Państwo Niedzielowie i Państwo Jaśni, korzystając z przepięknej upalnej aury, umówili się na wspólny wypad poza miasto. Pani Jasny miała po dziadkach mały domek, ocieniony drzewami samosiejkami. Kiedy sprawy spadkowe zostały załatwione, rodzina Jasnych, jako nowi właściciele, postanowiła uszanować pracę natury.
I właśnie do takiego na wpół dzikiego miejsca przybyli w weekendowy czas nasi znajomi.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
– Urokliwe miejsce – zachwycała się Pani Niedzielowa.
– Tak, wystarczyło tylko umiejętnie uprzątnąć otoczenie, aby można było tutaj normalnie żyć – odpowiedziała nie bez satysfakcji Pani Jasny.
Kiedy obie panie rozmawiały, panowie postanowili obejść niewielką posiadłość; oczywiście również konwersując, ale na zgoła inne tematy niż te, które narzucała zniewalająca swym zapachem i zielonym przepychem okolica.
– Ekipa rządząca chyba odchodzi w wielkiej niesławie. Ostatnie wydarzenia są druzgocące dla pani Kopacz – zauważył Jasny i dodał: – Dla nich Bóg, honor i ojczyzna nic nie znaczą.
– Chce się Panu o tym gadać tutaj, w tak pięknym miejscu naszej Polski? Stary dom, zdrowe drzewa, odgłosy owadów... Oooo, i widzę kilka grządek truskawek! – zawołał Niedziela i pospieszył, aby zerwać kilka czerwonych owoców. – Jakie słodkie, ciepłe, nagrzane słońcem, pyszne – mówił, napychając sobie usta krwistym miąższem.
Reklama
Jasny patrzył z rozbawieniem na chłopięcą łapczywość kolegi. Chciał jeszcze coś powiedzieć, ale zrezygnował. Patrzył tylko na słońce, które przeświecało przez gałęzie młodych drzew. Nie mógł porzucić myśli o ostatnich wydarzeniach. Kiełkujące insynuacje, że to opozycja uruchomiła ponownie aferę taśmową, aby coś ugrać, budziły w nim obrzydzenie. Nie był gorącym zwolennikiem PiS-u, ale rzucanie tego typu podejrzeń na opozycję przez rząd, który mając instrumenty władzy, przez rok nie wyjaśnił owych podsłuchów, sprawiało mu głęboki ból.
– Panowie! – rozległo się wołanie z głębi domostwa.
– To nasze panie wzywają nas do siebie – oznajmił Pan Niedziela.
Jasny jakby ocknął się z letargu. – Jaśniutki, porzuć smutki, bo żywot jest krótki – zażartował Niedziela.
Obaj panowie ruszyli w stronę pań, które na werandzie przygotowały poczęstunek. Weranda od zachodniej strony otwierała widok na rozległe łąki, zbiegające do rzeczki, oznaczonej gdzieniegdzie starymi wierzbami.
– Taki widok jest znacznie lepszy niż wieczorne śledzenie telewizyjnych wiadomości, w których kłamią, manipulują... – Jasny znowu zajęczał w tonacji politycznej.
– Jasny, proszę cię, nie teraz i nie dzisiaj, i nie jutro – oburzył się Niedziela i dodał: – Media są w rękach jednej opcji i nie popuszczą do końca. Wiedzą, że jak rząd przegra, to one też. I idą na całość. Ale patrząc na twoje męki, przyjacielu, gdybym mógł, to najchętniej wysłałbym to całe towarzystwo do... Szkoda słów. A co do Boga, honoru i ojczyzny, to oni już dawno zamienili te ideały na: brzuch, poddaństwo i lewiznę.
Panie nałożyły swoim mężom dodatkową porcję wykwintnego deseru z nadzieją zabicia ogromnego niesmaku po ostatnich wyczynach klasy panującej.