Reklama

Historia

Marsz na Rzym

Przed stu laty 30 tys. członków Narodowej Partii Faszystowskiej rozpoczęło zamach stanu. Przewodził im człowiek, który jeszcze kilka lat wcześniej był wyznawcą marksizmu.

Niedziela Ogólnopolska 43/2022, str. 28-29

[ TEMATY ]

historia

it.wikipedia.org

Benito Mussolini podczas marszu na Rzym, 28 października 1922 r.

Benito Mussolini podczas marszu na Rzym, 28 października 1922 r.

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Pragnęli władzy, która zapewniłaby nowy system rządów na Półwyspie Apenińskim. Chcieli też ukształtować „nowego człowieka”, dla którego doktryna faszystowska i nacjonalizm stałyby się religią, a idea państwa zastąpiłaby Boga.

Włoski Lenin

„Dążymy do rządzenia narodem! Albo dadzą nam władzę, albo ją weźmiemy, chwytając za gardło nędzną klasę panującą polityków” – grzmiał na wiecu poprzedzającym marsz faszystów na Rzym Benito Mussolini. Miał za sobą bezwarunkowe poparcie ponad pół miliona członków swej partii. Nigdy nie ukrywał, że celem jego życia jest zdobycie władzy nad państwem i sprawowanie „rządu dusz” w narodzie. Do osiągnięcia tego celu przygotowywał się długo i cierpliwie, znosząc początkowo wiele politycznych niepowodzeń, klucząc także po różnych ścieżkach, które mogły go wynieść do władzy.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Reklama

Urodził się w 1883 r. w Dovia di Predappio w skrajnie lewicującej rodzinie. Nawet imię otrzymał na cześć antyklerykalnego prezydenta Meksyku Benita Juareza. Został nauczycielem, ale główną aktywność wykazywał jako działacz Włoskiej Partii Socjalistycznej. A że miał doskonałe i cięte pióro, redagował najpierw własną gazetę La Lotta di Classe (Walka klas), a w 1912 r. towarzysze powierzyli mu nie tylko członkostwo w zarządzie partii, ale też redakcję organu prasowego włoskich socjalistów – pisma Avanti (Naprzód). Napisał też powieść Kochanka kardynała, był bowiem wówczas wojującym antyklerykałem i choć z czasem nienawiść do duchowieństwa ze względów partykularnych znacznie u niego osłabła, to obojętny stosunek do religii chrześcijańskiej miał do końca życia. W tym czasie jego „religią” był marksizm, którego twórcę uważał, za „ojca i nauczyciela”. W artykułach przedstawiał wizję „rewolty totalnej, która zmiecie burżuazję i stary porządek świata”. Równocześnie wyrażał obawy, że włoscy robotnicy są „zbyt pobożni i zbyt pacyfistyczni”, aby mogli sami dokonać tego dzieła. Uważał, że powinna powstać elitarna grupa gotowych na wszystko wyznawców marksizmu, która obejmie władzę, a gdy ją zdobędzie, „zastąpi stare społeczeństwo obywatelskie związkiem, który wyeliminuje klasy i ich konflikty”. Swoje poglądy wyrażał nie tylko w artykułach. Jego żywiołem stały się partyjne wiece, a umiejętność manipulowania nastrojami słuchaczy czerpał z wnikliwej lektury pracy Gustawa Le Bon Psychologia tłumu. Tę cechę ukształtował w sobie do perfekcji.

Poróżnieni towarzysze

Rozwód Mussoliniego z Włoską Partią Socjalistyczną nastąpił wraz z wybuchem I wojny światowej. Dotychczasowych towarzyszy poróżnił stosunek do europejskiego konfliktu zbrojnego. Większość socjalistów uważała, że Włochy nie powinny w ogóle brać udziału w wojnie. Tymczasem Mussolini w głośnym artykule w Avanti już w październiku 1914 r. zachęcał do tego, by stanąć po stronie państw ententy i walczyć przeciwko Niemcom i Austro-Węgrom. Zapłacił za to utratą funkcji redaktora naczelnego i wyrzuceniem z partii. Nie zaprzestał jednak działalności. Założył w Mediolanie własne pismo Il Popolo d’Italia, w którym z pozycji – jak sam to określał – „narodowego socjalisty” podgrzewał militarne nastroje. Zagadka jego prowojennych wystąpień została rozwiązana po latach, gdy okazało się, że za swe artykuły otrzymywał pieniądze od służb specjalnych Francji i Wielkiej Brytanii, którym bardzo zależało na przystąpieniu Włoch do wojny po ich stronie. Gdy wreszcie w sierpniu 1915 r. Włochy przystąpiły do wojny, Mussolini trafił do wojska. Ciężko ranny zakończył wojaczkę 2 lata później, po przebyciu dwudziestu siedmiu operacji wyjmowania odłamków pocisku moździerzowego, który trafił go w czasie walk w dolinie rzeki Isonzo.

Kalekie zwycięstwo

Reklama

Formalnie po wojnie Włochy znalazły się w obozie zwycięskim, ale cena, którą zapłaciło społeczeństwo, była ogromna. Zginęło blisko 700 tys. ludzi, kraj był na skraju bankructwa ekonomicznego, pojawiły się hiperinflacja i gigantyczne bezrobocie. Nastroje społeczne zaczęły się radykalizować, podobnie zresztą jak w wielu innych krajach powojennej Europy. Sami Włosi zaczęli nazywać ten stan „kalekim zwycięstwem”; szczególnie złe nastroje panowały wśród dawnych żołnierzy, którzy po demobilizacji, nie mając żadnego zatrudnienia, żyli w nędzy. Dobrze wyczuwał te nastroje Mussolini, który widział, że mogą mu one pomóc w spełnieniu największego marzenia – osiągnięciu władzy. W gronie dawnych towarzyszy broni założył w marcu 1919 r. Związki Kombatanckie, od których nazwy (Fasci di Combattimento) przyjmie się określenie nowego ruchu politycznego oraz ideologii. Początkowe założenia Mussoliniego niewiele różniły się od socjalizmu: głosił potrzebę rewolucji, wywłaszczenie kapitalistów i posiadaczy, konfiskatę majątku kościelnego i republikański charakter rządów. Z tymi hasłami poszedł do wyborów parlamentarnych na jesieni 1919 r. Przegrał z kretesem. W skali kraju jego ruch otrzymał niecałe 5 tys. głosów. Postanowił wyciągnąć wnioski z tej porażki; zauważył, że hasła zbieżne z hasłami socjalistów nie wyróżnią go niczym w walce o głosy wyborców.

Cel uświęca środki

Włochy ogarniała wówczas fala strajków i protestów. Mussolini zaryzykował. Postanowił stać się dla społeczeństwa alternatywą wobec swych dawnych towarzyszy. Znał dobrze i cenił zalecenie Machiavellego: „cel uświęca środki”. Zaczęło się od pomocy w stłumieniu strajku w fabryce samochodów w Mediolanie, do czego znacząco przyczyniła się formacja Czarnych Koszul, która stanowiła część ruchu faszystowskiego. Podobnie było w czasie tłumienia wystąpień chłopskich na jesieni 1920 r. Zaskarbiło mu to przychylność i wsparcie wielu właścicieli ziemskich i przemysłowców. Poparcie dla Mussoliniego zaczęło rosnąć. W maju 1921 r. wprowadził do parlamentu trzydziestu sześciu posłów. W tym samym roku powołał Narodową Partię Faszystowską, która po kilku miesiącach istnienia liczyła ponad pół miliona członków. 29 października 1922 r. demonstracyjny „marsz na Rzym” wreszcie utorował Mussoliniemu drogę do władzy. Król Wiktor Emanuel III powierzył mu urząd premiera, ministra spraw wewnętrznych i zagranicznych. Stał się tym, kim marzył – duce (wodzem). Rozpoczęły się trwające do 1943 r. rządy partii faszystowskiej.

Faszyzm jako religia

W ocenie programu partii faszystowskiej niemożliwe stało się używanie dotychczasowych określeń i podziałów na programy lewicowy czy prawicowy, co zresztą podkreślali sami jej przywódcy. Była to swego rodzaju hybryda poglądów, zaczerpniętych z różnych myśli i koncepcji. Na pierwszy plan wysunięta została idea budowy silnego państwa, które miało tworzyć potęgę narodu, w ujęciu zdecydowanie nacjonalistycznym, bo gardzącym innymi narodami i nacjami. Wola jednostki miała przestać się liczyć – ważna była wyłącznie „wola narodu”, uporządkowanego w sposób zdyscyplinowany i hierarchiczny. W takim narodzie nie było miejsca dla jednostek słabych, dlatego Mussolini był jednym z propagatorów eugeniki. W swych płomiennych mowach snuł wizję budowy nowego Imperium Romanum. To chwytało za serca sponiewieranych wojną Włochów, stojących na krawędzi krachu ekonomicznego. Budowano nowy porządek i kształtowano „nowego człowieka”, podobnie jak w innych krajach totalitarnych: sowieckiej Rosji czy później narodowo-socjalistycznej niemieckiej III Rzeszy. Państwo miało zastąpić Boga, a ideologia – wiarę chrześcijańską. „Faszyzm – mówił w 1926 r. Mussolini – to nie tylko partia, to ustrój, nie tylko ustrój, ale wiara, nie tylko wiara, ale religia, która zdobywa masy pracujące ludu włoskiego”. Miejsce świętych patronów zajęli polegli czy ranni w czasie walk o zdobycie władzy faszyści, miejsce kalendarza chrześcijańskiego – podwójny kalendarz, w którym cyframi rzymskimi oznaczano nowe lata Ery Faszyzmu, a pierwszym dniem „nowej ery” był 29 października 1922 r. Takie podejście wpajano przymusowo młodym ludziom, którzy musieli poznawać i deklamować „nowy katechizm” parafrazujący Księgę Wyjścia: „Jestem Italia, matka twoja, władczyni twoja, bogini twoja; nie będziesz miał innych matek, innych bogiń, innych władczyń przede mną”. Takie praktyki spotkały się z ostrą reakcją Stolicy Apostolskiej. W encyklice Non abbiamo bisogno z 1931 r. papież Pius XI potępił faszystowski cel „zmonopolizowania młodzieży począwszy od kołyski, a na dorosłości kończąc, na podstawie ideologii, która sprzeczna jest zarówno z naturalnymi prawami rodziny, jak i boskimi prawami Kościoła”. O słuszności tych słów przekonali się Włosi dopiero kilkanaście lat później, gdy idąca ramię w ramię z Hitlerem armia Mussoliniego zaczęła ponosić klęski. Marzenia o nowym Imperium Romanum rozpierzchły się jak mgła, a Mussolini, dla którego celem życia była władza, zawisł na szubienicznym stryczku, który rodacy zrobili mu ze struny fortepianowej.

Autor jest historykiem, szefem Urzędu do spraw Kombatantów i Osób Represjonowanych

2022-10-18 13:27

Ocena: +1 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Refleksje nad wojną i solidarnością

Niedziela Ogólnopolska 36/2014, str. 35

[ TEMATY ]

historia

społeczeństwo

Artur Stelmasiak

Jan Żaryn Redaktor naczelny „wSieci Historii”

Jan Żaryn
Redaktor naczelny
„wSieci Historii”
Wspominamy agresję niemiecką na Polskę i heroiczny bój polskiego żołnierza. Byliśmy wówczas stroną zaatakowaną, walczącą w wojnie sprawiedliwej, bo w obronie niepodległości i całości państwa polskiego. Nie spotkaliśmy się z wyrazami solidarności ze strony sojuszników, którzy wprawdzie 3 września 1939 r. wypowiedzieli wojnę Niemcom, ale jedynie po to, by bronić własnych narodów przed domniemaną agresją. Czekali na nią aż do wiosny 1940 r. Nie znam ówczesnych reakcji społeczeństw – brytyjskiego, francuskiego czy belgijskiego, ale brakuje spektakularnych świadectw żądających natychmiastowego upustu własnej krwi w walce o polskie prawa w Gdańsku. Czy we wrześniu 1939 r. przed gmachami MSZ w Londynie i w Paryżu ktokolwiek protestował, organizował wiece w imię solidarności z Polską? Był 8 września 1968 r., gdy na warszawskim Stadionie Dziesięciolecia podczas centralnych dożynek były żołnierz Armii Krajowej Ryszard Siwiec dokonał samospalenia. Ten moment uchwyciła jedynie kamera esbecka. Ani obecni na stadionie, ani tym bardziej widzowie przed telewizorami nie mogli wiedzieć o tej tragedii. Władysław Gomułka i jego świta stanowili centralny punkt widokowy i nic nie mogło przesłonić propagandowego spektaklu, a po nim obwieszczonego sukcesu. Akt Ryszarda Siwca był bowiem formą sprzeciwu obywatela narodu, który niegdyś doświadczył braku solidarności świata, a jednocześnie dowodem w sprawie, iż obecna ekipa PRL-owska łamie kolejny fundament polskiej tożsamości. Tragiczny finał biografii Siwca był formą sprzeciwu wobec agresji wojsk Układu Warszawskiego na Czechosłowację. W tym najeździe wzięli udział również żołnierze Wojska Polskiego. Postawiło to Polaków nie tylko w roli biernych obserwatorów cudzego nieszczęścia, ale także w pozycji agresorów, jak Niemców i Sowietów we wrześniu 1939 r. Prymas Tysiąclecia miał wówczas, zdaniem funkcjonariuszy SB, w sposób jednoznaczny potępić komunistów: „Użycie wojsk polskich Wyszyński ocenia jako fakt szczególnie przykry – czytamy w notatce SB z 29 sierpnia 1968 r. – bowiem zagranica odczyta z tego, że jesteśmy na tej samej linii [co imperializm ZSRR] – a to jest przecież wbrew tradycjom polskim”. W naszej tradycji istnieje silny związek między walką o wolność narodów umęczonych a polskim aktem solidarności wobec ich słusznych aspiracji. W polską tradycję polityczną wpisuje się także stan głębokiej wiary i nadziei – wbrew doświadczeniu, że kiedyś spotkamy się z należnym tej tradycji rewanżem. W 2012 r. przy Stadionie Narodowym w obecności ambasadora Republiki Czeskiej odsłonięto obelisk upamiętniający Ryszarda Siwca, bohatera dwóch narodów. W 2014 r., w 75. rocznicę wybuchu straszliwej wojny, nasza część kontynentu europejskiego także domaga się od narodów Zachodu aktu solidarności. By nie powtórzył się rok 1939 ani 1940.
CZYTAJ DALEJ

Rozważania bp. Andrzeja Przybylskiego: W momencie chrztu św. rozbłysło w nas światło!

2025-01-10 12:50

[ TEMATY ]

rozważania

bp Andrzej Przybylski

Adobe Stock

Każda niedziela, każda niedzielna Eucharystia niesie ze sobą przygotowany przez Kościół do rozważań fragment Pisma Świętego – odpowiednio dobrane czytania ze Starego i Nowego Testamentu. Teksty czytań na kolejne niedziele w rozmowie z Aleksandrą Mieczyńską rozważa bp Andrzej Przybylski.

«Pocieszajcie, pocieszajcie mój lud!» – mówi wasz Bóg. «Przemawiajcie do serca Jeruzalem i wołajcie do niego, że czas jego służby się skończył, że nieprawość jego odpokutowana, bo odebrało z ręki Pana karę w dwójnasób za wszystkie swe grzechy». Głos się rozlega: «Drogę Panu przygotujcie na pustyni, wyrównajcie na pustkowiu gościniec dla naszego Boga! Niech się podniosą wszystkie doliny, a wszystkie góry i pagórki obniżą; równiną niechaj się staną urwiska, a strome zbocza niziną. Wtedy się chwała Pańska objawi, razem ją każdy człowiek zobaczy, bo usta Pańskie to powiedziały». Wstąp na wysoką górę, zwiastunko dobrej nowiny na Syjonie! Podnieś mocno twój głos, zwiastunko dobrej nowiny w Jeruzalem! Podnieś głos, nie bój się! Powiedz miastom judzkim: «Oto wasz Bóg! oto Pan Bóg przychodzi z mocą i ramię Jego dzierży władzę. oto Jego nagroda z Nim idzie i przed Nim Jego zapłata. Podobnie jak pasterz pasie on swą trzodę, gromadzi ją swoim ramieniem, jagnięta nosi na swej piersi, owce karmiące prowadzi łagodnie».
CZYTAJ DALEJ

Papież: rocznica chrztu to nasze drugie urodziny

2025-01-12 13:09

[ TEMATY ]

papież Franciszek

PAP/EPA/CLAUDIO PERI

Dzisiejsze święto Chrztu Pańskiego zaprasza nas do kontemplowania oblicza i głosu Boga, które się objawiają w człowieczeństwie Jezusa – powiedział Papież w rozważaniu przed modlitwą Anioł Pański. Przyznał, że lubi przywoływać słowa hymnu liturgicznego, który podaje, że Jezus przeszedł do Jana po chrzest „z ogołoconą duszą i boso”.

Rozważając ewangeliczną scenę chrztu w Jordanie, Papież zauważył, że podczas tego wydarzenia objawił się Duch Święty, a Bóg objawił swe oblicze i głos. Franciszek wyjaśnił następnie, że Bóg nie tylko objawił w Jezusie swe oblicze, ale ustanowił je uprzywilejowanym miejscem dialogu i komunii z ludzkością. Mówiąc z kolei o głosie, Papież zwrócił uwagę na słowa, które wypowiedział Bóg Ojciec: „Tyś jest mój Syn umiłowany, w Tobie mam upodobanie”.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję