We własnej łazience, przed lustrem, człowiek jest naprawdę tylko sam ze sobą. I nareszcie może sobie szczerze pogadać z inteligentnym człowiekiem... Ale też może poczynić pewne obserwacje. Wspominałam już niegdyś, jak przed tym lustrem odkryłam, że mi... urosły uszy. Tak, tak! Zwróćcie Państwo uwagę, jak na starość rosną człowiekowi uszy! Teraz z kolei zauważyłam, że robię się podobna do... śp. pani prof. Anny Świderkówny. A dokładnie wiem, jak wyglądała w ostatnich latach życia, bo należała do tej samej parafii i czasem ją widywałam, taką coraz drobniejszą, kruchszą i delikatniejszą. No i – nie ma co ukrywać – łysiejącą... Jak ja teraz. Rozmawiałam z nią też kiedyś przez telefon – zadzwoniłam w jakiejś drobnej sprawie z redakcji. I rozgadałyśmy się jak stare znajome. Co za kobieta!
Przez przypadek trafiłam na książkę Niejedno imię miłości – ostatni wywiad z prof. Świderkówną. Otóż ciekawy epizod z jej życia związany jest z klasztorem, do którego wstąpiła w 1978 r., ale władze zakonne orzekły, że nie ma powołania, i po roku stamtąd odeszła. Mówiła, że widocznie Bóg chciał, aby poszła do klasztoru, i chciał, żeby stamtąd wyszła. Lecz dopiero spowiednik pomógł jej to lepiej zrozumieć, gdy w czasie jednej ze spowiedzi powiedział do niej: „Twoją karierą jest Bóg”.
Mam w domu kilka książek Pani Profesor o Biblii, lecz wciąż odkładałam je na półkę. Teraz koniecznie muszę je przeczytać. Chcę przeczytać!
Pomóż w rozwoju naszego portalu