Szekspirowskie „wszystko dobre, co się dobrze kończy”, jak ulał pasuje do amerykańskiego – osobliwie hollywoodzkiego – kina. Pasuje do nowego filmu kanadyjskiego reżysera Jeana-Marca Vallée, znanego z obrazów takich jak „Dzika droga” czy „Witaj w klubie”, fachowca od odświeżania amerykańskich mitów. Pierwszy opowiadał o skłóconym z życiem tułaczu, który z dala od cywilizacji próbuje uleczyć pokiereszowaną duszę, drugi – o kowboju walczącym w pojedynkę z nieprawością złych ludzi. Bohater „Demolition” (Demolka) zdaje się łączyć te dwie narracje. Próbuje i uleczyć pokiereszowaną duszę, i walczyć z – jak sądzi – nieprawością świata. Taki jest efekt popadnięcia w rodzaj szoku po stracie żony, co przejawia się w autodestrukcji. Reżyser zaskakuje, dezorientuje i porusza przy tym widzów balansowaniem między dramatem a komedią. Na szczęście wszystko kończy się dobrze, możemy odetchnąć, bo początkowo wcale się na to nie zanosi.
Pomóż w rozwoju naszego portalu