Okna nowe, a nie da się ich domknąć. Drewniane da się ściąć hebelkiem, gorzej z plastikami. Potem komuś drzwi zaczynają się zaczepiać o podłogę. Następne są schody. Trzeba je podpierać stemplami... Ten opis codzienności tzw. szkód górniczych w Bytomiu jest dojmujący, ale wcale nie najmocniejszy w książce. Wszak, jak pisze autorka, los Bytomia rozstrzygnął się w „fazie asturyjskiej orogenezy hercyńskiej”; pod miastem zaległy pokłady różnych minerałów, metali, surowców. Geologiczne szczęście Bytomia stało się jego przekleństwem. Kapitalistyczna chciwość komunistów w czasach PRL i rabunkowa eksploatacja Bytomia doprowadziły do rozpadania się budynków, zapadania miasta; kolejne jego części stawały się niezdatne do życia, a ludzie musieli być ewakuowani z domów. Naziemne problemy bytomian były konsekwencją podziemnych błędów. W czasach PRL rozważano tu ogłoszenie stanu klęski żywiołowej, ale nadal fedrowano. Tymczasem ziemia pod miastem coraz bardziej przypominała szwajcarski ser. I tak jest do dziś.
Pomóż w rozwoju naszego portalu