy Pana, aby nie zabrakło nigdy w Kościele świętym uczonych, pobożnych i mądrych teologów jak św. Albert Wielki, i aby pomógł on każdemu z nas utożsamiać się z „formułą świętości”, którą realizował w swoim życiu: „Chcieć tego wszystkiego, czego ja chcę dla chwały Boga, jak Bóg chce dla swej chwały tego wszystkiego, czego On chce”, tzn. aby upodabniać się coraz bardziej do woli Boga, aby chcieć i czynić jedynie i zawsze to wszystko dla Jego chwały.
CZYTAJ DALEJ

Franciszek: kwestia ochrony życia musi być traktowana integralnie

O tym, że ochrona życia to temat, który należy podejmować w sposób integralny, z uwzględnieniem kontekstów społecznych i kulturowych, a nie ograniczając się jedynie do wybranych aspektów, napisał Ojciec Święty w przesłaniu do uczestników spotkania pt. „Dobro wspólne: teoria i praktyka”, zorganizowanego przez Papieską Akademię Życia.

W przesłanym pozdrowieniu, Ojciec Święty zaznaczył, że choć temat dobra wspólnego jest złożony, chciałby zaakcentować jego dwa aspekty.
CZYTAJ DALEJ
Przejdź teraz
REKLAMA: Artykuł wyświetli się za 15 sekund

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję