O tym, że muzyka Jana Sebastiana Bacha jest jak drogowskaz, że odnajdziemy w niej odpowiedzi na liczne pytania, wiedzą zarówno teoretycy, jak i melomani. Pierwsi szukają w niej niemal matematycznej logiki, systematyki godnej najbardziej zawiłych równań i układów, i odnajdują je, gdy drudzy czerpią z tego oceanu piękna to, co dotyka najdelikatniejsze struny wrażliwości. Jeden z moich mentorów młodości, bydgoski nauczyciel Marian Gordiejuk (1954 – 2005), wybitny teoretyk i kompozytor, powiedział mi kiedyś, że jeśli szukam rozwiązania jakiegoś zawiłego połączenia harmonicznego, progresji czy modulacji, na pewno znajdę to u Bacha. Od tego czasu gdy obcuję z muzyką lipskiego kantora, czynię to niejako w dwóch płaszczyznach. Pierwsza – to spontaniczne odbieranie dzieła, emocjonalne i czyste od wnikliwej analizy. Nieskalane muzycznym logos. Ale (chyba, niestety,) w miarę upływu czasu włącza się we mnie Mr Hyde i zaczynam „widzieć” tę muzykę jak piękne, graniczące z absolutną doskonałością równanie zapisane kredą na czarnej tablicy. I nie dziwi mnie zdanie, które usłyszałem od Grzegorza Turnaua, że kiedy pogubi się muzycznie, sięga do Bacha. Bo tam jest prawda. A ja śmiało uzupełniam to twierdzenie, że w tej muzyce jest Bóg.
Stąd z tym większą radością wysłuchałem nowego albumu znakomitego wirtuoza organów Bernarda Foccroulle’a. Ten 65-letni Belg, znawca muzyki Bacha i jego mistrzów: Dietricha Buxtehudego i Johanna Adama Reinckena, ma na koncie ponad 40 albumów, w tym kompletne nagranie wszystkich dzieł organowych Buxtehudego, zwieńczone prestiżową nagrodą Diapason d’Or. Wirtuoz tym razem nagrał krążek z utworami, które śmiało można nazwać – przepraszam za kolokwializm – organowymi przebojami w Bachowskiej spuściźnie. Już pierwsze nuty przenoszą nas do świata dźwięków znanych chyba nawet tym, którzy stronią od klasycznej muzyki. Słynny ozdobnik rozpoczynający „Toccatę d-moll”, tę, która zwiastuje nie mniej znaną „Fugę” (BWV 565), jest rozpoznawalny jak pierwsze 8 nut „V symfonii” Ludwiga van Beethovena. U Bacha tych nut jest 9, 7, a potem znowu 9 i demoniczny akord zmniejszony, podążający od cis z fundamentalnym D w basie. Dźwiękowy kosmos? Ponadczasowe piękno? Tak. Owoc ludzkiego geniuszu, chrześcijańskiej kultury Europy, wpisany w dziedzictwo jak kanon literatury, malarstwa, rzeźby czy zdobycze nauk wszelkich. Foccroulle nagrał płytę na znakomitych organach mistrza Arpa Schnitgera (1648 – 1719), znajdujących się w świątyniach w Groningen i Norden („Toccata i fuga d-moll” [BWV 565], „Toccata, adagio i fuga C-dur” [BWV 564], „Fantazja i fuga g-moll” [BWV 542], „Toccata i fuga F-dur” [BWV 540] oraz „Toccata i fuga d-moll «dorycka»” [BWV 538]).
Płytę zamyka fenomenalna „Passacaglia c-moll” (BWV 582), nagrana na monumentalnych organach Thomasa Schotta w klasztorze Benedyktynów w szwajcarskim Muri. Budowany w latach 1619-30, posiadający 34 registry instrument w pełni oddał tajemniczość opartego na 16 głównych nutach dzieła. O ile Foccroulle we wcześniejszych kompozycjach błyszczy wirtuozerią w sensie biegłości, o tyle tutaj zachwyca powściągliwością. Wspaniale registruje instrument, przez co zachwyca czytelnością frazy. Jest dynamicznie, ale nigdy zbyt głośno. Dla nas to również wspaniała wieść, płyta jest bowiem częścią zbioru, którym artysta pokaże całą organową spuściznę Bacha. I miał rację nieodżałowany Witold Lutosławski, który stwierdził: „Gdyby jakimś przewrotnym cudem odjęto nam to, co zbudowała w nas twórczość największego z geniuszów muzycznych ludzkości, nie moglibyśmy w tym spustoszeniu poznać samych siebie”. A ja przywołam jeszcze jedną ciekawostkę. Bach swoje dzieła często dopełniał małą inskrypcją: A M D G („Ad maiorem Dei gloriam”), co oznacza wprost: „Dla większej chwały Bożej”.
Pomóż w rozwoju naszego portalu