Główne uroczystości jubileuszowe odbędą się 9 czerwca br. w Siedlcach. Poprzedzi je dwudniowe zebranie plenarne Konferencji Episkopatu Polski w Janowie Podlaskim – pierwszej stolicy diecezji, która początkowo nosiła nazwę janowskiej, czyli podlaskiej.
Właśnie w Janowie odbyła się 14 kwietnia br. uroczystość, która bardzo wiele mówi o dramatycznych dziejach Kościoła katolickiego na Podlasiu. Tego dnia w miejscowej kolegiacie, po przebudowie i renowacji krypty biskupów łuckich i janowskich, pochowano hierarchów – drugiego i trzeciego z kolei w katalogu biskupów siedleckich: Beniamina Szymańskiego i Jana Marcelego Gutkowskiego. Obaj biskupi za opór przeciw władzy carskiej zostali wyrzuceni z diecezji i zmarli na wygnaniu.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Biskup kpi z carskich urzędników
Władysław Stanisław Reymont w swoim reportażu z Podlasia zapisał: „Przez parę tygodni jeździłem po tych cichych, oprzędzonych melancholią i dziwnym smutkiem ziemiach, gdzie każda wieś była przez całe dziesiątki lat niezdobytą twierdzą, każda chałupa okopem walczących do ostatniego tchnienia i każdy człowiek nieustraszonym bojownikiem świętej sprawy”.
Reklama
Jest w tym opisie cała prawda o Podlasiakach, zawsze niepokornych wobec władzy narzuconej z zewnątrz i nieustraszonych obrońcach Kościoła. Przykład szedł z góry, o czym świadczy postawa biskupów Gutkowskiego i Szymańskiego. Obaj musieli się zmagać z restrykcyjną wobec Kościoła katolickiego polityką władz carskich. Obaj też zdobyli się na bohaterstwo, bo powiedzieć „nie” zaborcom równało się z wygnaniem.
Bp Gutkowski był postacią niezwykle barwną. Potężnie zbudowany, gruntownie wykształcony (co docenił Uniwersytet Jagielloński, przyznając mu tytuł doktora honoris causa) raził niektórych rubasznością, którą wyniósł z wojska – służył bowiem jako kapelan Legionów Polskich pod dowództwem gen. Jana Henryka Dąbrowskiego, brał też udział w wyprawie Napoleona na Moskwę.
W pewnym stopniu był podobny do św. Zygmunta Szczęsnego Felińskiego. Tak jak arcybiskup warszawski okazał się gorliwym pasterzem, który bardzo dbał o poziom moralny i intelektualny duchowieństwa, tak jak on – idąc na biskupstwo z etykietą poplecznika caratu (zrazu potwierdził te opinie, potępiając powstanie listopadowe, które uznał za niepotrzebną ofiarę) – stał się nieustraszonym obrońcą praw Kościoła. Protestował przeciwko licznym zakazom rządowym, a czynił to w formie tak niewybrednej, że wprawiało to we wściekłość i osłupienie nieprzywykłych do sprzeciwu carskich urzędników. Bp Gutkowski odmówił np. carskiej Komisji Spraw Wewnętrznych podania listy bractw i stowarzyszeń kościelnych. Poradził rosyjskim urzędnikom, aby „zajęli się poważniejszymi sprawami”.
Reklama
Niepokornemu biskupowi wstrzymano pensję, rozpuszczano wieści o jego niepoczytalności i słano skargi do Petersburga, a stamtąd do Watykanu. Kiedy w ręce rosyjskiego rządu dostała się tajna korespondencja bp. Gutkowskiego do nuncjusza apostolskiego w Wiedniu, los podlaskiego pasterza był już przesądzony.
Car Mikołaj I wydał rozkaz usunięcia biskupa z Janowa. Aresztowano go w nocy z 28 na 29 kwietnia 1840 r. i wywieziono do Ozieran w guberni mohylewskiej. Po długich rokowaniach Stolicy Apostolskiej z rosyjskim rządem papież Grzegorz XVI zasugerował biskupowi wygnańcowi, aby dla dobra Kościoła zrzekł się biskupstwa podlaskiego. Bp Gutkowski usłuchał, skutkiem czego został zwolniony z wygnania i osiadł we Lwowie. Jego pogrzeb w tym mieście stał się wielką patriotyczną manifestacją.
Kiedy gubernatorzy chcieli być biskupami
Przez 17 lat diecezja podlaska wakowała. Kapucyn o. Beniamin Szymański okazał się godnym następcą bp. Gutkowskiego. Bronił unitów, często wizytował parafie, propagował rekolekcje parafialne, walczył z plagą pijaństwa, dbał o karność kleru, ale aprobował jego aktywność patriotyczną.
Po powstaniu styczniowym zabroniono bp. Szymańskiemu wizytacji pasterskich i w ogóle wyjazdów z Janowa, gdzie otoczono go siecią szpiegowską, dopatrując się w każdym posunięciu tendencji antyrządowych. Biskup mimo to załatwiał najważniejsze sprawy diecezji i nie respektował rosyjskich zarządzeń. Na jedno z nich odpisał: „Jeśli te przepisy wejdą wykonane, to gubernatorzy będą biskupami, a biskupi i rządcy diecezji ich oficjałami”.
Za jego największą winę uznano jednak jawne poparcie powstania styczniowego i udział w nim wielu księży.
Reklama
Tego dla Rosjan było już za wiele. Car Aleksander II, bez porozumienia z Rzymem, ukazem z 22 maja 1867 r. skasował diecezję siedlecką, a jej terytorium przyłączył do diecezji lubelskiej. 12 sierpnia tegoż roku nieugiętego biskupa wywieziono do Łomży i umieszczono w klasztorze Kapucynów, gdzie zmarł.
Ksiądz generał powieszony na rynku
Z takimi pasterzami podlaskie duchowieństwo tym odważniej angażowało się w działalność patriotyczną i protestowało przeciwko polityce caratu, śląc petycje do Petersburga. Jedną z nich sygnatariusze zakończyli stwierdzeniem: deklarowana przez cara „swoboda naszej religii i jej wyznawców” oraz opieka nad nią „jest tylko na papierze, jest omamieniem”.
Na Podlasiu przed powstaniem styczniowym nastroje patriotyczne wśród wiernych i duchowieństwa się zradykalizowały. Masowo i często obchodzono rocznice ważnych wydarzeń w historii Polski – np. 10 października 1861 r. we wsi Oronne-Kępa pod Maciejowicami ponad 20 tys. ludzi uczciło Tadeusza Kościuszkę, choć nie była to żadna okrągła rocznica bitwy stoczonej w 1794 r. Wśród szlachty, mieszczan i chłopów było także 50 podlaskich księży. Nabożeństwo odprawiono w kościele parafialnym, a po nim uczestnicy manifestacji przeszli na pole bitwy pod Maciejowicami. Tutaj płomienne kazania wygłosili: ks. Józef Burzyński – wikariusz z Maciejowic oraz ks. Seweryn Paszkowski – proboszcz.
Carska ochrana miała pełne ręce roboty, aby przez swoich szpicli śledzić i podsłuchiwać księży wygłaszających patriotyczne kazania. Kilkunastu z nich z tego powodu było szykanowanych.
Reklama
Podlascy księża na tajnym spotkaniu z członkami organizacji powstańczych i Komitetu Centralnego Narodowego, które odbyło się 13 listopada 1862 r. w kościele parafialnym w Kłoczewie, zadecydowali o poparciu dla kolejnego zrywu narodowego (już po powstaniu kłoczewski proboszcz został uwięziony za zorganizowanie tego spotkania). Zdecydowano, że duchowni mogą przynależeć do tajnych organizacji powstańczych, będą łożyć ofiary na potrzeby powstania i przyjmować przysięgę od żołnierzy. Podobny zjazd zorganizowało duchowieństwo unickie (22 grudnia 1862 r. w Leśnej Podlaskiej), które też zdecydowanie udzieliło poparcia powstaniu.
W strukturach, które przygotowywały jego wybuch, znalazło się kilkunastu księży. W samym powstaniu uczestniczyło wielu kapłanów, a niemal cały podlaski kler wspierał walczących. Plebanie zamieniły się w lazarety i punkty zaopatrzenia w żywność i odzież.
Najsłynniejszym duchownym powstańcem był ks. Stanisław Brzóska – generał i naczelny kapelan. Przetrwał najdłużej ze swoim oddziałem, bo ponad dwa lata. Zadenuncjowany wpadł w ręce Rosjan i został przez nich skazany na śmierć przez powieszenie ze swym adiutantem Franciszkiem Wilczyńskim. Egzekucję na obu wykonano 23 maja 1865 r. na rynku w Sokołowie Podlaskim na oczach 10 tys. ludzi. Ks. Brzóska miał zaledwie 33 lata.
Reklama
Ostatni powstaniec styczniowy nie był jedynym księdzem straconym publicznie przez powieszenie. Taki sam los spotkał jego rówieśnika ks. Wawrzyńca Lewandowskiego, członka komitetu powstańczego, proboszcza parafii Seroczyn. Na plebanii ukrywał broń, dostarczał żywność dla oddziału ks. Brzóski, uwolnił aresztowanych dwóch powstańców. Po egzekucji ks. Lewandowskiego 4 sierpnia 1864 r. oddział Kozaków stratował jego grób, aby ludzie nie wiedzieli, gdzie jest pochowany, jednak sprytnym parafianom udało się zaznaczyć miejsce pochówku bohatera. Represje po powstaniu były okrutne. Ok. 20 księży ukarano zsyłką na Sybir, skąd wielu nie wróciło. Ponad 30 duchownych uwięziono na miejscu. Władze carskie skonfiskowały budynki i ziemię należącą do parafii. Żaden kapłan nie mógł się udać nawet do sąsiedniej parafii bez specjalnego paszportu. Zakazano śpiewać wezwanie litanijne: „Królowo Korony Polskiej – módl się za nami”. Władze wydały rozporządzenie, w którym zabroniły w całym kraju stawiania krzyży katolickich przy drogach publicznych, na polach, a także przy domach prywatnych. Nie można było również reperować krzyży już stojących. Miały one wraz z przydrożnymi kapliczkami zniknąć z krajobrazu Podlasia raz na zawsze. Wreszcie zlikwidowano zakony, a w słynnym klasztorze w Leśnej Podlaskiej po wypędzeniu paulinów osiedliły się mniszki prawosławne.
Nie dziwią te restrykcje wobec patriotycznie nastawionego Podlasia, gdzie księża masowo i ofiarnie wsparli powstania narodowe i gdzie dumna rosyjska armia doznała dwóch spektakularnych porażek: w pierwszej zwycięskiej bitwie powstania listopadowego 14 lutego 1831 r. pod Stoczkiem Łukowskim (dowódca – gen. Józef Dwernicki) i 3 lutego 1863 r. pod Węgrowem, w potyczce opiewanej przez Cypriana Kamila Norwida:
„Grek ma więcej świetnych w dziejach kart
Niż łez w mogile.
U Polaka tyle Węgrów wart,
Tyle, co Termopile...”.
Błogosławieni męczennicy z Pratulina
Jeszcze nie obeschły łzy po ofiarach powstania, a Podlasie znowu zapłakało. W 1875 r. rząd carski zlikwidował Kościół unicki, a jednym z powodów była jego polonizacja.
Wcześniej unitów próbowano siłą przyłączyć do prawosławia, czemu stawili zdecydowany opór. Symbolem tragedii są wydarzenia z 24 stycznia 1874 r. w Pratulinie, gdzie zginęło 13 mężczyzn, którzy bronili swej unickiej świątyni przed przemianowaniem jej na prawosławną cerkiew.
Unici wiedzieli, że rosyjskie wojsko ma rozkaz zabijania stawiających opór, dlatego odłożyli przyniesione narzędzia obrony, uklękli na cmentarzu znajdującym się przy świątyni i śpiewając, przygotowywali się do śmierci za wiarę. „Po trupach naszych pójdziecie do świątyni!” – zawołali pozostali parafianie i zaparli bramę cmentarną. Nie pomogło.
Reklama
Oddział otworzył ogień. Pierwszy padł 25-letni Wincenty Lewoniuk. Wówczas Kosma Jakubiak wziął martwego na ręce i zawołał do dowódcy: „Zabiłeś niewinnego człowieka, teraz weź go i pożryj!”.
Razem z Wincentym zginęli: Jan Andrzejuk, Konstanty Bojko, Łukasz Bojko, Ignacy Frańczuk, Filip Geryluk, Maksym Hawryluk, Anicet Hryciuk, Daniel Karmasz, Konstanty Łukaszuk, Bartłomiej Osypiuk, Onufry Wasyluk i Michał Wawryszuk. Zostali zastrzeleni w pozycji klęczącej, podczas modlitwy. Rannych zostało 180 osób.
Podobny dramat rozegrał się tydzień wcześniej w Drelowie, gdzie również zginęło 13 unitów. Początkowo podawano liczbę 10 zabitych, a dopiero po pewnym czasie ustalono, że z rąk carskich żołdaków zginęło 13 osób. Lista ta jest jednak znacznie dłuższa. Z ponad 50 rannych w wyniku uderzeń szablą lub nahajką zmarło 9 osób, w tym 2 kobiety.
Prześladowanie unii na Podlasiu trwało 40 lat – do ukazu tolerancyjnego w 1905 r.
W tym czasie carskie represje dotknęły tysięcy wiernych, także księży łacińskich, których skazywano za pomoc unitom. Wincenty Lewoniuk i jego towarzysze reprezentują rzeszę bezimiennych męczenników unickich.
Kiedy w 1918 r. diecezja podlaska została restytuowana (w 1925 r. przemianowano ją na siedlecką, czyli podlaską), bp Henryk Przeździecki, jeden z najwybitniejszych hierarchów okresu międzywojnia, rozpoczął proces beatyfikacyjny męczenników podlaskich. Przerwany w czasie II wojny światowej i w okresie stalinizmu został wznowiony dopiero w 1964 r. Jan Paweł II beatyfikował 6 października 1996 r. w Rzymie męczenników z Pratulina.
Z parafianami na rozstrzelanie
Reklama
Na Podlasiu ludzie zawsze stali murem za swymi kapłanami. Nigdy nie opuścili ich w potrzebie. 14 sierpnia 1920 r. w miejscowości Całowanie wpadł w ręce bolszewików biskup pomocniczy siedlecki Czesław Sokołowski. Miał być publicznie osądzony i rozstrzelany. Wówczas okoliczni mieszkańcy – narażając własne życie – wyprowadzili bolszewików w pole i umożliwili biskupowi ucieczkę.
Warto dodać, że w związku z inwazją bolszewików na Polskę bp Przeździecki wydał apel do kapłanów, aby „bezwzględnie pozostali na swych stanowiskach” i mogli się ukryć, ale tylko w parafii, na wypadek gdyby agresorzy zagrażali ich życiu. Do wiernych wydał natomiast płomienny list pasterski, by zaapelować o ochotników do wojska, a do tych, którzy nie mogą dźwigać broni – o zastąpienie na roli tych, którzy zasilili szeregi armii.
Pięknym, heroicznym przykładem solidarności kapłana z wiernymi była z kolei postać ks. Romana Ryczkowskiego, proboszcza parafii Rudno. Kiedy 30 maja 1940 r. Niemcy aresztowali i skazali na śmierć grupę ok. 150 parafian, kapłan znalazł się wśród nich. Oficjalnym powodem było niewypełnienie kontyngentu, w rzeczywistości rudnianom zapamiętano, że 11 listopada 1918 r. rozbroili bez walki oddział wycofującego się wojska pruskiego. Gdy skazańcy stali gotowi na śmierć nad wykopaną zbiorową mogiłą, esesmani niespodziewanie oznajmili, że ksiądz jest wolny, bo w 1918 r. nie mieszkał w Rudnie. Wówczas kapłan zaczął błagać, by uwolniono także innych. Niemcy nie chcieli o tym słyszeć, wobec czego ks. Ryczkowski oznajmił, że w „tej tragicznej sytuacji nie może opuścić swoich parafian” i wstąpił na wał z podniesioną głową. Został rozstrzelany jako ostatni. Miał zaledwie 39 lat.
Reklama
To niejedyny przykład heroizmu podlaskiego kapłana z czasu wojny. Ks. Jan Niedziałek przyznał się do podrzucenia prasy podziemnej w pociągu, co odkryła niemiecka policja kolejowa, kiedy zorientował się, że mogą zostać rozstrzelani jego współpasażerowie. Katowany na Pawiaku i w alei Szucha nikogo nie wydał. Został rozstrzelany nocą 12 lutego 1943 r. z dużą grupą więźniów w Palmirach.
Dymy Treblinki nad Podlasiem
Również podczas II wojny światowej podlascy księża wykazali ducha męstwa i patriotyzmu. 11 zostało zamordowanych w Auschwitz, 13 w Dachau. Na terenie diecezji podczas okupacji z rąk Niemców zginęło 4 księży, a 74 było represjonowanych. Kapłani i wierni zapisali też piękną kartę, pomagając uchodźcom wojennym, zwłaszcza z Wielkopolski, i dzieciom Zamojszczyzny.
Ziemia podlaska stała się cmentarzem dla blisko miliona Żydów, licznie zamieszkujących przed wojną wsie, miasteczka i miasta. Na tym terenie Niemcy zorganizowali dwa obozy zagłady, których nazwy do dziś budzą trwogę: Treblinka i Sobibór. Z iście diabelską sprawnością zgładzili w ciągu zaledwie kilkunastu miesięcy w pierwszym obozie ok. 800 tys. Żydów, a w drugim – 170-180 tys.
Mimo zagrożenia śmiercią wielu Podlasiaków ratowało Żydów. Świadczy o tym fakt, że Instytut Yad Vashem w Jerozolimie odznaczył medalem Sprawiedliwy wśród Narodów Świata 93 mieszkańców powiatu węgrowskiego i sokołowskiego. Tylko z tego drugiego powiatu za pomoc udzielaną Żydom zamordowano 44 osoby. Niemcy stosowali przy tym bestialskie metody, np. Juliannę Postek ze Stoczka Węgrowskiego-Kolonii za ukrywanie grupki Żydów zatłukli na śmierć kijami.
Reklama
Szczególnie piękną kartę zapisały siostry ze Zgromadzenia Córek Najczystszego Serca Najświętszej Maryi Panny ze Skórca, Sitnika, Janowa Podlaskiego i Międzyrzeca Podlaskiego, które ocaliły kilkoro żydowskich dzieci.
Ks. Sergiusz Góralczuk, administrator parafii Ugoszcz, pomógł 9 Żydom. Oryginalną ochronę Żydów zastosował w parafii Piszczac ks. Roman Soszyński. Ostentacyjnie okazywał przyjaźń rodzinie żydowskiego aptekarza, publicznie się z nimi pokazywał, odwiedzał ich w domu. Nikomu nie przyszło do głowy, żeby zadenuncjować przyjaciół proboszcza. Rodzina przeżyła wojnę.
Podczas wojny księża angażowali się w pomoc AK i oddziałom partyzanckim. Jeden z nich, kapelan AK ks. Lucjan Niedzielak, przeżył wojnę, ale został zastrzelony przez UB 5 lutego 1947 r. Była to zemsta za piętnowanie w kazaniach sowieckich zbrodni. W chwili śmierci ks. Niedzielak miał zaledwie 39 lat.
Obrońcy krzyża z Miętnego
Reklama
Przykładów odwagi siedleckich diecezjan w wyznawaniu wiary dostarczają także czasy współczesne. Na przełomie 1983 i 1984 r. oczy całego świata zachodniego były skierowane na Miętne – niewielką miejscowość k. Garwolina, gdzie młodzież toczyła walkę o krzyże. Kiedy w tamtejszym Zespole Szkół Rolniczych im. Stanisława Staszica na żądanie dyrekcji zaczęto zdejmować krzyże z sal, zdecydowanie i jednomyślnie zaprotestowali uczniowie, wsparci przez rodziców i część nauczycieli. W protest mocno zaangażował się także biskup siedlecki Jan Mazur, który w intencji rozwiązania konfliktu podjął post o chlebie i wodzie. Podarował też młodzieży 600 krzyżyków, które uczniowie nosili na piersiach. Na długich przerwach modlili się i śpiewali pieśni religijne.
