Reklama

Jan Paweł II

Bóg dał nam giganta...

...i z tym, co zostawił nam Jan Paweł II musimy się dziś zmierzyć – mówi dr Dariusz Karłowicz, dyrektor programowy Instytutu Kultury św. Jana Pawła II na Angelicum w Rzymie.

Niedziela Ogólnopolska 22/2023, str. 8-11

[ TEMATY ]

św. Jan Paweł II

Bronimy prawdy o św. Janie Pawle II

Karol Porwich/Niedziela

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Wojciech Dudkiewicz: Spodziewał się Pan tak mocnego ataku na Jana Pawła II?

Dariusz Karłowicz: Niestety, można się było tego spodziewać. Konflikt aksjologiczny jest zażarty, a któż doskonalej uosabia wartości wrogie dzisiejszym radykałom... Na dodatek mszczą się dawne zaniechania. Ponieważ Kościół nie odważył się na cywilizowaną lustrację wtedy, kiedy był na to czas, dziś musi się zmierzyć z jej najgorszą wersją. A pamięć o realiach PRL zaciera się przecież coraz bardziej, co z jednej strony utrudnia uczciwy osąd wydobywanych z archiwów dokumentów, a z drugiej – bardzo ułatwia zadanie zarówno łowcom sensacji, jak i przeciwnikom Kościoła. Akurat tym razem mieliśmy do czynienia z zarzutami, które bardzo szybko okazały się kompromitujace dla tych, którzy je postawili. Ale przecież to nie jest koniec ataków na Jana Pawła II. Jak zwykle bywa w przypadku konfliktów – również kulturowych – uderzenie idzie w to, co stanowi centrum.

Reklama

Czy centrum nie jest Chrystus?

Oczywiście, że jest. Ale Chrystus przychodzi do nas za pośrednictwem swoich świadków. I dlatego to właśnie oni znajdują się w samym centrum życia Kościoła. Od najdawniejszych czasów wielkich świętych uważano za rodzaj pośredników. To przez nich kolejnym pokoleniom chrześcijan objawia się Bóg. Mówiono nawet, że w pewnym stopniu są obrazami Chrystusa. Owszem, są tylko ludźmi, mają słabości, mylą się, grzeszą, lecz stanowią rodzaj prześwitu, przez który można dostrzec to, co najważniejsze. Takim świadkiem, ponad wszelką wątpliwość, jest dla nas św. Jan Paweł II.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Jak bronić Jana Pawła II?

Przede wszystkim trzeba się trzymać prawdy.

Czy to znaczy, że Jan Paweł II nie potrzebuje obrony?

To, co po atakach na Jana Pawła II zrobiła grupa historyków i zajmujących się tymi sprawami publicystów, było bardzo potrzebne. Obnażono manipulacje, ukazano niedorzeczność zarzutów. Kłamstwa trzeba prostować.

Czy nie zaskoczyło Pana, jak wiele osób, których głos liczy się w publicznej debacie, ochoczo dało wiarę tym oskarżeniom, a potem, kiedy zostały negatywnie zweryfikowane, nabrało wody w usta?

Ci, którzy powątpiewali w złą wolę pewnej części polskich elit, dostali lekcję, po której – jak pokazują badania – oprzytomnieli. To widowisko opadania masek było dla wielu z nas bardzo pouczające. Wystrzegam się nadmiernej koncentracji na kulturowej wojnie, ale udawanie, że jej nie ma, to naiwność, z której wielu z nas wyleczyły ostatnie wypadki.

Reklama

Ale przecież z Janem Pawłem II można się nie zgadzać...

Oczywiście, że można, ale chodzi tu o coś innego – o ujawnione przy tej okazji pragnienie zdyskredytowania go za wszelką cenę. Pragnienie bardzo dziwne, biorąc pod uwagę jego wielki wkład w sprawę polskiej, i nie tylko polskiej, wolności oraz ogromne znaczenie dla światowej historii i kultury. Można się z papieżem nie zgadzać, ale nie można zaprzeczyć temu, że nikt większy nigdy się w Polsce nie urodził, że jest to gigant w skali globalnej. Mówię tu o wadze jego wpływu na swój czas – na ducha, kulturę, politykę. W polskiej historii nie ma nikogo, komu bardziej należy się przydomek „Wielki”.

Jak to wygląda z perspektywy Instytutu Kultury św. Jana Pawła II, który Fundacja Świętego Mikołaja współzałożyła kilka lat temu przy Wydziale Filozofii Papieskiego Uniwersytetu św. Tomasza z Akwinu?

Dla intelektualnych elit Kościoła katolickiego, dla większości znanych mi profesorów, intelektualistów, duchownych z całego świata Jan Paweł II to postać o ogromnym znaczeniu nie tylko dla historii, ale dla nich osobiście. Od wielu księży i zakonników ze wszystkich kontynentów słyszałem, że ich powołanie miało związek ze świadectwem Jana Pawła II. Na uczelniach czyta się jego encykliki, studiuje historię pontyfikatu. Jego życie i dzieło stanowią bardzo ważny składnik historii przełomu XX i XXI wieku. Patrząc z perspektywy Angelicum, trudno zrozumieć ten rodzaj lekceważenia i niechęci, który część polskich elit żywi do papieża.

Reklama

Na świecie papież Polak jest doceniany, a w Polsce – mniej? Może Polacy nie pamiętają już jego słów, może nie są one zrozumiałe?

Kłopotów z pamięcią o Janie Pawle II chyba nie ma. Badania przeprowadzone po atakach pokazały, że blisko 80% Polaków nie zmieniło pozytywnej opinii o jego świętości i wielkości. Nie wiem, czy jest ktoś lub coś, co łączy nas bardziej niż pamięć o nim, szczególnie dziś, w dobie tak głębokich podziałów. Wśród ludu Bożego, w szeroko pojętym Kościele, nie mamy chyba problemu z życzliwą pamięcią o Janie Pawle II.

Młodsze pokolenie pokazuje jednak swoją „estymę” dla nauczania Jana Pawła II, nie przychodząc do kościoła czy na lekcje religii. Głosują nogami i memami.

To prawda. Nasuwa się jednak pytanie: jaki to ma związek z Janem Pawłem II? Moi synowie przekonują mnie, że cała ta bardzo dla mnie przykra kultura szyderstw z Jana Pawła II to raczej kwestia młodzieńczego buntu. Słowem: chodzi tu raczej o niechęć do świata dorosłych niż do papieża. Nawet jeśli to prawda, że młodzi buntują się raczej przeciwko nam niż przeciwko Ojcu Świętemu, to wydaje mi się, że chodzi tu jednak o coś więcej niż o zwykły konflikt pokoleń. Wszystkiego nie wyjaśnia również nieprzychylne chrześcijaństwu otoczenie. Owszem – jak już powiedziałem – wojna aksjologiczna trwa, jest brutalna i pozbawiona zasad. Ale warto też się zastanowić nad tym, co ten bunt mówi o nas. Jak wygląda transmisja wiary w rodzinach? Czy poza wspomnieniem silnych i niewątpliwie pozytywnych emocji związanych z papieskimi pielgrzymkami potrafimy opowiedzieć o naszym spotkaniu ze świadkiem Chrystusa?

Reklama

Nie przemyśleliśmy tego dostatecznie?

Jana Pawła II odbieraliśmy głównie sercem. Najsłabszym ogniwem recepcji jego dzieła okazała się polska inteligencja. Entuzjazmowaliśmy się papieżem, ale niewiele z tego zostało. Widać to na polskich uniwersytetach. Z wyjątkiem uczelni katolickich, Jan Paweł II jest niemal nieobecny. Ani w PAN, ani na UW czy UJ nie ma instytutów Jana Pawła II, tak jakby polskie uniwersytety przeoczyły, że profesor filozofii z Lublina wyrósł na giganta, który zmienił świat.

Zawstydzająca sytuacja.

Najdelikatniej mówiąc.

Co zatem można robić?

Trzeba się wziąć do roboty: zakładać instytucje, prowadzić badania, pisać książki. Nie trzeba się z Janem Pawłem II zgadzać. Trzeba go badać i z nim dyskutować. To zdumiewające, że łatwiej znaleźć wybitnych specjalistów od Jana Pawła II w USA niż w Polsce.

Reklama

Wracając do młodszego pokolenia: jak Pan ocenia poziom nauczania religii w szkołach?

Cztery lata szkoły średniej powinny pomóc w porządnym przeczytaniu Ewangelii, zapoznać się z katechizmem, zrozumieć sens liturgii. Czy tak się dzieje? Trudno powiedzieć. Doświadczenia moich synów były różne, ale trudno coś sądzić po tak małej próbie. Jeśli jednak nawet nie zawsze jest dobrze, to pojawiający się pomysł wyrzucenia religii ze szkół wydaje mi się dziwaczny, także na tle Europy. Jeśli coś się psuje, to trzeba to naprawić, a nie wyrzucać. Dla wielu młodych ludzi religia w szkole może być jedyną szansą na kontakt z chrześcijaństwem. A pamiętajmy, że nauka religii to zarówno kwestia duchowa, jak i kulturowa czy kulturowo-polityczna. Chodzi o spoistość wspólnoty – o to, co się nazywa wspólnotą polityczną, kulturową, komunikacyjną, aksjologiczną. Jaki dostęp do polskiej, na wskroś przenikniętej chrześcijaństwem tradycji ma ktoś, kto nie zna fundamentów chrześcijaństwa? Co może zrozumieć z Kochanowskiego, Mickiewicza, Miłosza czy Wajdy?

Ktoś powie: cóż po religii, skoro młodzież i tak odchodzi od Kościoła...

Wydaje mi się, że zasadniczy problem wiąże się z głębokim kryzysem kultury katolickiej. Kościół stanął plecami do kultury. Abdykował. Kultura stała mu się obojętna. Tu jest pies pogrzebany.

Jakiś konkret?

Dobrze pamiętam Kościół z lat 80. XX wieku, Kościół tygodni kultury chrześcijańskiej, wystaw, spektakli, koncertów. Kościół, który żył, tworzył, inspirował kulturę chrześcijańską, który współtworzył język, wyobraźnię, inicjował wielkie debaty. Kultura to nie jest luksus czy ornament, ale sposób życia. Bez kultury nie ma chrześcijaństwa. Logos musimy wcielać w kulturę kolejnego pokolenia, by móc się między sobą komunikować, by móc o chrześcijaństwie opowiadać światu. Świadomość tych prostych prawd umarła. Kościół hierarchiczny umył ręce. Czuje się całkowicie zwolniony z odpowiedzialności za kulturę, sztukę, artystów – w pewnym stopniu nawet za chrześcijańskie dziedzictwo. W Poznaniu podczas obchodów 1050. rocznicy chrztu Polski zamiast sięgnąć do skarbca polskiej kultury, zamówić coś u polskich twórców, wystawiono broadwayowski Jesus Christ Superstar. Może to wypadek przy pracy, ale wypadki przy pracy też mówią coś ważnego.

Reklama

Z czego to wynika?

Chyba z braku świadomości niebezpieczeństwa. Obawiam się, że ci, którzy podejmują decyzje, są tak bardzo oddaleni od zwykłego życia, że nie bardzo wiedzą, jak wygląda kultura, w której żyją ludzie młodzi. Gdy się patrzy z profesorsko-biskupich katedr, trudno się domyślić, z czym się zmagamy, wychowując dzieci i wnuki. Ci, których najlepsze lata przypadły na czas, gdy kultura katolicka była żywa i mocna, być może nie zauważyli, że w ciągu ostatnich 20 lat zaszła gigantyczna zmiana – kultura stała się albo obojętna chrześcijaństwu, albo jawnie mu wroga. Wielkie inspiracje, które naszemu pokoleniu – mówiąc „naszemu”, mam na myśli pokolenie 50+ – dawała kultura chrześcijańska, możemy tylko powspominać. Wszyscy pamiętamy rozmowy do rana po filmach, spektaklach, wystawach, wielkie przeżycia duchowe, pytania, które stawiała wówczas kultura. Tego dziś nie ma. Najmłodsze filmy, po które można sięgnąć, by poważnie porozmawiać o sprawach duchowych, dla naszych dzieci są filmowymi zabytkami. Jeśli nie zajmiemy się kulturą, stracimy zdolność rozmowy ze światem i między sobą. Któregoś dnia obudzimy się niemi.

Co z tym zrobić?

Konieczny jest renesans katolickiej kultury. Trzeba pracować od podstaw, każdy na swoją skalę.

Co to znaczy? Proszę o jakiś przykład.

W środowisku Teologii Politycznej i Fundacji Świętego Mikołaja – z całą świadomością, że jest to bardzo skromne przedsięwzięcie – prowadzimy projekt „Namalować katolicyzm od nowa”. Właśnie wróciłem z Rzymu, gdzie otworzyliśmy wystawę współczesnych obrazów Jezusa Miłosiernego, która była pokazywana wcześniej w Polsce. Próbujemy myśleć o malarstwie sakralnym i je praktykować. Kultura potrzebuje też pamięci o tym, co najważniejsze. Pamięci żywej. Dlatego w miarę naszych skromnych możliwości staramy się pracować nad dziedzictwem Jana Pawła II. Na Wydziale Filozofii w Angelicum prowadzimy Instytut Kultury, gdzie młodzież z całego świata poznaje dziedzictwo Jana Pawła II i uczy się myśleć „wraz z nim” o sprawach współczesnego świata. Pan Bóg dał nam giganta i z tym, co zostawił, musimy dziś się zmierzyć. Miarą naszej wielkości lub małości będzie to, co zostawimy następnym pokoleniom. Musimy przemyśleć i opowiedzieć to, czego doświadczyliśmy. Opowiedzieć to tak, żeby inni mieli z czego startować.

Reklama

Teraz nie mają?

No, nie wygląda to najlepiej. Proszę sobie wyobrazić młodego człowieka, który usłyszał o Janie Pawle II i chciałby teraz jego naukę pogłębić. Co ma przeczytać? Encykliki? Czy nie utonie? Gdzie są dobre wprowadzenia, omówienia? Gdzie film, teatr, powieść?

Co jest pilniejsze: popularyzacja dorobku Jana Pawła II czy jego badanie?

Jedno i drugie jest pilne i wzajemnie się niewykluczające. Choć misją rzymskiego Instytutu Kultury, podobnie jak Teologii Politycznej, jest raczej myślenie „wraz” z Janem Pawłem II niż historyczne badania nad jego pontyfikatem, to przecież nie zaniedbujemy ani nauczania o Janie Pawle II, ani popularyzacji jego dorobku. W tej chwili emitujemy serię osiemnastu filmów-wykładów poświęconych encyklikom Jana Pawła II. Można je oglądać za pośrednictwem strony Teologii Politycznej na Facebooku.

Podobnych inicjatyw ze świecą szukać...

Poza literaturą dewocyjną i pracami naukowymi dobre książki o Janie Pawle II to, niestety, głównie tłumaczenia. Bardzo brakuje mi inicjatyw, które pokazywałyby, że osoba Jana Pawła II nie jest wyłączną domeną historyków, że jego myśl i dzieło mają wartość tu i teraz. W rzymskim Instytucie Kultury, podobnie jak w Teologii Politycznej, staramy się koncentrować właśnie na tym. Wierzymy, że warto.

Dr Dariusz Karłowicz filozof, publicysta, prezes Fundacji Świętego Mikołaja, współzałożyciel Teologii Politycznej

2023-05-23 14:24

Ocena: +5 -2

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Nie! Szkalowaniu Papieża z Polski - maturzyści sosnowieccy

- Jesteśmy na Jasnej Górze z potrzeby serca - twierdzą młodzi. Najwięcej, bo ok. 1 tys., jest dziś maturzystów z diec. sosnowieckiej. Mówią, że nie zgadzają się na szkalowanie św. Jana Pawła II, bo jest on dla nich kimś bardzo ważnym. Od niego chcą uczyć się m.in. miłości do Boga, Ojczyzny i drugiego człowieka.

Obok maturzystów z Sosnowca i okolic w pielgrzymce młodych udział wzięli także przedstawiciele szkół noszących imię Jana Pawła II. Wszyscy chcą zamanifestować swoje przywiązanie, wierność i miłość do papieża z Polski.
CZYTAJ DALEJ

Niedziela Palmowa

Szósta niedziela Wielkiego Postu nazywana jest Niedzielą Palmową, czyli Męki Pańskiej, i rozpoczyna obchody Wielkiego Tygodnia.

W ciągu wieków otrzymywała różne określenia: Dominica in palmis, Hebdomada VI die Dominica, Dominica indulgentiae, Dominica Hosanna, Mała Pascha, Dominica in autentica. Niemniej, była zawsze niedzielą przygotowującą do Paschy Pana. Liturgia Kościoła wspomina tego dnia uroczysty wjazd Pana Jezusa do Jerozolimy, o którym mówią wszyscy czterej Ewangeliści ( por. Mt 21, 1-10; Mk 11, 1-11; Łk 19, 29-40; J 12, 12-19), a także rozważa Jego Mękę. To właśnie w Niedzielę Palmową ma miejsce obrzęd poświęcenia palm i uroczysta procesja do kościoła. Zwyczaj święcenia palm pojawił się ok. VII w. na terenach dzisiejszej Francji. Z kolei procesja wzięła swój początek z Ziemi Świętej. To właśnie Kościół w Jerozolimie starał się jak najdokładniej "powtarzać" wydarzenia z życia Pana Jezusa. W IV w. istniała już procesja z Betanii do Jerozolimy, co poświadcza Egeria. Według jej wspomnień patriarcha wsiadał na oślicę i wjeżdżał do Świętego Miasta, zaś zgromadzeni wierni, witając go w radości i w uniesieniu, ścielili przed nim swoje płaszcze i palmy. Następnie wszyscy udawali się do bazyliki Anastasis (Zmartwychwstania), gdzie sprawowano uroczystą liturgię. Owa procesja rozpowszechniła się w całym Kościele mniej więcej do XI w. W Rzymie szósta niedziela Przygotowania Paschalnego była początkowo wyłącznie Niedzielą Męki Pańskiej, kiedy to uroczyście śpiewano Pasję. Dopiero w IX w. do liturgii rzymskiej wszedł jerozolimski zwyczaj procesji upamiętniającej wjazd Pana Jezusa do Jerusalem. Obie tradycje szybko się połączyły, dając liturgii Niedzieli Palmowej podwójny charakter (wjazd i Męka) . Przy czym, w różnych Kościołach lokalnych owe procesje przyjmowały rozmaite formy: biskup szedł piechotą lub jechał na osiołku, niesiono ozdobiony palmami krzyż, księgę Ewangelii, a nawet i Najświętszy Sakrament. Pierwszą udokumentowaną wzmiankę o procesji w Niedzielę Palmową przekazuje nam Teodulf z Orleanu (+ 821). Niektóre też przekazy zaświadczają, że tego dnia biskupom przysługiwało prawo uwalniania więźniów (czyżby nawiązanie do gestu Piłata?). Dzisiaj odnowiona liturgia zaleca, aby wierni w Niedzielę Męki Pańskiej zgromadzili się przed kościołem (zaleca, nie nakazuje), gdzie powinno odbyć się poświęcenie palm, odczytanie perykopy ewangelicznej o wjeździe Pana Jezusa do Jerozolimy i uroczysta procesja do kościoła. Podczas każdej Mszy św., zgodnie z wielowiekową tradycją czyta się opis Męki Pańskiej (według relacji Mateusza, Marka lub Łukasza - Ewangelię św. Jana odczytuje się w Wielki Piątek). W Polsce istniał kiedyś zwyczaj, że kapłan idący na czele procesji trzykrotnie pukał do zamkniętych drzwi kościoła, aż mu otworzono. Miało to symbolizować, iż Męka Zbawiciela na krzyżu otwarła nam bramy nieba. Inne źródła przekazują, że celebrans uderzał poświęconą palmą leżący na ziemi w kościele krzyż, po czym unosił go do góry i śpiewał: "Witaj krzyżu, nadziejo nasza!". Niegdyś Niedzielę Palmową na naszych ziemiach nazywano Kwietnią. W Krakowie (od XVI w.) urządzano uroczystą centralną procesję do kościoła Mariackiego z figurką Pana Jezusa przymocowaną do osiołka. Oto jak wspomina to Mikołaj Rey: "W Kwietnią kto bagniątka (bazi) nie połknął, a będowego (dębowego) Chrystusa do miasta nie doprowadził, to już dusznego zbawienia nie otrzymał (...). Uderzano się także gałązkami palmowymi (wierzbowymi), by rozkwitająca, pulsująca życiem wiosny witka udzieliła mocy, siły i nowej młodości". Zresztą do dnia dzisiejszego najlepszym lekarstwem na wszelkie choroby gardła według naszych dziadków jest właśnie bazia z poświęconej palmy, którą należy połknąć. Owe poświęcone palmy zanoszą dziś wierni do domów i zawieszają najczęściej pod krzyżem. Ma to z jednej strony przypominać zwycięstwo Chrystusa, a z drugiej wypraszać Boże błogosławieństwo dla domowników. Popiół zaś z tych palm w następnym roku zostanie poświęcony i użyty w obrzędzie Środy Popielcowej. Niedziela Palmowa, czyli Męki Pańskiej, wprowadza nas coraz bardziej w nastrój Świąt Paschalnych. Kościół zachęca, aby nie ograniczać się tylko do radosnego wymachiwania palmami i krzyku: " Hosanna Synowi Dawidowemu!", ale wskazuje drogę jeszcze dalszą - ku Wieczernikowi, gdzie "chleb z nieba zstąpił". Potem wprowadza w ciemny ogród Getsemani, pozwala odczuć dramat Jezusa uwięzionego i opuszczonego, daje zasmakować Jego cierpienie w pretorium Piłata i odrzucenie przez człowieka. Wreszcie zachęca, aby pójść dalej, aż na sam szczyt Golgoty i wytrwać do końca. Chrześcijanin nie może obojętnie przejść wobec wiszącego na krzyżu Chrystusa, musi zostać do końca, aż się wszystko wypełni... Musi potem pomóc zdjąć Go z krzyża i mieć odwagę spojrzeć w oczy Matce trzymającej na rękach ciało Syna, by na końcu wreszcie zatoczyć ciężki kamień na Grób. A potem już tylko pozostaje mu czekać na tę Wielką Noc... To właśnie daje nam Wielki Tydzień, rozpoczynający się Niedzielą Palmową. Wejdźmy zatem uczciwie w Misterium naszego Pana Jezusa Chrystusa...
CZYTAJ DALEJ

Niedziela Palmowa w Jerozolimie: modlitwa o pokój, niepewny los chrześcijan

2025-04-13 18:47

[ TEMATY ]

Jerozolima

Niedziela Palmowa

chrześcijanie

modlitwa o pokój

Adobe Stock

Niedziela Palmowa w Jerozolimie

Niedziela Palmowa w Jerozolimie

W Jerozolimie uroczystej eucharystii Niedzieli Palmowej w bazylice Bożego Grobu oraz tradycyjnej procesji palmowej z Betfage na Górze Oliwnej przewodniczył łaciński patriarcha kard. Pierbattista Pizzaballa.

W koncelebrowanej Eucharystii wzięło udział 4 biskupów, 80 kapłanów oraz wierni lokalnego kościoła i pielgrzymi przybyli na Wielkanoc do Jerozolimy. Po poświęceniu palmowych liści i gałązek oliwnych procesja trzykrotnie okrążyła grób Zmartwychwstałego Pana.
CZYTAJ DALEJ
Przejdź teraz
REKLAMA: Artykuł wyświetli się za 15 sekund

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję