Reklama

Moje widzenie Ameryki

Tęsknota

Niedziela w Chicago 18/2003

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Mój pobyt w Ameryce, to wspomnienia - obrazy. Nie potrafię pamiętać tego kraju, bez pośrednictwa zasłyszanych opowieści, jakby ten potężny kraj ubożał i spłaszczał się bez wspomnień tych, którzy walczyli tu o przetrwanie. Ich historie miały klimat i odpowiednią temperaturę, tragizm i komizm na przemian, jak to w życiu bywa. Czasem puentowały je łzy, czasem śmiech, bo czas uczy dystansu do tego, co kiedyś bolało, dręczyło, nie dawało spać. Postanowiłam moim bohaterom zmienić imiona. Nie jestem pewna czy chcą, by ich opowieści poznał świat. Pewnie nie z taką intencją mówili mi o swoim amerykańskim losie, swoim nie zawsze spełnionym, amerykańskim śnie, swoim żalu po ojczyźnie. Chociaż,... zwierzając się dziennikarzowi zawsze ponosi się ryzyko, że on potem coś z tego wykorzysta.
Tęsknota, to trudne do zdefiniowanie uczucie. Marek tłumaczy, że to zwierz, który atakuje nagle, chwyta za gardło nagłym, niemęskim wzruszeniem. Tęsknota lubi zmrok, noc, kameralny nastrój. Wywołać ją potrafi na przykład zapach, krajobraz, czyjś gest, śmiech, jakaś stara piosenka, która wraca po latach na listy przebojów. Moi rozmówcy niechętnie przyznawali się do nostalgii. Może sądzili, że to objaw słabości. Jeden Marek, mimo ponad 20 lat życia na emigracji twierdzi, że nie przestaje tęsknić. Za czym konkretnie?
- Do tęsknoty tej potrzebne jest jakieś miejsce - tłumaczy. - Jest ono gdzieś tam, jak dawniej mawiano, w "Polsce klasy B", z dala od autostrad, tras szybkiego ruchu, szpetnych hal hipermarketów i zgiełku ulicznych reklam...
Zielony las podchodzi pod sam próg chaty, która pachnie żywicą i drewnem. Łąki, pełne dziewanny, zasypiają zmęczone słońcem. W ogrodzie, pod starą sękatą gruszą, stoi prosty stół i proste ławy po obu jego stronach. Kwaśne mleko w dzbanuszku przykrytym lnianą ściereczką okupują poirytowane owady. Małe, słodkie truskawki, wprost z grządki stoją w glinianej misce na parapecie szeroko otwartego okna. Cisza, która panuje wokół nie jest ciszą miejską, ani ciszą czterech ścian apartamentu, ale doskonałą muzyką, pełną łagodnego bzykania, westchnień, szeptów i śpiewu ptaków.
Gdzieś dalej, ale niezbyt daleko, płynie rzeka. Można do niej dojść jedynie piaszczystą drogą. Rzeka jest niewielka. Płynie szerokim nurtem, rozleniwiając się po zatoczkach i rozlewiskach. Nisko nad wodą zwieszają gałęzie drzewa, przez które słońce barwi taflę migotliwymi rozbłyskami promieni. Przysiądziemy tutaj, gdzie brzeg rzeki dotyka białej łachy piasku. Nad nami będzie tylko niebo koloru kwiatów lnu, a wokoło zieleń i chabry w łanach zbóż. Będziemy je zrywać i składać w niepokorny bukiet, dołożymy czerwonych maków, niewinnych margerytek, a dla zapachu trochę maciejki i mięty. Wieczorem rozpachną się cudownie, całą mocą swych niepozornych płatków.
Ganek oplata gęsty bluszcz, który wspina się odważnie po dachu i chwyta komin w zielone palce. Na ganku przyjemny chłodek i zapach świeżych jabłek przyniesionych z sadu. Na ławeczce, w głębi niszy, leży książka, właśnie ta, na której przeczytanie nie starczyło nam czasu przez cały rok. Teraz celebrujemy kartkę po kartce, smakując zdanie po zdaniu. Co chwilę przerywamy lekturę, by podnieść wzrok ku pejzażowi, jak ze starych polskich obrazów. Słońce grzeje mocno, choć wisi już nad linią lasu. Żegna się długo i niechętnie, jakby żałowało tego dnia i tego lata.
Zmrok przychodzi powoli, niespiesznie. Zatrzyma się chwilę w leśnych ostępach, zamarudzi w gałęziach drzew nim odważy się wypłynąć na otwarta przestrzeń. Zabarwi świat niebieskością, która zwiastuje noc. Powietrze straci swą przejrzystość, stanie się dojrzałe, balsamiczne zapachem ziół i świeżo skoszonej trawy. Pod płotami rozpachnie się maciejka, nad łąkami roztańczy zwiewna mgła, nim na niebo z porażającą jasnością wzejdzie wreszcie księżyc. Muzyka dołączy po chwili cykaniem świerszczy i gardłowym kumkaniem żab. Powoli ucichnie świat, jakby popadł w zadumę, a my długo będziemy jeszcze trwać nieruchomo na ganku, wsłuchani w siebie i noc.
Jest takie miejsce, gdzieś na mapie świata, jakieś własne miejsce, może w "Polsce B", może już w Ameryce, gdzie wszystko ma swój porządek, rytm i swojski smak. Gdy dopada nas smutek codzienności, warto na chwilę zamknąć oczy i znów tam być. Zaręczam, że pomaga...

