Muzułmanie we Francji zaproponowali, żeby zamykane kościoły przemieniać na meczety. Jeden z biskupów, w odpowiedzi na tę propozycję, stwierdził delikatnie, że byłoby to niewłaściwe. W Holandii kardynał zdecydował, że należy zamknąć wiele setek kościołów, bo nie ma księży, żeby obsadzić parafie, ani ludzi, którzy chcieliby uczestniczyć w niedzielnej Mszy św. To bolesne, a nawet szokujące skutki fali laicyzacji, która zalewa Europę i nie omija również naszego kraju, choć u nas takich widocznych i bolesnych ran jeszcze nie widać. W związku z tym i innymi sygnałami, które do nas docierają, wielu wierzących – zarówno świeckich, jak i duchownych – dręczy pytanie: Co będzie dalej? Jak to wszystko się skończy?
Już tak było
Reklama
O tym m.in. rozmawiałem niedawno ze starszymi ode mnie o ćwierć wieku kapłanami, którzy także ubolewali nad mniejszą frekwencją na niedzielnej Mszy św., mniejszą liczbą dzieci na nabożeństwach nad odchodzeniem od wiary młodzieży. Zapytałem ich o to, czy frekwencja w kościołach w latach 60. ubiegłego wieku, w czasach komunistycznego prania mózgów i ideologicznej nagonki na wiarę i Kościół – szczególnie w miastach – była większa czy mniejsza od dzisiejszej. Odpowiedzieli – wydaje mi się, że nawet dla nich było to trochę zaskakujące, choć pochodziło z ich własnego doświadczenia – że była mniejsza. Jeden z moich rozmówców przypomniał sobie, że gdy jako młody ksiądz trafił do parafii w dużym przemysłowym mieście, to podczas pierwszej spowiedzi wielkopostnej wyspowiadał tylko cztery osoby. Myślę, że wtedy padały podobne do dzisiejszych pytania: Co będzie dalej? Jak to wszystko się skończy? Dopiero później, od obchodów Millennium Chrztu Polski, peregrynacji obrazu Matki Bożej i wyboru Jana Pawła II świątynie się zapełniły i ostatecznie upadła ideologia, która chciała zniszczyć Kościół. To wszystko było efektem działania Bożego, nie ludzkiego, choć liczyło się każde zasiane ziarno ewangelicznej prawdy.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Ziarno się nie zmarnuje
Mam wrażenie, zresztą sądzę też po sobie, że wielu z nas, wierzących, zadaje sobie pytanie o sens działań i modlitw w sytuacji, gdy mamy naprzeciw siebie potężną, uposażoną, wspieraną siłę anty-Ewangelii, buszującą po naszym świecie, której nikt i nic zdaje się nie opierać. Na te pytania chciałbym odpowiedzieć ewangeliczną przypowieścią Pana Jezusa, zapisaną przez św. Marka: „Z królestwem Bożym dzieje się tak, jak gdyby ktoś nasienie wrzucił w ziemię. Czy śpi, czy czuwa, we dnie i w nocy nasienie kiełkuje i rośnie, on sam nie wie jak. Ziemia sama z siebie wydaje plon, najpierw źdźbło, potem kłos, a potem pełne ziarnko w kłosie” (Mk 4, 26-28).
Tak się dzieje z sianymi przez nas ziarnami ewangelicznej prawdy, czy to działaniami, czy modlitwą. Czy śpimy, czy czuwamy, to nasienie rośnie, nawet nie wiemy jak, i jest pewne, że żadne nie będzie po próżnicy.