Obóz w Dachau k. Monachium był głównym miejscem eksterminacji duchowieństwa. Przebywało tu ponad 2790 duchownych, wśród nich 1773 kapłanów z Polski. Śmierć w tym obozie poniosło 799 duchownych z Polski, 68 zostało zwolnionych przez władze hitlerowskie, a 818 doczekało oswobodzenia. W Dachau było więzionych 70 jezuitów polskich, 23 z nich zmarło. Ks. Adam Kozłowiecki doczekał wyzwolenia obozu w Dachau w dniu 29 kwietnia 1945 r. Podobnie jak inni polscy księża uważał, że został ocalony za wstawiennictwem św. Józefa.
W 2008 r., za namową ks. prof. Ludwika Grzebienia SJ oraz ks. prof. Stanisława Cieślaka SJ i zgodą środowiska naukowego Akademii Ignatianum w Krakowie, w wydawnictwie WAM ukazało się trzecie wydanie książki ks. Kozłowieckiego Ucisk i strapienie. Pamiętnik więźnia 1939-1945. Wtedy też została powołana Fundacja im. ks. kard. Adama Kozłowieckiego SJ „Serce bez granic” z siedzibą w Hucie Komorowskiej. Muzeum imienia kardynała otwarto trzy lata później. Materiały pielęgnowane i opracowywane przez środowisko naukowe Akademii Ignatianum w Krakowie od 13 lat inspirują Fundację (cardinalekozlowiecki.pl), która organizuje różne inicjatywy o charakterze kulturalnym, edukacyjnym, oświatowym i społecznym w Polsce i za granicą, propagując pamięć i dokonania tego wielkiego człowieka.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Zjedliśmy po trzy ziemniaki i po kawałku chleba z margaryną – i po wieczerzy wigilijnej. Nikt nas nie niepokoił, więc spokojnie nuciliśmy kolędy aż do godziny 10-tej.
Reklama
W swoim pamiętniku ks. Adam Kozłowiecki wspomina sześć wigilijnych wieczorów. Oto fragmenty jego wspomnień z pamiętnika Ucisk i strapienie.
Dachau 1941, druga Wigilia obozowa
Dziś rano blokowy ogłosił nam z polecenia Lagerältestera Kappa zakaz śpiewania jakichkolwiek polskich pieśni w czasie świąt Bożego Narodzenia. Ks. Schönwälder zorganizował małą choinkę, porobił jakiś ozdoby z papieru, pasty do zębów i staniolu i ubrał ją pięknie. Po apelu wieczornym wróciliśmy na izbę i zasiedliśmy do wieczerzy wigilijnej, trzeciej z rzędu w niewoli, a drugiej w Dachau. Wystawiono posterunki i półgłosem zanuciliśmy W żłobie leży. Potem ks. biskup Kozal w serdecznych słowach złożył życzenia izbowemu i nam. Niewiele mogłem zauważyć, bo mi się w głowie kręciło, a w sercu coś się darło i wyło...
Potem ściskania i życzenia. Naturalnie każdy powtarza w kółko: żeby to już były ostatnie święta w tych warunkach!... Ale tak samo życzyliśmy sobie w zeszłym roku i dwa lata temu... Dlatego nasz „cynik”, ks. Swaczyna, dla odmiany składa życzenia: żeby to już były przedostatnie...
Zjedliśmy po trzy ziemniaki i po kawałku chleba z margaryną – i po wieczerzy wigilijnej. Nikt nas nie niepokoił, więc spokojnie nuciliśmy kolędy aż do godziny 10-tej.
Dachau 1942, trzecia Wigilia obozowa
Reklama
Mimo wielkiej niechęci do chodzenia na bloki księżowskie, wybrałem się dzisiaj wieczorem na izbę 4 bloku 30, żeby złożyć życzenia naszym. [...] Do izbowego i do księży przemówił bardzo serdecznie bp Kozal, składając życzenia świąteczne. Gdy podszedłem, aby i jemu złożyć życzenia, skarżył się na bóle w uchu, mówiąc, że obawia się wewnętrznego zapalenia ucha. Trudno wyrazić, jak bardzo mi ks. biskup Kozal imponuje. Zawsze pogodny, spokojny i uśmiechnięty, skromny, a jednak pełen godności, której nie zaznacza, ale zachowaniem się swoim zmusza do szacunku. Stale nam przypomina, nie tylko słowem, ile przede wszystkim przykładem, abyśmy pamiętali o wielkiej godności kapłańskiej.
Atmosfera bardzo miła, serdeczna i spokojna. Wszyscy składamy sobie życzenia, żeby to były ostatnie święta w niewoli.
Dachau 1944, ostatnia Wigilia obozowa
Już szósta wilia w tych warunkach. Przygotował ją Stasio Nowicki. Początkowo chciał, abyśmy ją zjedli we trójkę z Wichą w sypialni, ale wyperswadowałem mu, że zrobiłoby to złe wrażenie na innych, zajęliśmy więc miejsca przy naszym stole. Nowicki przez dwa dni gotował groch, a w rezultacie był jeszcze twardy; potem podał jakiś kompot i ciastka.
Połamaliśmy się opłatkiem; poszedłem następnie na blok 28, aby złożyć życzenia naszym. Miałem jeszcze zaproszenie na dwa inne bloki. Obleciałem wszystkie, nigdzie jednak długo nie siedziałem. Wymuszając z siebie uśmiech, złożyłem życzenia i uciekałem prędzej, bo „rozebrało” mnie na dobre.
Poszedłem na plac apelowy i chodziłem sam. Już 6 lat z rzędu z dala od swoich i daleko od najukochańszych stron.
Reklama
Boże, Boże! Zdawałoby się, że powinienem się już przyzwyczaić, a tu ani rusz! Owszem, coraz mi ciężej i tęskniej! Chwilami targa mną czarna rozpacz, chciałbym, aby się to wszystko już raz skończyło! Tak czy owak, ale niech by się skończyło, bo z tą nieznośna męką w sercu wytrzymać już nie mogę. Chwilami mam żal do P. Boga, że odebrał mi wszystko, co mi jest drogie. Mówią mi, że to wszystko drobnostki i śmiesznostki, że Bóg nam pokazuje, jak znikome są te wszystkie rzeczy doczesne, jak nie warto do nich serca przywiązywać. Wiem o tym i uznaję to, ale mimo wszystko żal mi serce zalewa i tęsknota za tym, aby wrócić lub umrzeć i to jak najszybciej. Pięć lat obozu odbiło się już mocno na moim stanie nerwowym, czuję się nieraz nienormalny, obawiam się wariactwa. [...]
Wojna zbliża się do końca. Wszystkie narody się cieszą, tylko my tu, Polacy, cieszyć się nie mamy z czego. Przekleństwo ciśnie się mi na usta, na naszych wrogów, co nasze szczęście zburzyli, na tych, co nas zdradzili, co nami handlują, jak zdewaluowanym banknotem; przekleństwo na tych, co cieszą się, mimo że my cierpimy. A w sercu budzi się nienawiść do wszystkich, do całego świata. Coraz bardziej staję się mizantropem.
A Ty, Boże? Czyż nas skażesz na wieczną tułaczkę? Czyż po tylu cierpieniach nam jednym nie pozwolisz wrócić do tego, co nam jest tak drogie? Za co, Panie? Za co?! Czyż większe od innych popełniliśmy zbrodnie? A Ty, Królowo Polski, czy lud swój opuścisz? Och, wrócić! Wrócić...!
Poszliśmy na Pasterkę. Przyszło moc Polaków. Ścisk był iście polski, a kolędy huczały, że kaplicę rozsadzało! Stałem zgnieciony pomiędzy starym Drzewieckim i Staniszewskim, którzy spocili się, wygnietli i wyśpiewali, ale po wyjściu oświadczyli: „To rozumiem, człowiek czuje przynajmniej, że był w kościele... Tak jak u nas w Polsce...!”.
* * *
Przebywając w obozie hitlerowskim ks. Adam Kozłowiecki pragnął – nie tylko w czasie Wigilii i Bożego Narodzenia – powrotu do Polski. Po wyzwoleniu z Dachau nie dane mu było skierować swych kroków do Ojczyzny. Na krótko udał się do Rzymu, a już w następnym roku wyruszył na misję jezuicką do Rodezji Północnej (obecnie Zambia) i 61 lat swojego życia poświęcił mieszkańcom Afryki.
W 1998 r. papież Jan Paweł II włączył go do kolegium kardynalskiego – był to akt uznania jego zasług dla rozwoju Kościoła katolickiego w Afryce. Kardynał zmarł w 2007 r. i został pochowany w Lusace.