Reklama

Polska

Wracaj już, Jasiu…

Niedziela Ogólnopolska 2/2016, str. 10-11

[ TEMATY ]

zmarły

Legnica

Bożena Sztajner/Niedziela

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Była zima 2010 r. Zbierałam materiały do książki i przyjechałam do Poznania, aby porozmawiać z Ojcem Janem. W domu zakonnym Dominikanów przy Kościuszki był gwar. Rozmawialiśmy w jego pokoju, ale ciągle ktoś wpadał, nagranie się rwało, brakowało ciszy. Nagle Ojciec oznajmił: „Chodź, jedziemy na Lednicę, popracujemy w spokoju”. Padał śnieg, na dziedzińcu klasztoru o. Adam Szustak szykował się do jakiegoś wyjazdu. Wyruszyliśmy busem, zabraliśmy kilku studentów. Mieliśmy zamiar wrócić wieczorem.

Ale w domu nad Lednicą śnieżyca odcięła nas od świata... Spędziłam z nimi dwa długie dni. Nagrałam wiele godzin pięknych wspomnień Ojca, wypiłam litry gorącej herbaty z nalewką na rozgrzanie (w domu nie było ogrzewania) i zjadłam plastry kindziuka, grzane na blasze kuchenki, bo skończyło nam się jedzenie. Zziębnięta do bólu podążałam za nim krok w krok, gdy oprowadzał mnie po Muzeum św. Jana Pawła II i pozwalał dotykać wszystkich eksponatów.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

W niedzielę odprawił Mszę św. i mówił o darze spotkania. Zadziwił mnie obrazem Pana Boga, który nosił w sercu.

21 grudnia 2015 r. o godz. 19.33 o. Jan Góra wybrał się na spotkanie najważniejsze, z Tym, za którym tak bardzo tęsknił – wrócił do Domu.

A ja jestem mu winna wspomnienie, które zastygło na zawsze w pamięci mojego dyktafonu.

Dom jest początkiem wszystkiego

Reklama

Mama Ojca Jana miała na imię Helena. W kwietniu 1947 r. poślubiła księgowego pracującego w fabryce tekstylnej w Prudniku na Śląsku Opolskim, Stanisława Górę. Rok później, w lutym 1948 r. urodził się ich pierworodny. W prudnickiej farze ochrzcił dziecko brat ojca, ks. Jan Góra. Chłopcu nadano imiona Jan Wojciech Jacek – rodzice wybrali trzech patronów, a na Jacka nalegała mama. Po Janie przyszli na świat jeszcze trzej chłopcy: Kazimierz, Roman i Stanisław. Rodzina zamieszkała przy ul. Traugutta 41, w czynszowej kamienicy na parterze. Wiele lat później Stanisław Góra przerobił tam kawałek ogromnego przedpokoju na niewielką łazienkę.

Dom stał na skraju miasta, ale do centrum szło się około dziesięciu minut. Niedaleko były młyn, oczyszczalnia ścieków i lasek z osadnikami. Droga prowadziła prosto do klasztoru Franciszkanów – tego samego, w którym uwięziono później prymasa Stefana Wyszyńskiego.

Mieszkanie Górów miało trzy okna. Każdego roku na procesję Bożego Ciała Helena i Stanisław dekorowali wszystkie. To był punkt honoru. Na parapecie leżał dywanik, wyżej stał obraz Madonny Sykstyńskiej z Drezna, a wszystko tonęło w kwiatach bzu, jaśminu i piwonii, zerwanych w ogródku ciotki Loli, chrzestnej mamy Ojca Jana.

Pan Jezus co roku przechodził pod oknami domu rodziny Górów, a zapowiadał Go dym kadzidła.

Boże Narodzenie

Ojciec Jan wspominał, że przygotowania do świąt Bożego Narodzenia w jego rodzinnym domu zaczynały się od udziału w Roratach. Każdego ranka w ciemności i zimnie szli z mamą, on i trzech braci, niosąc lampiony z tektury. Ale najważniejszym momentem przygotowań była spowiedź adwentowa. Towarzyszyło jej nie tylko wyznanie grzechów, ale też wcześniej przeproszenie rodziców i ucałowanie ich rąk.

Reklama

Choinka zawsze była wysoka do sufitu. Ojciec każdego roku dbał o to, aby była to jodła. Zabawki i kolorowe łańcuchy przygotowywali sami, z papieru. Na gałęziach zaczepiali woskowe świeczki, ale dość wcześnie tato kupił świeczki elektryczne. Cała rodzina zabiegała o to, aby jodła dotrwała do 2 lutego, do Gromnicznej. Wigilijny wieczór był wielkim świętem. Elegancko ubrani modlili się pacierzem na stojąco, potem ojciec składał wszystkim życzenia i mówił synom, że mają w domu anioła – myślał wtedy o swojej żonie. Helena Góra podawała kolację wigilijną i napominała chłopców, że jeśli tego wieczoru będą niegrzeczni, to zostanie im to na cały rok. Usługiwała mężowi i synom, nie pozwoliła sobie pomóc, uważała te czynności za swój święty obowiązek.

Święta uległość

Helena Góra była kobietą nadzwyczajną. Ojciec Jan opowiadał, że jej dobroć była bezgraniczna. Nigdy nie podnosiła głosu, nigdy nie dyskutowała z mężem w obecności dzieci. W domu panował patriarchat. Ojciec Jan wspominał, że były to bezwzględne rządy ojca. Codzienność była zwyczajna: rano zawsze gotowe śniadanie, herbata zawsze słodzona miodem, bo tato miał małą pasiekę, a gdy wracał do domu z pracy, zawsze, bez wyjątku, mama stawiała przed nim gorący obiad.

Wspomnienie, które wracało w opowieści Ojca Jana, to obraz modlącej się mamy. Mamy na kolanach, opartej o łóżko, zmęczonej po całym dniu pracy. Jej wieczorny pacierz zwykle ciągnął się długo w noc. Ojciec Jan powtarzał, że to mamie zawdzięcza łaskę wstąpienia do zakonu i wytrwania w powołaniu. Jej kolanom i modlitwom szeptanym długo w noc. Jej adoracjom nocnym Najświętszego Sakramentu przy Bożym Grobie. Jej zmęczeniu, które jak świeca spalało się przed Bogiem w czasie modlitwy.

– Zapamiętałem jej spojrzenie – wspominał po latach. – Matka Boża to wzrok mojej mamy. Matka Boża to miłość mojej mamy, która nauczyła mnie pacierza.

Spojrzenie Matki

Reklama

W 1966 r., roku milenium chrztu Polski, rodzinna parafia Ojca Jana przeżywała nawiedzenie kopii obrazu Matki Bożej Częstochowskiej. Przez całą dobę można było modlić się i adorować Maryję w tym wizerunku. W niedzielę po ostatniej Mszy św. ludzie rozeszli się do domów. Młody Góra został w kościele. Nagle podszedł pod sam obraz, bardzo blisko, najbliżej, jak się dało. – I wtedy to się stało – wspominał. – Matka Boża z obrazu spojrzała na mnie. Spojrzała na mnie, z osobna, jakby na chwilę zatrzymała wzrok, jakby mnie zauważyła – głos Ojca zadrżał i ucichł. – Wróciłem do domu. Nie przyznałem się nikomu. Ale nie potrafiłem zapomnieć o tym spojrzeniu Matki. Niedługo później przyszła decyzja o wstąpieniu do zakonu.

Spojrzenie mamy

O. Jan Góra opuścił dom rodzinny w wieku 18 lat, po maturze. Wyjechał nocą, aby skrócić pożegnania. Z braćmi pożegnał się wieczorem, ojca pocałował w rękę śpiącego. Ale mama nie spała. Przeczuwała coś, wychwyciła. Matczynym szóstym zmysłem odczytała serce syna i w środku nocy odprowadziła go do drzwi. – Widzę ją jeszcze, jak stoi na progu – mówił Ojciec Jan w 2010 r. – Patrzy za mną, cicha jak zawsze. A ja łopocę na wietrze, mierzę się ze sobą, wyrywam ku nowemu. Ona stoi i oddaje mnie. To była noc św. Bartłomieja, 24 sierpnia, godz. 1.15. Zrobiła mi kanapki i gorącą herbatę na drogę. Postawiłem kołnierz kurtki, zarzuciłem plecak. Nic nie mówiliśmy. Pocałowałem jej ręce, zaczęliśmy schodzić po schodach. Ja przodem, mama tuż za mną. Słyszę jeszcze te kroki i drzwi, których wciąż nie zamyka, bo patrzy, a ja boję się odwrócić. Bo gdyby spotkały się nasze oczy... Bez patrzenia za siebie czułem to jej spojrzenie. Ogarnęła mnie w nim, zamknęła chyba, bo nigdy później nie miała pretensji, nie skarżyła się, że poświęcam jej mało czasu, że tęskni. Nigdy – szeptał wzruszony Ojciec Jan.

Intensywność życia zakonnego pochłonęła młodego Jana. Wizyta w domu na dłuższy czas była możliwa, zgodnie z regulaminem, po roku nowicjatu i po roku studiów.

Kapłaństwo – dar i tajemnica

Reklama

Po ośmiu latach studiów i niecierpliwego oczekiwania przyszedł wreszcie dzień święceń kapłańskich. Rekolekcje przed święceniami Ojciec Jan odprawił w Tyńcu, u Benedyktynów. Święcenia przyjął w 1974 r., 8 czerwca, w kościele Księży Misjonarzy na Stradomiu w Krakowie. Tego dnia otrzymał, jak mówił dostojnie: „z łaski Boga Święte Chrystusowe kapłaństwo”. Ogłuszoną egzaminami głowę podstawił biskupowi, aby wyciągnął nad nią swoje ręce i przekazał mu ten święty urząd. I od tego dnia, nieprzerwanie aż do 21 grudnia 2015 r., dzień po dniu składał siebie, razem z Chrystusem, w ofierze całkowitej. Obrazek prymicyjny przygotował sam. Z jednej strony dwie dłonie złożone do modlitwy, z drugiej krótka prośba: „Ukaż mi swoją twarz/ daj mi słyszeć swój głos;/ dla Ciebie przecież/ żyję, mówię i śpiewam”.

Czyż w czasie tej ostatniej w jego życiu Mszy św. nie to właśnie się dokonało?

Domu już nie ma

Wiadomość o krytycznym stanie zdrowia taty też otrzymał w czasie odprawianej Mszy św. Zapisano mu ją na kartce i podano razem z ampułkami z winem i wodą: „Ojciec w szpitalu, stan krytyczny”. Udało mu się odprawić Mszę św. do końca, choć nie był pewien, czy powinien modlić się za chorego, czy już za zmarłego. Wiadomość poraziła go, natychmiast wyruszył do Prudnika. Tato był w szpitalu, stan oceniono jako krytyczny, miał wylew. Jednak sprawy, którymi zajmował się Ojciec Jan, wzywały. Po krótkim spotkaniu wyruszył do swojej młodzieży i obiecał wrócić niebawem. Był czas przedświąteczny, końcówka Adwentu. Znów telefon wezwał o. Jana Górę do szpitala. Nadszedł czas pożegnania, ojciec Stanisław Góra wracał do domu Ojca.

O. Jan Góra, syn, był przy ojcu, gdy ten westchnął chrapliwie po raz ostatni. I przeprowadził go przez próg śmierci, aby oddać Bogu na wieczność. A potem wrócił do domu i jednym niemym spojrzeniem przekazał tę wiadomość mamie. Była godz. 14.37, jeden dzień przed Wigilią Bożego Narodzenia, aby – jak mówił po latach Ojciec Jan – wieczerzę wigilijną spożywać z aniołami w niebie. – To było tak, jakby wzgardził naszą Wigilią, jakby poszedł na lepszą, do Pana!

Po śmierci ojca ubyło kawałka rodzinnego domu. Potem odeszła mama, niespodziewanie i cicho.

Post scriptum

Zanim Jan Góra został Ojcem, którego pokochali młodzi, któremu uwierzyły kolejne pokolenia, który przewlekał przez ucho lednickiej Ryby poranione serca ludzkie do Chrystusa, zanim dla młodych oszalał – dorastał w Prudniku, pod okiem rodziców. Był dzieckiem żywym, ciekawym świata, najpierw – jako jedynak – podobno rozpieszczonym. Ale jego tato był księgowym, bardzo cenił sobie porządek i próbował panować nad aktywnością syna, powtarzając często: „Ukłoń się, Jasiu!”.

Stanisław Góra zmarł na dzień przed Wigilią. Jego syn, Jan, trzy dni przed tym szczególnym dniem. Jakby znów był posłuszny swemu ojcu, który zawołał: „Wracaj już, Jasiu!...”.

Skany zdjęć pochodzą z książki pt. „Ukłoń się, Jasiu! Prudnikowi”, wyd. w 2004 r. w Poznaniu. Właścicielem zdjęć był o. Jan W. Góra OP. W styczniu 2010 r. Ojciec Jan wręczył książkę autorce artykułu z informacją, że ma pełne prawo do wykorzystania materiałów tam zamieszczonych w publikacjach na temat jego życia i działalności.

2016-01-05 08:30

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

By tworzyć jedną rodzinę

Niedziela legnicka 16/2024, str. V

[ TEMATY ]

Legnica

Duszpasterstwo Rodzin

Na 8 czerwca w sanktuarium św. Maksymiliana Marii Kolbego w Lubinie zaplanowany został VII Kongres Rodzin Diecezji Legnickiej. Przebiegać będzie pod hasłem „Pielgrzymi nadziei”.

Rozpoczęło się już duchowe przygotowanie do tego ważnego wydarzenia, obejmujące Msze św. i nabożeństwa w intencji rodzin diecezji legnickiej i o dobre owoce kongresu.
CZYTAJ DALEJ

Benedykt XVI: uczmy się modlitwy od św. Szczepana - pierwszego męczennika

Drodzy bracia i siostry, W ostatnich katechezach widzieliśmy, jak czytanie i rozważanie Pisma Świętego w modlitwie osobistej i wspólnotowej otwierają na słuchanie Boga, który do nas mówi i rozbudzają światło, aby zrozumieć teraźniejszość. Dzisiaj chciałbym mówić o świadectwie i modlitwie pierwszego męczennika Kościoła, św. Szczepana, jednego z siedmiu wybranych do posługi miłości względem potrzebujących. W chwili jego męczeństwa, opowiedzianej w Dziejach Apostolskich, ujawnia się po raz kolejny owocny związek między Słowem Bożym a modlitwą. Szczepan został doprowadzony przed trybunał, przed Sanhedryn, gdzie oskarżono go, iż mówił, że „Jezus Nazarejczyk zburzy...[świątynię] i pozmienia zwyczaje, które nam Mojżesz przekazał” (Dz 6, 14). Jezus podczas swego życia publicznego rzeczywiście zapowiadał zniszczenie świątyni Jerozolimskiej: „Zburzcie tę świątynię, a Ja w trzech dniach wzniosę ją na nowo” (J 2,19). Jednakże, jak zauważył św. Jan Ewangelista, „On zaś mówił o świątyni swego ciała. Gdy więc zmartwychwstał, przypomnieli sobie uczniowie Jego, że to powiedział, i uwierzyli Pismu i słowu, które wyrzekł Jezus” (J, 21-22). Mowa Szczepana przed trybunałem, najdłuższa w Dziejach Apostolskich, rozwija się właśnie na bazie tego proroctwa Jezusa, który jako nowa świątynia inauguruje nowy kult i zastępuje ofiary starożytne ofiarą składaną z samego siebie na krzyżu. Szczepan pragnie ukazać, jak bardzo bezpodstawne jest skierowane przeciw niemu oskarżenie, jakoby obalał Prawo Mojżesza i wyjaśnia swoją wizję historii zbawienia, przymierza między Bogiem a człowiekiem. Odczytuje w ten sposób na nowo cały opis biblijny, itinerarium zawarte w Piśmie Świętym, aby ukazać, że prowadzi ono do „miejsca” ostatecznej obecności Boga, jakim jest Jezus Chrystus, a zwłaszcza Jego męka, śmierć i Zmartwychwstanie. W tej perspektywie Szczepan odczytuje też swoje bycie uczniem Jezusa, naśladując Go aż do męczeństwa. Rozważanie Pisma Świętego pozwala mu w ten sposób zrozumieć jego misję, jego życie, chwilę obecną. Prowadzi go w tym światło Ducha Świętego, jego osobista, głęboka relacja z Panem, tak bardzo, że członkowie Sanhedrynu zobaczyli jego twarz „podobną do oblicza anioła” (Dz 6, 15). Taki znak Bożej pomocy, przypomina promieniejące oblicze Mojżesza, gdy zstępował z góry Synaj po spotkaniu z Bogiem (por. Wj 34,29-35; 2 Kor 3,7-8). W swojej mowie Szczepan wychodzi od powołania Abrahama, pielgrzyma do ziemi wskazanej przez Boga, którą posiadał jedynie na poziomie obietnicy. Następnie przechodzi do Józefa, sprzedanego przez braci, którego jednak Bóg wspierał i uwolnił, aby dojść do Mojżesza, który staje się narzędziem Boga, aby wyzwolić swój naród, ale napotyka również wielokrotnie odrzucenie swego własnego ludu. W tych wydarzeniach, opisywanych przez Pismo Święte, w które Szczepan jest, jak się okazuje religijnie zasłuchany, zawsze ujawnia się Bóg, który niestrudzenie wychodzi człowiekowi naprzeciw, pomimo, że często napotyka uparty sprzeciw, i to zarówno w przeszłości, w chwili obecnej jak i w przyszłości. W tym wszystkim widzi on zapowiedź sprawy samego Jezusa, Syna Bożego, który stał się ciałem, który - tak jak starożytni Ojcowie - napotyka przeszkody, odrzucenie, śmierć. Szczepan odwołuje się zatem do Jozuego, Dawida i Salomona, powiązanych z budową świątyni Jerozolimskiej i kończy słowami proroka Izajasza (66, 1-2): „Niebiosa są moim tronem, a ziemia podnóżkiem nóg moich. Jakiż to dom możecie Mi wystawić i jakież miejsce dać Mi na mieszkanie? Przecież moja ręka to wszystko uczyniła” (Dz 7,49-50). W swoim rozważaniu na temat działania Boga w historii zbawienia, zwracając szczególną uwagę na odwieczną pokusę odrzucenia Boga i Jego działania, stwierdza on, że Jezus jest Sprawiedliwym zapowiadanym przez proroków; w Nim sam Bóg stał się obecny w sposób wyjątkowy i ostateczny: Jezus jest „miejscem” prawdziwego kultu. Szczepan przez pewien czas nie zaprzecza, że świątynia jest ważna, ale podkreśla, że „Najwyższy jednak nie mieszka w dziełach rąk ludzkich” (Dz 7, 48). Nową, prawdziwą świątynią, w której mieszka Bóg jest Jego Syn, który przyjął ludzkie ciało. To człowieczeństwo Chrystusa, Zmartwychwstałego gromadzi ludy i łączy je w sakramencie Jego Ciała i Krwi. Wyrażenie dotyczące świątyni „nie zbudowanej ludzkimi rękami” znajdujemy także w teologii świętego Pawła i Liście do Hebrajczyków: ciało Jezusa, które przyjął On, aby ofiarować siebie samego jako żertwę ofiarną na zadośćuczynienie za grzechy, jest nową świątynią Boga, miejscem obecności Boga żywego. W Nim Bóg jest człowiekiem, Bóg i świat kontaktują się ze sobą: Jezus bierze na siebie cały grzech ludzkości, aby go wnieść w miłość Boga i aby „spalić” go w tej miłości. Zbliżenie się do krzyża, wejście w komunię z Chrystusem oznacza wejście w to przekształcenie, wejście w kontakt z Bogiem, wejście do prawdziwej świątyni. Życie i mowa Szczepana nieoczekiwanie zostają przerwane wraz z ukamienowaniem, ale właśnie jego męczeństwo jest wypełnieniem jego życia i orędzia: staje się on jedno z Chrystusem. W ten sposób jego rozważanie odnośnie do działania Boga w historii, na temat Słowa Bożego, które w Jezusie znalazło swoje całkowite wypełnienie, staje się uczestnictwem w modlitwie Pana Jezusa na krzyżu. Rzeczywiście woła on przed śmiercią: „Panie Jezu, przyjmij ducha mego!” (Dz 7, 59), przyswajając sobie słowa Psalmu 31,6 i powtarzając ostatnią wypowiedź Jezusa na Kalwarii: „Ojcze, w Twoje ręce powierzam ducha mojego” (Łk 23,46); i wreszcie, tak jak Jezus zawołał donośnym głosem wobec tych, którzy go kamienowali: „Panie, nie poczytaj im tego grzechu!” (Dz 7, 60). Zauważamy, że chociaż z jednej strony modlitwa Szczepana podejmuje modlitwę Jezusa, to jest ona skierowana do kogo innego, gdyż jest ona skierowana do samego Pana, to znaczy do Jezusa, którego uwielbionego kontempluje po prawicy Ojca: „Widzę niebo otwarte i Syna Człowieczego, stojącego po prawicy Boga” (w. 56). Drodzy bracia i siostry, świadectwo św. Szczepana daje nam pewne wskazania dla naszej modlitwy i życia. Możemy się pytać: skąd ten pierwszy chrześcijański męczennik czerpał siłę do stawiania czoła swoim prześladowcom i aby dojść do daru z siebie samego? Odpowiedź jest prosta: ze swej relacji z Bogiem, ze swej komunii z Chrystusem, z rozważania Jego historii zbawienia, dostrzegania działania Boga, które swój szczyt osiągnęło w Jezusie Chrystusie. Także nasza modlitwa musi się karmić słuchaniem Słowa Bożego w komunii z Jezusem i Jego Kościołem. Drugi element to ten, że św. Szczepan widzi w dziejach relacji miłości między Bogiem a człowiekiem zapowiedź postaci i misji Jezusa. On - Syn Boży - jest świątynią „nie zbudowaną ludzkimi rękami”, w której obecność Boga stała się tak bliska, że weszła w nasze ludzkie ciało, aby nas doprowadzić do Boga, aby otworzyć nam bramy nieba. Tak więc nasza modlitwa powinna być kontemplacją Jezusa siedzącego po prawicy Boga, Jezusa jako Pana naszego, mojego codziennego życia. W Nim, pod przewodnictwem Ducha Świętego, możemy także i my zwrócić się do Boga, nawiązać realny kontakt z Bogiem, z zaufaniem i zawierzeniem dzieci, które zwracają się do Ojca, który je nieskończenie kocha. Dziękuję. tlum. st (KAI) / Watykan
CZYTAJ DALEJ

Ponad 365 mln chrześcijan prześladowanych na całym świecie

2024-12-26 16:33

[ TEMATY ]

prześladowania

prześladowania chrześcijan

Włodzimierz Rędzioch

Chagall - "Białe Ukrzyżowanie

Chagall - Białe Ukrzyżowanie

Papież Franciszek podczas modlitwy Anioł Pański w Watykanie nawiązując do przypadającego dziś święta św. Szczepana Pierwszego Męczennika wezwał także do modlitwy za chrześcijan prześladowanych z powodu swej wiary. „Maryjo, Królowo Męczenników, pomóż nam być odważnymi świadkami Ewangelii, dla zbawienia świata” - powiedział Ojciec Święty. Według międzywyznaniowej organizacji pomocowej Open Doors ponad 365 mln chrześcijan na całym świecie jest narażonych na wysoki poziom prześladowań i dyskryminacji ze względu na swoją wiarę - to jeden na siedmiu chrześcijan. Organizacja od ponad 30 lat opracowuje ranking 50 krajów o największych prześladowaniach chrześcijan.

Podziel się cytatem Według raportu, Korea Północna po raz kolejny znalazła się na szczycie negatywnego rankingu najcięższych prześladowań, a za nią uplasowały się Somalia, Libia, Erytrea, Jemen, Nigeria, Pakistan, Sudan, Iran i Afganistan. Najbardziej zaludnione kraje świata, Indie i Chiny, zajmują odpowiednio 11. i 19. miejsce.
CZYTAJ DALEJ
Przejdź teraz
REKLAMA: Artykuł wyświetli się za 15 sekund

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję