Moje pierwsze spotkanie z kościołem, które tkwi w mojej pamięci do dziś było przed laty. Jako czteroletnia dziewczynka siedziałam na kolanach mamy, a w kościele odbywało się nabożeństwo różańcowe. Ołtarz
jarzył się od świec, co wprowadziło mnie w taki zachwyt, że głośno krzyknęłam: "O, ile świeczek!" Ksiądz proboszcz nachylił się do kościelnego, coś mu powiedział, a kościelny podszedł do mamy i przekazał
szeptem słowa proboszcza: "Niech pani wyprowadzi to dziecko z kościoła". Na pewno przeżyła to mama, bo ja do dziś w pamięci mam jedynie rozświetlony ołtarz. Takie to były przed wojną surowe obyczaje.
W czasach tych nie było specjalnych Mszy św. dla dzieci. Mnie z liturgią roku kościelnego zapoznawali rodzice, chodząc ze mną regularnie na niedzielne Msze św. i wszystkie nabożeństwa majowe i październikowe.
Po wojnie było już inaczej. Z własnymi dziećmi chodziłam na Msze św. specjalnie dla nich odprawiane. Szczęśliwym trafem mieszkaliśmy blisko kościoła Wizytek, gdzie co niedziela o godz. 10.00, ks.
Twardowski odprawiał dla dzieci Mszę św. Nie wiem ile one z tego wyniosły, ale dla mnie słuchanie kazań ks. Twardowskiego było prawdziwą ucztą duchową. Pamiętam takie jedno kazanie wygłoszone w dniu Zielonych
Świątek - o Pocieszycielu, Duchu Świętym: "Mamusia Zbyszka zachorowała. Zbyszek opiekował się mamą. Gdy przynosił jej herbatę, ona mówiła mu: jesteś moim pocieszycielem".
Obecnie dzieci biorą aktywny udział we Mszach św. dla nich odprawianych. Kazanie często jest dialogiem między nimi a księdzem. Niestety, nieraz rodzice zabierają dzieci na Msze św. dla dorosłych.
Dochodzi tu do pewnego nieporozumienia. Rodzice stają z nimi przy wyjściu, żeby dzieci nie przeszkadzały. Małe dzieci nic nie rozumieją z celebry - chodzą, kręcą się, przeszkadzają. Lecz nie można ich
winić. Przecież one z wysokości niepełnego metra, widzą jedynie olbrzymich dorosłych, nie rozumiejąc nic z tego, co dzieje się na ołtarzu, bo po prostu go nie widzą.
Udział wspólny we Mszy św. rodziców i dzieci jest szczególnie piękny we wspólnotach neokatechumenalnych. Tam Msza św. sprawowana jest w salce katechetycznej. Ołtarzem jest długi stół przykryty białym
obrusem, ozdobiony ciętymi kwiatami niezależnie od pory roku. Na to się nigdy nie żałuje pieniędzy, według przypowieści ewangelicznej o kobiecie, która drogie olejki wylała na głowę Chrystusa: "Dobry
uczynek spełniła względem mnie".
Dzieci siedzą w pierwszym rzędzie przy stole, z zainteresowaniem przyglądając się sprawowanej Ofierze i w miarę przybywających lat włączają się w nią coraz aktywniej. W modlitwie wiernych dodają swoje
prośby: "Daj Boże zdrowie mamusi, tatusiowi, i ciociom". Podają wszystkim ręce na znak pokoju. A po skończonej Mszy św. z zapałem gaszą świece i rozdają kwiaty mamusiom i "ciociom".
Mądre włączenie dzieci w życie Kościoła zależy od rodziców.
Pomóż w rozwoju naszego portalu