Pan zwracał się do młodego Samuela (tylko czy aż?) 3 razy. Z pomocą Helego młodzieniec dość szybko, bo w ciągu jednej nocy, zrozumiał, kto go woła. Kandydat na proroka był młody, otwarty i pojętny. Przebywał w świątyni w towarzystwie kapłana. Ponadto jego matka bardzo wcześnie poświęciła go na służbę Bogu (czy matki to jeszcze czynią?) w sanktuarium w Szilo. To wszystko niewątpliwie sprzyjało podjęciu przez Samuela misji proroka, którego sensem życia i główną treścią każdego dnia było zauważanie bliskości Pana oraz wsłuchiwanie się w Jego słowa i natchnienia. Napisano: „Nie pozwolił upaść żadnemu Jego słowu na ziemię”. Sam czynił je pożywnym pokarmem swej duszy, i co ważne, oświetlał nim drogę ludowi Bożemu, nie ulegając presji niesprzyjających okoliczności.
Jak my dzisiaj przeżywamy obecność i bliskość naszego Stwórcy i Pana? Jak Go słuchamy? Ile razy Bóg się do nas zwracał, pragnąc uwagi i przyjęcia Go jako kogoś Najważniejszego? Ojciec Mieczysław Bednarz, jezuita, którego książką wspierałem się w moich niedawno odprawionych, ośmiodniowych rekolekcjach, wspomina: „Jakże czułem się zagubiony w tym świecie i jego strapieniach w owym dniu, kiedy przed laty po raz pierwszy przeczułem, odgadłem, że nie wolno mi stłumić, zgasić w sobie prawdziwego życia wśród pozorów i nieważnej krzątaniny” (Bóg wiary i modlitwy, s. 231). Prawdopodobnie mieliśmy (chociaż raz) przekonanie i postanawialiśmy, że przestaniemy tłumić w sobie prawdziwe życie. I co? Niestety, przekonanie to niepostrzeżenie słabło, a postanowienie (pewnie mało konkretne i niezawierzone Jezusowi) przestało wpływać na codzienność, kształt dnia. Styl życia stawał się znów... pogański, zlaicyzowany, a duch niedożywiony! Tyle razy... Dlaczego?
Powodów jest wiele. Od roku pandemia oddala nas od sakramentalnych spotkań z Jezusem. Są i inne, bardziej prozaiczne powody, które lawinowo generuje cywilizacja, a które – za naszym przyzwoleniem, mniej lub bardziej świadomym – pozbawiają nas wewnętrznej gotowości, by szukać i znajdować Boga. „Coś” odbiera nam zdolność milczenia i konieczny czas do słuchania oraz wypowiadania siebie wobec Zbawiciela. Co? Choćby aplikacje w smartfonie, filmy, seriale, widowiska (i te z uśmiechem liczone piki „wkręconych” w nierzadko puste atrakcje). To wszystko „woła” nas mocniej i zdaje się, że więcej obiecuje. Czego? Przeżyć, emocji, rozrywki, adrenaliny, dopaminy... i co najgorsze – ten zaplanowany, biznesowo skalkulowany, ciągły atak potężnych (przynajmniej finansowo) ośrodków na ład moralny, czystość serc i ciał! Efekty? Niedawne bunty, wstrząsy społeczne, erupcja prymitywizmu i wulgarności... Tymczasem za wielką cenę zostaliśmy nabyci przez Chrystusa! Nie bądźmy głusi, ślepi i... głupi!
Pomóż w rozwoju naszego portalu