O dramaturgii wydarzeń w Miętnem niech zaświadczy fragment zapisu kronikarskiego z 7 marca 1984 r., sporządzonego na podstawie pamiętnika Wioletty Sosnowskiej, koordynatorki protestu: „Uczniowie proklamują strajk okupacyjny. Zbierają pieniądze na żywność, gdyż personel stołówki na polecenie dyrektora odmawia im nawet chleba. Uczniowie wydelegowani do sklepu po żywność i do internatu po koce zastają po powrocie zamknięte drzwi do szkoły, a okna strzeżone przez personel. Wszystkim jednak udaje się dołączyć do strajkujących kolegów ryzykowną drogą przez dach i innymi pomysłowymi sposobami. Strajkujący (było ich wtedy ok. 400) wystawili warty, zorganizowali punkt żywnościowy i miejsce do spania na macie zapaśniczej ułożonej w auli.
Po odśpiewaniu Apelu Jasnogórskiego, ok. godz. 21.30, przyszedł do uczniów prokurator, grożąc sankcjami karnymi za okupację budynku szkolnego. Następnie dyrektor odczytał zarządzenie wojewody siedleckiego o zawieszeniu zajęć aż do odwołania. Uczniowie odśpiewali «Rotę» i przewidując wkroczenie ZOMO na teren szkoły, opuścili ją, udając się do kościoła w Garwolinie”.
Nieugiętość i determinacja uczniów przyniosły owoce: po 4 miesiącach protestu krzyż powrócił do szkoły w Miętnem. Pamięć o tym wydarzeniu jest żywa w diecezji siedleckiej do dziś.
Jan Paweł II na tle złotych łanów
Reklama
Na początku lat 90. ubiegłego wieku diecezja siedlecka doznała poważnego uszczuplenia w związku z powstaniem diecezji drohiczyńskiej. Została ona proklamowana przez Jana Pawła II 5 czerwca 1991 r. w Białymstoku, a powiększona 25 marca 1992 r. bullą „Totus Tuus Poloniae populus” tego papieża. W jej skład weszły wówczas trzy dekanaty diecezji siedleckiej: węgrowski, sokołowski i sterdyński oraz część dekanatów: liwskiego, łosickiego i janowskiego. Mimo to obszar diecezji siedleckiej jest nadal duży. Wystarczy powiedzieć, że odległość z jednego krańca diecezji do drugiego w najdłuższej linii wynosi 180 km.
Do takiej diecezji przyjechał 10 czerwca 1999 r. Jan Paweł II. Na błoniach siedleckich zgromadziło się pół miliona wiernych. Sam Ojciec Święty był pod wrażeniem i zażartował: „Jest was tyle, jakby Siedlce miały milion mieszkańców”.
Papież przewodniczył Mszy św. przy krzyżu męczenników z Pratulina, na tle złotych łanów zbóż, chabrów i maków. Wyraził hołd „ziemi podlaskiej, która wydała nieustraszonych świadków Chrystusowej Ewangelii”. „Lud tej ziemi – powiedział z uznaniem Ojciec Święty – przez wieki dawał niezliczone dowody wiary w Chrystusa i przywiązania do Jego Kościoła, zwłaszcza w obliczu wielorakich doświadczeń i krwawych prześladowań oraz ciężkich prób dziejowych”.
W tym kontekście mówił o męczennikach z Pratulina, którzy bronili Kościoła, winnicy Pana. „Oni tej winnicy pozostali wierni aż do końca i nie ulegli naciskom ówczesnego świata, który ich za to znienawidził” – podkreślił Papież.
Uroczystość w Siedlcach była wielką manifestacją jedności dwóch obrządków katolickich: łacińskiego i greckokatolickiego, przybyli na nią bowiem licznie greckokatoliccy biskupi, księża i świeccy z Polski, Ukrainy i diaspory na czele z arcybiskupem większym Lwowa Lubomyrem Huzarem, późniejszym kardynałem.
Wizyta Jana Pawła II była najważniejszym wydarzeniem w dwusetletnich dziejach diecezji siedleckiej.
Wielkim wydarzeniem ostatnich lat w życiu tego Kościoła lokalnego jest rozpoczęty w 2012 r. II Synod Diecezji Siedleckiej. Jego uroczyste zakończenie nastąpi 9 czerwca br. podczas obchodów jubileuszowych w Siedlcach.
Podczas pisania artykułu autor korzystał z książki ks. Zbigniewa Sobolewskiego „Imię Twoje wysławiamy. Dzieje diecezji siedleckiej (1818-2018)”. Wyd. Unitas, Siedlce 2017.