Pani Marta napisała:
Ze smutkiem w sercu przeczytałam list p. Zofii w „Zakątku Czytelnika”.
Ze znieczulicą ludzką, o której pisze czytelniczka, zetknęłam się i ja
w moim otoczeniu. Przykre jest położenie p. Zofii i to, że nie ma Pani nikogo
bliskiego. Ja też nie mam nikogo. Moi rodzice dawno umarli, nie mam
rodzeństwa, jeszcze pracuję i jakoś sobie radzę, raczej z konieczności staram się
być samowystarczalna, licząc wyłącznie na Opatrzność Bożą – a Pan Bóg nie
odmawia opieki. Kiedy człowiek jest zdrowy, to jakoś sobie radzi, gorzej było,
gdy przechodziłam CO VID-19, byłam na zwolnieniu lekarskim i musiałam robić
sobie zakupy, wychodzić z domu, by zrobić opłaty, ogarnąć dom i wszystko wokół
siebie. Było mi ciężko, dlatego rozumiem tę sytuację.
Pracuję w laboratorium, ale koleżanki mają swoje życie, nie utrzymują ze mną
kontaktów po pracy. Należę do neokatechumenatu, ale ludzie z tego środowiska
postępują tak samo...
Warto się zatrzymać nad tym listem. Choćby dla tego fragmentu o grupie ewangelizacyjnej – nie dotyczy to tylko neokatechumenatu. Też chodzę na spotkania – wykłady o wierze dla dorosłych, czyli świadomych katolików, i brak mi w grupie takiego poczucia ciepła i bliskości, jakich można się spodziewać po takim zgromadzeniu. Absolutny brak zainteresowania człowiekiem z sąsiedniego krzesła, wprost uciekanie wzrokiem, nie mówiąc o jakimś konwencjonalnym choćby uśmiechu... I zaraz przypominają mi się spotkania AA – „anonimowych” ludzi z problemami, spragnionych ciepła, wzajemnego dotyku, głębokiego spojrzenia w oczy. No i chęci pomocy. A tu samotna p. Marta, samotna w grupie, w której priorytetem jest... braterska miłość! Ludzie, co się z nami dzieje?!
Pomóż w rozwoju naszego portalu