Reklama

Niedziela na Podbeskidziu

Na granicy życia i śmierci

O trudnej i odpowiedzialnej pracy medyka z Robertem Kijanką, ratownikiem medycznym Bielskiego Pogotowia Ratunkowego, rozmawia Mariusz Rzymek.

Niedziela bielsko-żywiecka 6/2021, str. IV

[ TEMATY ]

medycyna

Światowy Dzień Chorego

medycy

Archiwum

Robert Kijanka pomaga również zarażonym koronawirusem

Robert Kijanka pomaga również zarażonym koronawirusem

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Mariusz Rzymek: Od kiedy pracuje Pan w ratownictwie medycznym?


Robert Kijanka: W ratownictwie medycznym pracuję od 1998 r. Wtedy jeździły jeszcze polonezy z niebieskim krzyżem, a nas nazywano sanitariuszami. Współczesnego ratownictwa nawet nie ma co porównywać do tego sprzed lat. To jest zupełnie inny system. Wszystko się zmieniło, począwszy od sprzętu, a skończywszy na procedurach.
Taką pozytywną rewolucję wymusiła ustawa o Państwowym Ratownictwie Medycznym z 2006 r. To była odpowiedź rządu Marcinkiewicza na katastrofę w Chorzowie. Sanitariuszy zastąpili ratownicy medyczni, którzy wchodzili do zawodu po zakończeniu specjalistycznych studiów.

Jak długo trzeba oczekiwać na pomoc medyków?

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram


Czasy dojazdu karetek są ściśle monitorowane. 8 minut to czas oczekiwania na karetkę w Bielsku-Białej, licząc od momentu zgłoszenia. A poza miastem 15 minut – w grę wchodzi cały powiat bielski.
Tak było do momentu wybuchu pandemii koronawirusa. Żeby uzmysłowić sobie skalę problemu, powiem tylko, że z centrum Bielska jechałem z kobietą ze złamaną nogą 8 godzin do szpitala. Ten, który mógł ją przyjąć, znalazł się dopiero w Kędzierzynie-Koźlu.

Czy da się w Pana pracy „wyłączyć” emocje?

Reklama


Jeśli na tym samym dyżurze jedziemy odbierać poród, a później do dziecka, które nie oddycha, wtedy nie ma miejsca na emocje, a jedynie na działanie. W naszych działaniach nie ma jednak ani obojętności, ani znieczulicy. Rozumiem, że niektórzy mogą to tak odebrać, bo podobnie patrzy na to moja mama. Gdy jej coś dolega, rzucam krótko: „Mamo, konkretnie! Od kiedy boli, jak boli i gdzie”.
W naszym zawodzie często zachowujemy się jak policjanci. Aby móc pomóc drugiemu człowiekowi, potrzebujemy zwięzłych, rzeczowych i prawdziwych informacji. Ratownik nie ma być miły, ale skuteczny, choć oczywiście od tego elementu, czyli empatii, uciec nam nie wolno.

Rozumiem, że chyba najtrudniej wam dotrzeć do dzieci, żeby dowiedzieć się, co im dolega?


Do każdego trzeba dotrzeć. Do dziecka również. Studentom tłumaczę, że nawet miesięczne dziecko podskórnie rozumie, co chcemy mu przekazać. Tak samo dwuletni człowiek. Trzeba się tylko dostosować do jego poziomu. Trzeba usiąść na podłodze i spojrzeć mu w oczy. Nie można patrzeć na niego z góry.
Kiedyś jeździły z nami na akcję pluszaki, ale sanepid słusznie zauważył, że mogą być siedliskiem różnych bakterii i zarazków. Dlatego z nich zrezygnowano. W Europie Zachodniej do dziecięcych przypadków wysyła się specjalne karetki. Ich wnętrza są bajkowo pomalowane, barwne i wesołe. My, póki co, mamy naklejki z napisem: „Dzielny pacjent” i śmiesznych ludzików, których robimy z rękawiczek.

Czy często zdarzają się niepotrzebne wezwania?

