Biskup częstochowski Teodor Kubina wystosował 7 października 1944 r. specjalny apel do wiernych, w którym prosił o pomoc dla warszawian. Apel ten został odczytany w niedzielę 8 października. Wielu warszawian, którzy przybyli do Częstochowy po powstaniu, korzystało z dwóch kuchni dla najbiedniejszych, kierowanych przez s. Zofię Szulc, zmartwychwstankę. Były to: kuchnia główna prowadzona przez siostry zmartwychwstanki oraz kuchnia prowadzona przez siostry magdalenki i ojców paulinów. Mieszkańcy stolicy znaleźli też opiekę w domach zakonnych i przy parafiach.
Rola naszych redaktorów
Szczególną rolę odegrała tu parafia św. Jakuba i jej proboszcz ks. Wojciech Mondry (pierwszy redaktor naczelny Niedzieli, w latach 1926-37). Przy tym kościele schronienie znaleźli kapłani, których losy wojenne przywiodły do Częstochowy. W czasie powstania w Warszawie przebywał ks. Antoni Marchewka, późniejszy redaktor naczelny Niedzieli (w latach 1945-53). Niemal cały sierpień 1944 r. ks. Marchewka spędził w schronie klasztoru Ojców Kapucynów, tam odprawiał Msze św. i spowiadał m.in. żołnierzy-powstańców, którzy prosili o tę posługę.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Organizowała pomoc
Na szczególne przypomnienie zasługuje działalność s. Zofii Szulc (1908-80), która w okresie okupacji niemieckiej posługiwała w Polskim Komitecie Opiekuńczym w Częstochowie. Najważniejszą sprawą w czasie okupacji była pomoc wysiedlonym, uchodźcom i ubogim. Ważnym działaniem Komitetu była akcja dożywiania więźniów Zawodzia (tę działalność także zlecono s. Zofii) oraz pomoc wysiedlonym – szczególnie po powstaniu, gdy do Częstochowy przybywały tysiące warszawiaków. 19 października siostry zmartwychwstanki uruchomiły kuchnię w barakach przy ul. Chłopickiego. Tu ogromną rolę odegrała s. Zofia, którą wspierali ks. Wojciech Mondry i inni kapłani częstochowscy. Stołówki te były też miejscem współpracy z podziemiem. Siostra Zofia ułatwiała kontakty i organizowała pomoc dla partyzantów, tzn. dożywianie ich i opiekę w szpitalach.
Siostra Felicja Sumera, która współpracowała z s. Zofią, wspominała: „Kiedyś zabłąkał się chłopiec zza Buga. Miał przeszło 20 lat. Jego rodziców rozstrzelano. Siostra Zofia była tym do głębi przejęta. Kazała go ukryć, nakarmić i przyjąć do pracy. Czuł się w naszej kuchni jak w domu, często to powtarzał. Siostra Zofia okazywała mu wiele miłości i cieszyła się razem z nami, że możemy mu pomóc. Umiała okazywać miłość bliźniemu”.