WIESŁAWA LEWANDOWSKA: – Do wielu tropionych przez rządy dobrej zmiany zaniechań, nadużyć ekonomiczno-gospodarczych i politycznych oraz błędów lub po prostu głupot poczynionych przez elity rządzące III RP trzeba chyba pilnie dodać stworzenie nienormalnego, niezrównoważonego rynku medialnego. Czy nie od tego należałoby zacząć zmianę na lepsze, Pani Poseł? Obiektywne, dobre media to przecież warunek pomyślności każdego państwa...
Reklama
BARBARA BUBULA: – To prawda. Jest to jedna z kluczowych spraw zaniedbanych na początku tzw. transformacji ustrojowej. Nie ulega wątpliwości, że pewne grupy nacisku robiły to z rozmysłem. Pozbawienie Polaków dobrego obiegu informacji było warunkiem powodzenia wszystkich złych dla kraju decyzji gospodarczych i politycznych, np. złodziejskiej prywatyzacji, niezabezpieczenia praw socjalnych obywateli, braku systemu odpowiednich zasiłków rodzinnych, co doprowadziło do ekonomicznego przymusu nieposiadania dzieci itp., itd. Te wszystkie patologie państwa powstałe w latach 90. ubiegłego wieku mogły tak długo funkcjonować właśnie dzięki temu, że zadbano z jednej strony o osłabienie i skomercjalizowanie mediów publicznych, a z drugiej – o powierzenie bardzo dużej części rynku medialnego bądź to podmiotom pochodzącym ze starego systemu – czyli elicie postkomunistycznej uwłaszczającej się na majątku narodowym – bądź międzynarodowym koncernom, głównie niemieckim, którym odsprzedano pokaźną część mediów drukowanych.
– To wszystko – jak niemal wszystko przez pierwsze dwie dekady III RP – odbywało się jednak bez najmniejszych protestów społecznych, rzec można nawet, że z pewnym przyzwoleniem. Czy to nie dziwne?
Pomóż w rozwoju naszego portalu
– Gdzie indziej rzeczywiście byłoby to dziwne, u nas niekoniecznie... Właśnie dlatego, że na samym początku III RP zablokowano możliwość rozwoju niezależnych mediów i prawdziwie niezależnego dziennikarstwa, z góry ograniczono pluralizm rynku medialnego.
– A przecież tak się cieszyliśmy, że nareszcie mamy wolne media, że nareszcie będziemy społeczeństwem dobrze poinformowanym!
– Nic bardziej złudnego! Te niby wolne media – po latach nazwane mediami głównego nurtu – przez cały czas prowadziły kampanię zohydzania wszelkich przejawów obrony polskiego majątku, wyciszały tematy sprzedaży kolejnych gałęzi naszej gospodarki, a z tych, którzy starali się ścigać korupcję, robiły chorych psychicznie. Najnowszym przykładem potwierdzającym tę regułę jest nieobecność w mediach głównego nurtu złodziejskiej „reprywatyzacji” w Warszawie i w innych dużych miastach, zwłaszcza sprawy tzw. czyścicieli kamienic i krzywdy lokatorów.
– Zastanawiająca jest zgoda na taki stan rzeczy ze strony tych środowisk dziennikarskich lat 90., które były dość jeszcze silnie związane z etosem solidarnościowym. Skąd ta bezradność i niemoc?
Reklama
– Stąd, że cały proces odsprzedaży poszczególnych tytułów przeprowadzono z pewnym znieczuleniem, np. przez danie dziennikarzom możliwości zakupu akcji swojej redakcji. Można powiedzieć, że w ten sposób dość skutecznie wyciszono to środowisko. A bezradność brała się stąd, że wcześnie podjęto decyzję polityczną, iż nie będzie żadnych ustaw, które by blokowały wejście kapitału zagranicznego do naszych mediów, że nie będzie ustawy antykoncentracyjnej. Do tego trzeba dodać grzech pierworodny III RP w postaci uwłaszczenia postkomunistów na dużych koncesjach telewizyjnych, co spowodowało, że wszystkim innym pozostały tylko ochłapy i niemoc realnego oddziaływania na opinię społeczną... Radio Maryja musiało długo walczyć o częstotliwości, podczas gdy RMF FM i Radio Zet lekką ręką dostały ogólnopolskie duże nadajniki z dobrymi częstotliwościami.
– Gołym okiem widoczne były w tym zamysł i nacisk ideologiczny ze strony liberalno-lewicowej.
– Z pewnością, i to realizowane konsekwentnie, bo przecież jeszcze parę lat temu, kiedy przydzielano koncesje na multipleksie, dla Telewizji Trwam nie było miejsca – za to bez problemu dostały ją np. postkomunistyczne ZPR-y (niedawno ją odsprzedały) – i dopiero wielomilionowe demonstracje katolików wymusiły koncesję dla Telewizji Trwam. Niemniej jednak katolicka prawicowa część społeczeństwa też powinna się mocno bić w piersi za to, że reprezentujący ją decydenci w porę nie dostrzegli niebezpieczeństwa, a także dlatego, że zwykli jej członkowie nie potrafili, nie chcieli podejmować codziennych decyzji np. o niekupowaniu lub kupowaniu tej czy innej gazety.
– Po prostu nie wspierali swoich mediów lub robili to niedostatecznie?
– Tak. I ciągle mamy nieodrobioną lekcję zadaną nam jeszcze przed wojną przez św. Maksymiliana Kolbego – a był to człowiek, który rozumiał, o co chodzi w mediach – który mówił, że nie może być tak, żeby katolicy wspierali, finansowali wrogie katolicyzmowi media. Tego nie przemyśleliśmy, nie przerobiliśmy. I z tym się wiąże dzisiejszy bardzo duży problem tzw. niekompetencji medialnej naszego społeczeństwa.
– Wynikający wyłącznie z niewiedzy?
Reklama
– W dużej mierze z kuszenia przez dominujące media, które przyciągają i mamią atrakcyjną formą, gdy tymczasem media prawicowe i katolickie musiały się zawsze ograniczać w wydatkach np. na dobrą szatę graficzną, na dobrych dziennikarzy. Powstał więc rodzaj błędnego koła, niestety, także za sprawą mało solidarnej w tej sprawie społeczności prawicowej... Wśród przeciętnych obywateli do dziś panuje np. przekonanie, że telewizja, gazeta zawsze utrzymują się same, że może powinny być za darmo... Dlatego po tej naszej prawicowo-katolickiej stronie wciąż nie mamy dobrych filmów, dobrych książek; nasi reżyserzy, pisarze, dziennikarze ledwie wiążą koniec z końcem. To bardzo przykre.
– Bierna i milcząca większość zgodziła się na bylejakość, niedostatecznie zadbała o dobrą promocję własnych wartości i przekonań...
– Po prostu zabrakło myślenia, że niezależność, wolność i nasze poglądy też kosztują, że trzeba się regularnie zrzucać na ich obronę choćby przez kupowanie katolickich gazet. Dlatego zabrakło nam konkurencyjnej siły przekazu naszych wartości, choć przecież praktykujących katolików jest w Polsce wielka rzesza.
– Jak doszło do takiego niemyślenia?
– Moim zdaniem, zabrakło zwykłej pracy u podstaw. Wstyd przyznać, ale nawet w czasach PRL-u, w latach 60., 70., a zwłaszcza w latach stanu wojennego istniał jednak pewien obieg kultury katolickiej, w parafiach tworzono np. kręgi dyskusyjne skupiające inteligencję, ludzi czytających. Było dążenie do wspierania niezależnej kultury, do doceniania podobnie myślących pisarzy, muzyków, aktorów. Po 1989 r. jako społeczność katolicka osiedliśmy na laurach. Spodziewaliśmy się, że tę rolę animowania kultury w jakiś sposób przejmie wreszcie „nasze” państwo, niestety, nie przejęło, ponieważ kolejne rządy miały tendencję raczej do osłabiania patriotyzmu, a zatem także polskiej kultury, zwłaszcza katolickiej.
Reklama
– Państwo bywało raczej „teoretyczne”, a aktywne wcześniej środowiska opiniotwórcze się rozpadły. Można powiedzieć, że III RP wymusiła społeczną autodestrukcję, a w najlepszym razie uśpiła Polaków, a przede wszystkim elity?
– Mocno powiedziane, ale obawiam się, że do tego właśnie doszło, m.in. dlatego, że wartościowe wydawnictwa katolickie znikły z rynku szeroko rozumianych mediów (np. PAX) lub zdecydowanie ograniczyły swą katolickość (np. Znak). Nie powstała też żadna siła oddolna wspierająca kulturę katolicką, co jest sprzężeniem zwrotnym związanym z tą dzisiejszą niekompetencją medialną polskiego społeczeństwa. Nie ma życia kulturalnego konserwatywnego czy katolickiego, jeśli nie ma konserwatywnych czy katolickich mediów, które mogłyby konkurować z dominującymi lewicowo-liberalnymi. A nie ma ich także z powodu owej niekompetencji medialnej społeczeństwa. Tkwimy w błędnym kole.
– Dlaczego musiało do tego dojść?
– Dlatego, że w kulturze zabrakło klasy średniej. Nastąpiła pauperyzacja w tej akurat części społeczeństwa, konieczność wiązania końca z końcem nie sprzyjała działaniom na rzecz ogólniejszego dobra... Człowiek zmuszony do pracy po 80 godzin tygodniowo nawet nie ma już czasu ani siły na czytanie książek, a co dopiero na zorganizowane życie kulturalne w parafii czy w domu kultury.
– Chyba najwyższy czas to zmienić... Jak zacząć?
Reklama
– Obchodzimy właśnie 100. rocznicę odzyskania niepodległości, można więc zacząć od wystosowania apelu przynajmniej do prawej części społeczeństwa, aby każdy z nas pomyślał, że działając na rzecz katolickich mediów, spełniamy niepodległościowy, patriotyczny dobry uczynek. Nasze codzienne decyzje o tym, czy kupimy dane czasopismo, czy obejrzymy wartościowy program w katolickiej telewizji, czy wejdziemy na portal internetowy bliski naszym poglądom, naprawdę mają wielkie znaczenie, bo w mediach opartych na technologii cyfrowej są skrupulatnie liczone. A im większa aktywność odbiorców, tym większe szanse naszego medium na godziwy zysk z reklam, co przekłada się bezpośrednio na jego jakość. Trzeba więc zacząć od tych drobiazgów, które po zliczeniu w miliony mogą mieć ogromne znaczenie światopoglądowe i kulturowe. Nie zapominajmy zatem o tym, że podstawowa walka w dzisiejszym świecie toczy się na polu kultury i mediów, a nie wyłącznie na polu czysto ekonomicznym, jak to próbuje się nam wmawiać.
– Nie zanosi się jednak na to, aby w krótkim czasie tym sposobem udało się osłabić media tzw. głównego nurtu...
– Tak, ale możemy wytworzyć pewną siłę społeczną – jak mawiał Feliks Koneczny – która będzie miała odpowiednią siłę sprawczą. Pokazuje to przykład Radia Maryja i Telewizji Trwam. Warto byłoby tę siłę pomnożyć. Mamy w Polsce tysiące parafii i na początek naprawdę wystarczyłoby, żeby jedna rodzina w każdej parafii zmieniła swoje przekonania co do mediów katolickich i zdecydowała się np. co tydzień kupić jakiś tygodnik katolicki – to już oznaczałoby skokowy wzrost owej wspólnej siły. Moim zdaniem, do polskich katolików wciąż za słabo dociera przekaz o powiązaniu wspierania mediów katolickich z konsekwencjami w sferze kultury, polityki, życia społecznego. Naprawdę moglibyśmy mieć swoje silne media katolickie, będące poważną konkurencją dla innych, pożyteczne dla ogółu społeczeństwa. Musimy zdać sobie wreszcie sprawę z tego, że dbałość o swoje media to działanie na rzecz suwerenności, że media są dodatkową armią broniącą naszej tożsamości, naszych granic i siły oddziaływania naszego narodu w świecie.
– Tymczasem Polacy mają wciąż problem z płaceniem abonamentu na media publiczne, mimo że jest obowiązkowy...
Reklama
– I to jest koronny dowód na niekompetencję medialną społeczeństwa, które nawet nie zdaje sobie sprawy z tego, czym mogłyby być media publiczne, gdyby nie musiały utrzymywać się z reklam.
– Wolimy jednak wierzyć, że możliwa jest radykalna naprawa polskich mediów przez wprowadzenie odpowiednich przepisów prawnych, np. przez uchwalenie ustawy dekoncentracyjnej, która osłabiłaby nieco media głównego nurtu, zwłaszcza te żyjące z obcego kapitału.
– Być może tak będzie, jednak ta ustawa z pewnością wywoła większą burzę w świecie niż ustawa o IPN i reforma polskiego sądownictwa razem wzięte, ponieważ będzie naruszała bardzo liczne i potężne interesy biznesowo-ideologiczne. Już pojawiają się rozmaite absurdalne zarzuty w rodzaju szykowanego przez PiS zamachu na wolność mediów. Ponieważ nasze społeczeństwo jest, niestety, podatne – właśnie za sprawą mediów głównego nurtu – na różnego rodzaju „wrzutki” informacyjne i manipulacje, tę zmianę musimy przeprowadzić rozważnie, dyplomatycznie, z mocnym uzasadnieniem – co ważne dla Komisji Europejskiej – że chodzi o zapewnienie w Polsce pluralizmu medialnego, pluralizmu idei.
– Kiedy zatem możemy się spodziewać następnej burzy z piorunami w tej kolejnej ważnej dla Polski sprawie?
– Wydaje się, że, niestety, na tę gruntowną strukturę polskiego rynku medialnego przyjdzie jeszcze trochę poczekać. Na razie państwo musi zadbać o wyhamowanie zachodzących właśnie groźnych procesów koncentracyjnych, jak np. połączenie amerykańskiego Discovery z TVN, co zagraża polskiej telewizji publicznej. Taka koncentracja wszystkich ogniw dystrybucji informacji może sprawić, że wkrótce będziemy musieli żyć w „nowym wspaniałym świecie” z jedną jedynie słuszną ideologią. Ponieważ na razie nie mamy innego wyjścia, jako odpowiedzialni obywatele, nie tracąc nadziei na systemowe rozwiązania, sami bierzmy sprawy w swoje ręce i choćby złotówką wspierajmy swoje media.
Barbara Bubula, polityk, nauczycielka, publicystka i samorządowiec; członkini Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji (2007-10) i Rady Programowej TVP (2010); posłanka na Sejm V, VII i VIII kadencji.