KAMIL KRASOWSKI: – 2 lutego, w święto Ofiarowania Pańskiego, obchodziliśmy Światowy Dzień Życia Konsekrowanego. Kiedy i jak odkryła Siostra swoje powołanie?
Reklama
S. RITA STASIŃSKA: – Wszystko „stało się”, kiedy miałam 16 lat. Poszłam wtedy do liceum i przeżywałam bunt, ponieważ ksiądz, który wcześniej „poznał” mnie z Jezusem, odszedł z naszej parafii. Pomyślałam, że Bóg dopiero co dał mi się poznać i już zabiera mi tego księdza, a przychodzi ktoś nowy. Przeżywałam taki kryzys. Natomiast ksiądz, który przyszedł, miał dla nas dużo czasu. Można z nim było porozmawiać o wszystkim. Ale co najważniejsze, sam się modlił. Organizował dla nas wieczorne adoracje w pierwsze piątki miesiąca. Muszę powiedzieć, że był to najpiękniejszy czas w moim życiu. Tam przed Jezusem w Najświętszym Sakramencie rodziło się też moje powołanie. Ten sam ksiądz zawiózł nas po raz pierwszy do naszego zgromadzenia do Gorzowa Wielkopolskiego. Zorganizował nam wtedy taki weekend w zakonie. Jakaś siostra przyszła, opowiadała o św. Faustynie, o rzeczach, które one doświadczają jako siostry, o mocy Koronki. Pamiętam, że patrzyłam na tę siostrę i ona była taka zadowolona, kiedy o tym wszystkim opowiadała. Ja wtedy wiedziałam, że tam wrócę. Posłuchałam też mądrej rady księdza, który powiedział, żebym jednak ukończyła szkołę, bo to jest jeszcze trochę czasu. Nie miałam 18 lat, a 16, to za mało. I tak czekałam 4 lata. W klimacie modlitwy, modlitwy i jeszcze raz modlitwy. Eucharystia i adoracja stały się dla mnie codziennością. Moje powołanie rodziło się u stóp Maryi, ponieważ nasz kościół w Strzelcach Krajeńskich, skąd pochodzę, jest pw. Matki Bożej Królowej Różańca Świętego. Tam też jest taka wielka, piękna figura Matki Bożej. I jak się klęczy i patrzy się na tę figurę, to naprawdę wszystko rodzi się u Jej stóp. Takie były początki. Wstąpiłam do zgromadzenia, jak skończyłam liceum, w wieku 19 lat.
– Czym dla Siostry dzisiaj jest to powołanie?
Pomóż w rozwoju naszego portalu
– Jest na pewno tajemnicą między mną a moim Bogiem. Ja też nigdy nie zrozumiem, dlaczego ze wszystkich dziewcząt, które jeździły wtedy do zakonu i już wcześniej na rekolekcje, Bóg wybrał właśnie mnie. Jest to też piękne dla mnie, że On mnie wybrał taką, jaką jestem, ale też taką, jaką byłam. Natomiast chcę też bardzo mocno powiedzieć, że osoby powołane to osoby słabe, grzeszne. Bóg wybiera takie właśnie osoby. I jak się doświadcza tej słabości, to Bóg ma szansę cokolwiek zrobić. To powołanie jest dla mnie dzisiaj tym, czym było wtedy. Ciągle słyszę, jak Bóg woła mnie: „Pójdź za Mną”. Dla mnie niesamowitym odkryciem ostatnich miesięcy jest odpowiedź na pytanie, dlaczego Bóg mnie powołał. Nie dlatego, żeby nosić habit, głosić Jego miłosierdzie czy żeby pracować z chorymi. Powołał mnie po to, żeby być z Nim. Jakkolwiek wszystko inne jest bardzo ważne, to ono wypływa z tego, na ile jestem z Jezusem.
– Jak Siostra realizuje swoje powołanie?
Reklama
– Dla mnie jest istotne, aby iść za Jezusem, być z Nim. Jednak w praktyce różnie to wychodzi. Czasem rzeczywiście ważniejsza staje się dla mnie moja posługa. Nie jestem z tego dumna, chociaż kocham to, co robię. Pielęgniarstwo, które odkryłam w zgromadzeniu dzięki naszym siostrom, jest dla mnie bardzo ważne. Uczę się jednak być w tym wolna, że rzeczywiście nie jestem tutaj dla pracy. Muszę to sobie też ciągle powtarzać. To, że mogę troszczyć się o chorych, jest piękne. Natomiast realizacją mojego powołania jest to, że chcę poznawać Jezusa bardziej. Nie chcę rezygnować z odkrywania Go w mojej codzienności. Chciałabym realizować swoje powołanie w coraz głębszym byciu z Jezusem – żeby to już nie było tak, że ciągle muszę się o to starać, dbać, tylko żeby to było takie normalne, żeby to była taka codzienność.
– Posługuje Siostra w Ośrodku Integracji Społecznej w Zielonej Górze...
– Tak potocznie nazywamy hospicjum, aczkolwiek jest to tak naprawdę zakład pielęgnacyjno-opiekuńczy. Posługuję tutaj jako pielęgniarka wśród chorych.
– Od ilu lat?
– 5 lat będzie 1 kwietnia, na prima aprilis (śmiech).
– Jak wygląda taka posługa wśród chorych?
– Tak naprawdę poza taką czysto pielęgniarską pracą mamy też posługę duchową wśród chorych. Staramy się modlić razem z chorymi, być z nimi, towarzyszyć im w trudnych chwilach, przy śmierci. Codziennie o godz. 15. odmawiamy z nimi Koronkę do Bożego Miłosierdzia, wcześniej modlimy się też Różańcem. Mamy Mszę św. dwa razy w tygodniu. W czwartki cały dzień przeznaczony jest na adorację Najświętszego Sakramentu w kaplicy hospicjum. Ale nasza posługa jest też taka zwyczajna. Czasem po prostu trzeba z kimś wypić kawę, herbatę, porozmawiać. Naprawdę nie trzeba wiele. Czasem tego chorego nie trzeba traktować jak chorego, tylko jak człowieka. I to jest też takie piękne, że można wtedy po prostu być z nim.
– Co daje Siostrze służba Panu Bogu i ludziom?
– Daje mi doświadczenie miłości, której też życzę każdemu. Żeby czuć się kochanym bezwarunkowo, ale też ciągle sobie przypominać, że Bóg nas kocha za darmo i my nic nie musimy robić.