DAGMARA ZALEWSKA: – Panie Profesorze, to pytanie słyszy Pan teraz pewnie często: czy jest Pan dumny ze swojego syna?
JAN DUDA: – Faktycznie często to słyszę i zawsze odpowiadam, że jestem dumny ze wszystkich swoich dzieci, a mam ich troje. A jeśli chodzi o syna, to raczej jestem wdzięczny, że miał odwagę wziąć bardzo ważną misję na swoje barki. Miał odwagę zmienić swój życia los. To jest trudne. Dziękujemy Bogu, że dał mu wystarczające talenty do tego, żeby to robić, a przy tym modlimy się, żeby miał siłę, mądrość i dary Ducha Świętego do wypełniania tej misji. Jeśli już pojawia się duma, to bardzo bolesna, trudna, bo wiem, co go teraz czeka, jak trudne stoją przed nim wyzwania.
– Jakim trzeba być ojcem, żeby wychować prezydenta?
Pomóż w rozwoju naszego portalu
– Nie wychowuje się prezydenta. Chyba że jest się z arystokratycznej rodziny, ale my nie mówimy tutaj o rodzie królewskim. Mam taką prostą strategię życiową, jeśli chodzi o wychowanie, że trzeba starać się wychować dzieci na mądrych, dobrych i zdrowych ludzi, bo zdrowie też jest ważne. Jeśli uda nam się wychować dziecko na człowieka mądrego, to bez względu na to, jakie ono będzie zajmowało miejsce w społeczeństwie, na pewno będzie dobrze służyło otaczającym je ludziom.
Reklama
– Na co zwracał Pan szczególną uwagę w wychowaniu? Co było w waszym domu najważniejsze?
– Są dwie fundamentalne sprawy: szacunek do wartości religijnych i praktyk religijnych, do wiary oraz szacunek do ludzi. Może jeszcze odpowiedzialność za siebie. Bardzo dużo spraw pozostawiałem do decyzji moich dzieci. Właśnie po to, by umiały brać odpowiedzialność za swoje czyny i ponosić konsekwencje podejmowanych decyzji. Zawsze ufałem im, że dobrze postąpią. Może to jest trochę obciążające dla dziecka, pozbawia beztroski, ale powoduje, że człowiek wyrasta na bardzo odpowiedzialną osobę. Rodzic powinien być pomocą w wyznaczeniu granic, oparciem, kimś kto pomaga dorosnąć. Nie lubię mówić, że wychowywałem dzieci. Ja tylko pomagałem im się wychować. Obserwuję, patrzę, słucham i pomagam – tak sobie wyobrażam ojcostwo. Słuchać i prowadzić.
– Czy ma Pan jakąś radę dla ojców? Coś, co mogłoby, zwłaszcza tym młodym, pomóc w lepszym realizowaniu ich powołania.
– Ja bym polecił lekturę Biblii. Tam w paru słowach jest powiedziane, jakie są reguły wychowania. „Rodzice, nie rozdrażniajcie swoich dzieci”. To są takie proste wskazania. Tu nie ma nakazu miłości. Bo miłość wynika sama z siebie, to jest uczucie, które pojawia się bez nakazu. Natomiast jest nakaz: nie rozdrażniajcie swoich dzieci, tzn. słuchajcie, szanujcie. Trzeba szanować problemy swoich dzieci, nie wolno dorosłym ich lekceważyć, bo to jest bardzo duży błąd wielu rodziców, że problemy dzieci są bagatelizowane i lekceważone. Nie należy też dzieci porównywać z rówieśnikami, bo tego chyba nikt nie lubi. Każdy człowiek jest inny i ma inne predyspozycje i musi być oceniany wielowymiarowo. Trzeba widzieć, starać się dostrzegać w swoim dziecku jego talenty i pomagać je rozwijać. Doceniać w tych obszarach, w których widać, że jest szansa, że sam się rozwinie i pomagać w tym, co sprawia szczególne trudności. Chwalić i nie porównywać, to są takie proste wskazania wynikające z Biblii. Czytajmy Pismo Święte, a naprawdę wiele się dowiemy o tym, jak powinniśmy postępować ze swoimi dziećmi i organizować życie w rodzinie.