Reklama


Wezwań do nieuzasadnionych medycznie przypadków jest teraz zdecydowanie więcej. Bierze się to stąd, że ludzie nie myślą. Jestem człowiekiem po czterdziestce i pamiętam, że w moich szkolnych latach, gdy chciałem zbić gorączkę, to musiałem wziąć odpowiednie lekarstwo. Teraz nie jest to takie oczywiste.
Jedziemy do gorączkującego 30-latka i po dotarciu do celu pytam się go, czy wziął leki przeciwgorączkowe, a on mi odpowiada, że nie wiedział, że może. I to nie jest jednostkowy przykład. Identycznie jest z lekami przeciwbólowymi. Niestety, rodzice też nad tym nie panują. Dziecko dostaje jedną dawkę leku i nic więcej, a po przyjeździe słyszymy od nich, że ono jeszcze nie wyzdrowiało.

Czy na Szpitalnym Oddziale Ratunkowym zawsze otrzymamy pomoc od razu?


W społeczeństwie pokutuje przeświadczenie, że jeśli karetka weźmie poszkodowanego na taki oddział, to od razu będzie on obsłużony. Nic bardziej mylnego. W szpitalach jest system segregacji medycznej, gdzie ocenia się pacjenta pod kątem zagrożenia życia. Jeśli ktoś ma złamaną rękę, a jego parametry życiowe są w normie, to musi on odstąpić miejsce osobie, która walczy o przetrwanie. Dlatego tysiące rowerzystów czy narciarzy – zależnie od sezonu – musi siedzieć i czekać, bo przed nimi zawsze zostanie przyjęty człowiek, który ma np. udar.
Pamiętam absurdalną sytuację związaną z motocyklistą, który się wywrócił. Zadzwonił po nas, a po rozmowie z nim okazało się, że do upadku doszło 4 godziny wcześniej. W tym czasie zdążył odwiedzić Szpitalny Oddział Ratunkowy (SOR), a że nie został od razu przyjęty, to wrócił na miejsce zdarzenia i zadzwonił po pogotowie. Na pytanie, czemu to zrobił, odpowiedział, że tak kazała mu siostra.

Zdarza się wam płacić mandaty za przekroczenie prędkości?

Reklama

Kiedyś przychodziły do nas pisma, w których trzeba było wyjaśnić, czemu pogotowie jechało z taką, a nie inną prędkością. Na szczęście to już przeszłość. Być może fotoradary są teraz bardziej inteligentne. Wydaje mi się jednak, że ten problem został systemowo rozwiązany i dlatego nie musimy się już do niego odnosić.

A co, jeśli traficie na agresywnego pacjenta?


Zawsze możemy wezwać policję. Istnieją też możliwości użycia przymusu bezpośredniego, a więc wpięcia takiego delikwenta w pasy. Agresja, z którą się spotykamy, ma różne źródła. To jest agresja pijaka, któremu się „komplikatory” włączą, a czasem agresja starszego człowieka z demencją. Niekiedy taki „dementywny” senior ci naklnie, napluje, a innym razem będzie próbował uderzyć.
Pamiętam taką przemiłą 80-letnią staruszkę, która przez kilka godzin snuła się po kolejowym peronie. Działo się to od 5 rano do godziny 18, kiedy to sokiści stwierdzili, że coś jest nie tak i zadzwonili po patrol policji, a ci po pogotowie. Gdy dotarliśmy na miejsce, pani nie chciała z nami współpracować, a zamiast tego próbowała nas trafić poniżej pasa. Później okazało się, że nie jest to pierwsza tego typu „akcja” w jej wydaniu.

Czy pandemia nas powoli opuszcza?

Reklama


Pandemia wycisza się w świadomości ludzkiej, ale nie w rzeczywistości. Zbliża się do nas potężna trzecia fala i nie wiadomo, jak sobie z nią poradzimy. Duża ilość zachorowań zderzy się z małą ilością miejsc w szpitalach. W dobie pandemii, jadąc do zgłoszenia z podejrzeniem koronawirusa, muszę ubrać się w specjalny strój ochronny, którego założenie obecnie zajmuje mi 5 minut, a wcześniej zajmowało kwadrans (praktyka robi swoje). Do tego dochodzi praca z pacjentem w takim ubraniu. Ono nie jest „oddychające”, bo chroni przed patogenami. Jeśli okaże się, że pacjenta zdajemy po ośmiu godzinach, to tyle musimy w tym wytrzymać. O jedzeniu i sprawach fizjologicznych nie ma mowy, bo nie można ściągnąć tego stroju.
Bardzo często jest tak, że u pacjentów na SOR-ze pojawia się wynik pozytywny. Wtedy „plusowych” trzeba odseparować do izolatek i wdrożyć dekontaminację, która wyłącza na pewien czas cały SOR. Tak było już kilka razy w Bielsku-Białej i okolicach. Stąd np. biorą się niespodziewane „wycieczki” do Kędzierzyna-Koźla.

Wobec tego, kiedy przewiduje Pan, że koronawirus zostanie pokonany?

Temat pandemii zamkniemy najwcześniej za 2 lata. Póki co wirus dalej ma kogo zarażać. Jedynym panaceum na tę sytuację jest dbanie o higienę, dystans społeczny i noszenie maseczek. Szczepionka na pewno zwiększy nasze szanse na pozbycie się wirusa. Ale czy szczepionki będą działały na jego nowe mutacje i czy zaszczepieni będą wciąż nim zagrożeni? Tego nikt na razie nie wie.

2021-02-03 10:04

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Abp Depo: człowiek często dopiero w cierpieniu staje się uważnym na to, co Bóg chce mu powiedzieć

– Cierpienie jest takim miejscem gdzie się uczymy nadziei, gdzie się zapala światło w ciemności. Człowiek często dopiero w cierpieniu staje się uważnym na to, co Bóg chce mu powiedzieć – mówił za Benedyktem XVI w homilii abp Wacław Depo. Metropolita częstochowski przewodniczył Mszy św. sprawowanej w Światowym Dniu Chorego w bazylice archikatedralnej Świętej Rodziny w Częstochowie.

Przed Mszą św. czuwaniu modlitewnemu przewodniczył ks. Mariusz Sztaba, proboszcz parafii św. Andrzeja Boboli w Masłowicach i duszpasterz Ruchu Betel.
CZYTAJ DALEJ

Kobieta czynu

Niedziela Ogólnopolska 5/2024, str. 20

[ TEMATY ]

patron

pl.wikipedia.org

Św. Koleta z Corbie

Św. Koleta z Corbie

Mniszka, córka prostego cieśli z francuskiej Pikardii, w XV wieku podjęła misję odnowy w Kościele.

Była długo wyczekiwanym dzieckiem. Starsi rodzice jej narodziny przypisywali wstawiennictwu św. Mikołaja – z tej racji otrzymała żeńską formę tego imienia: Koleta. Gdy miała ok. piętnastu lat, rozpoczęła życie zakonne. Wstąpiła do beginek, lecz kilka razy zmieniała zakon i ostatecznie została klaryską. Czując powołanie do radykalnego życia pustelniczego, pozwoliła się zamurować w celi jako rekuza. Był to dla niej czas intensywnej modlitwy, duchowego rozwoju i przeżyć mistycznych. Po otrzymaniu wizji św. Franciszka z Asyżu, wzywającego ją do zreformowania zakonów franciszkanów i klarysek, uzyskała zwolnienie ze ślubów odosobnienia – celę opuściła w 1406 r. Jak przystało na kobietę czynu, natychmiast udała się do papieża, szukając u niego wsparcia dla idei odnowy zgromadzeń. Wywarła tak duże wrażenie na Benedykcie XIII, że zaakceptował on jej plany reformy zakonu według ewangelicznych cnót ubóstwa i posłuszeństwa. Wkrótce powstała pierwsza zreformowana wspólnota. Koleta główny nacisk kładła na powrót do pierwotnego, surowego ubóstwa sióstr, dlatego jej reforma nie wszędzie spotykała się z aprobatą. Z czasem jednak jej dzieło zaczęło przynosić owoce i doprowadziło do odnowy duchowej zakonów braci mniejszych i klarysek, wyznaczając im nowe kierunki rozwoju. Koleta zmarła w opinii świętości.
CZYTAJ DALEJ

Spotkanie autorskie z prof. Wojciechem Roszkowskim

2025-02-07 12:47

[ TEMATY ]

spotkanie

prof. Wojciech Roszkowski

Karol Porwich/Niedziela

Prof. Wojciech Roszkowski

Prof. Wojciech Roszkowski

26 lutego (środa) o godzinie 20:00 w kawiarni z wartościami "Agere Contra" na ul. Chłodnej 2/18 w Warszawie, odbędzie się spotkanie autorskie z prof. Wojciechem Roszkowskim poświęcone jego najnowszej książce pt. „Świat Apostołów".

Po trylogii „Świat Chrystusa” doczekaliśmy się dopełnienia serii poprzez opowieść o działalności pierwszych siewców naszej wiary – Apostołów.
CZYTAJ DALEJ
Przejdź teraz
REKLAMA: Artykuł wyświetli się za 15 sekund

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję