Używanie wulgaryzmów jest obrazą Boga i bliźniego. Nie po to Pan Bóg wyposażył człowieka w rozum i aparat mowy, by ten plugawił swój język. Używanie wulgaryzmów jest także publicznym, często bardzo głośnym przyznaniem się do... własnej słabości i marności intelektualnej. Słaby to człowiek, który nie potrafi sobie poradzić ze swoimi emocjami inaczej niż przez wybuchy wulgarnego słowotoku. Marny intelektualnie, jeżeli nie znajduje słów innych niż wulgarne.
Wiem, wiem, wulgaryzmy spowszedniały. Dawniej były wątpliwej jakości etykietką marginesu społecznego, tych „spod budki z piwem”. Dzisiaj usłyszymy je prawie wszędzie – nie tylko na ulicy czy na stadionie, ale także w kinie, w teatrze, w uniwersyteckich aulach, w gabinetach czy na korytarzach różnych instytucji i urzędów.
Czy jesteśmy skazani na wulgaryzację języka, a w szerszej perspektywie wulgaryzację całej przestrzeni społecznej? Jeżeli dorosły człowiek będzie używał wulgaryzmów przy dzieciach, jeżeli dorośli nie będą napominać młodych, najlepiej przez własny przykład, jeżeli kobiety będą godzić się na wulgarny język swoich ojców, mężów czy kolegów z pracy, jeżeli nie wytrzebimy knajackiego języka ze sfery kultury – to, niestety, pogrążymy się w tym bagnie. Wtedy nie będzie nam potrzebna ani poezja, ani proza. O języku Biblii nie wspominając...
Pomóż w rozwoju naszego portalu