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

2003-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Obchody 1000-lecia Korony Polskiej

2025-04-12 17:09

[ TEMATY ]

spotkanie

RED

W Krakowie trwają uroczyste obchody z okazji 1000-lecia koronacji Bolesława Chrobrego i 20. rocznicy śmierci św. Jana Pawła II organizowane przez wydawnictwo Biały Kruk. Dzisiejszy wieczór to seria wykładów Autorów Białego Kruka, którzy nie tylko poprzez swoje książki, ale i na żywo dzielą się z gośćmi spotkania swoją wiedzą, doświadczeniem i patriotyzmem podczas starannie przygotowanych prelekcji.

Wydarzenie to jest również premierą trzech wyjątkowych, rocznicowych książek: „Pierwsze królestwo” prof. Wojciecha Polaka, „Monarchia polska” prof. Grzegorza Kucharczyka oraz „Największy z rodu Polaków” Jolanty Sosnowskiej (tekst) i Adama Bujaka (zdjęcia).
CZYTAJ DALEJ

Zakrwawiony mężczyzna wtargnął na ambonę w Gliwicach. Skandal po Mszy św. za ofiary katastrofy smoleńskiej

2025-04-12 10:30

[ TEMATY ]

Gliwice

pixabay.com

Do skandalicznego incydentu doszło w czwartek wieczorem w kościele św. Barbary w Gliwicach. Po zakończeniu Mszy św. w intencji ofiar katastrofy smoleńskiej na ambonę wtargnął młody mężczyzna z zakrwawionymi dłońmi. Zaczął krzyczeć niezrozumiałe i obraźliwe słowa, pobrudził ołtarz oraz szaty liturgiczne. Został wyprowadzony z kościoła przez księdza i wiernych, w tym członków Klubu Gazety Polskiej.

— Trwał śpiew kończący Mszę św. Zszedłem do zakrystii, gdy nagle usłyszałem, że ktoś mówi do mikrofonu. Wróciłem i zobaczyłem obcego mężczyznę na ambonie. Miał zakrwawione ręce i ubrudził nimi obrus oraz szaty. Natychmiast podjąłem próbę wyprowadzenia go – relacjonuje ks. ppłk Mariusz Antczak, proboszcz parafii św. Barbary, w rozmowie z Dziennikiem Zachodnim.
CZYTAJ DALEJ

Abp Józef Kupny: Jesteśmy w stanie powiedzieć: “Kochamy Cię Jezu”, ale co z Golgotą?

2025-04-13 12:44

ks. Łukasz Romańczuk

O godz. 11:30 rozpoczęła się Liturgia w Niedzielę Palmową, pod przewodnictwem abp. Józefa Kupnego, metropolity wrocławskiego,. Przy głównym wejściu do Katedra Wrocław odbyło się poświęcenie palm oraz przeczytana został fragment Ewangelii wg św. Łukasza mówiący o wjeździe Pana Jezusa do Jerozolimy, następnie procesyjnie, z palmami w ręku wszyscy udali się do wnętrza katedry.

Po odśpiewaniu Męki Pańskiej, homilię wygłosił abp Józef Kupny. - Dzisiaj rozpoczynamy obchód misterium paschalnego. Na początku Mszy św. wysłuchaliśmy się w opis triumfalnego wjazdu Jezusa do Jerozolimy, a przed chwilą opis Męki Pana naszego Jezusa Chrystusa. Jakiż kontrast pomiędzy tymi wydarzeniami. Uroczysty wjazd do świętego miasta, a potem niewyobrażalne cierpienie i śmierć na krzyżu poza murami Jerozolimy - opisywał arcybiskup.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję