Jest taka łacińska maksyma, która znajduje się w podręczniku teologii moralnej: „Prudentia est auriga virtutum” – Roztropność jest woźnicą cnót. Cnota ta pozwala człowiekowi zachować w życiu równowagę, działać mądrze i skutecznie. Do ćwiczenia się w tej cnocie często byliśmy w seminarium przyzywani. Później wiele lat patrzyłem – i nadal patrzę – na sprawy społeczne, na życie narodu, na funkcjonowanie państwa. Jako młody ksiądz przyglądałem się sprawom, które miały miejsce w ówczesnej Polsce Ludowej. Pamiętam m.in. wydarzenia marcowe 1968 r. – byłem wtedy duszpasterzem akademickim i na Krakowskim Przedmieściu uciekałem przed milicją, która goniła ludzi; studenci stali na schodach kościoła Świętego Krzyża i paląc „Trybunę Ludu”, krzyczeli: „Prasa kłamie!”.
Reklama
Były i inne sytuacje, np. gdy prymas Wyszyński i biskupi z kard. Wojtyłą odwiedzali Sosnowiec, a komuniści zorganizowali akcję przeciwko Księdzu Prymasowi. Jechaliśmy samochodami z Częstochowy, milicja z lornetkami wypatrywała nas w Siewierzu, a potem na przedmieściach Sosnowca. Widziałem tłumy ormowców, przygotowujących się do pikietowania kard. Wyszyńskiego. Wiele różnych informacji dochodziło do nas poprzez fale Radia Wolna Europa – dowiadywaliśmy się o wyczynach na Wybrzeżu, w Radomiu, w Nowej Hucie. Doświadczyliśmy, jak owocny był rok 1980, gdy powstawała Solidarność. Patrzyliśmy, jak budziła się świadomość Polaków i nadzieja na upragnioną wolność. A potem na papieża został wybrany nasz krakowski kardynał Karol Wojtła i dostaliśmy jakby nowy impuls do realizacji naszych dążeń. Po roku 1989 nastały wolne wybory, zniknęła cenzura i naród odzyskał oddech. Dodatkowo umacniał nas Jan Paweł II – nasz słowiański Papież, który jednocześnie usilnie pracował nad naszym morale i nad wiarą każdego z nas. A jednak wydaje się, że jako naród my, Polacy, nie byliśmy dostatecznie roztropni.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Boimy się o rzecz najważniejszą w życiu człowieka – o prawdę. I gdy zastanawiamy się dziś nad wieloma zjawiskami, których uczestnikami byliśmy, dochodzimy do tego właśnie wniosku, że najważniejsza jest prawda. Jeżeli brakuje w życiu prawdy, to pozostaje nam życie w fałszu i błędne wybory. Wcześniej czy później, ale zawsze prowadzi to do zguby.
To ból bólów, że nie możemy powszechnie docierać do prawdy, do której przecież mamy prawo. Z pewnością większe możliwości mają tu katolicy – mamy wszak wprawdzie skromne, ale jednak dostępne dla każdego katolickie media, żyjemy na co dzień słowem Bożym, w którym jak w lustrze możemy oglądać wszystkie nasze trudne sprawy. Czy jednak dostatecznie z tego korzystamy?
Nie możemy dać się znosić na mieliznę falom zakłamania i podstępnie wprowadzanych ideologii, dążących do ubezwłasnowolnienia nas w wolnym już przecież kraju. Ratunek jest tak blisko – tylko zauważmy Go!