Reklama

Misji trzeba się nauczyć

Podjęcie wyzwania misyjnego w dzisiejszych czasach jest aktem wielkiej odwagi – podkreśla ks. Eugeniusz Szyszka, dyrektor Centrum Formacji Misyjnej.

Niedziela Ogólnopolska 42/2024, str. 26-27

archiwum ks. Eugeniusza Szyszki

Ks. Eugeniusz błogosławi związek małżeński w buszu

Ks. Eugeniusz błogosławi związek małżeński w buszu

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Grzegorz Polak: Księże Dyrektorze, ilu było studentów w Centrum Formacji Misyjnej w czasie, gdy Ksiądz zdobywał tam formację?

Ks. Eugeniusz Szyszka: To był rocznik 1990/1991. Było nas ok. trzydziestu pięciu osób w dwóch grupach językowych: angielskiej i francuskiej, w której się znajdowałem. Wszyscy przygotowywali się do wyjazdu do Afryki.

W ubiegłym roku było piętnaście osób, w tym roku jest tylko siedem. Czy wyobraża sobie Ksiądz Dyrektor taką sytuację, że Kościół w Polsce nie będzie wysyłał misjonarzy?

Nie wyobrażam sobie takiego roku, żeby nikt z Polski nie wyjechał na misje. Centrum Formacji Misyjnej (CFM) zostało powołane przez episkopat Polski po to, żeby pomóc przygotować się do wyjazdu na misje przede wszystkim kapłanom diecezjalnym. Od wielu lat mamy jednak u nas wszystkie stany Kościoła: są kapłani diecezjalni, kapłani i bracia zakonni, siostry i osoby świeckie. Wiem też, że poza Centrum szczególnie zgromadzenia typowo misyjne (werbiści, oblaci, salezjanie, pallotyni) przygotowują kandydatów do wyjazdów na misje. Corocznie jakaś grupa misjonarzy zawsze wyjeżdża i w przyszłości też będzie wyjeżdżać.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Reklama

Jaka była droga Księdza Dyrektora na misje?

O misjach myślałem już w seminarium. Zgodę na naukę w Centrum Formacji Misyjnej otrzymałem od biskupa już po 3 latach kapłaństwa, a rok później wyjechałem do Afryki. Miałem wtedy 29 lat.

Misje były wówczas sprawą pasji. Zaczytywałem się w Misyjnych Drogach – piśmie wydawanym do dzisiaj przez misjonarzy oblatów. Fascynowały mnie listy od misjonarzy i historia krajów misyjnych. Wtedy zgłaszało się bardzo dużo kandydatów do seminarium. Wielu kapłanów chętnych do studiów w Centrum Formacji Misyjnej wstrzymano, gdyż trzeba było odpowiedzieć na nowe wyzwania i potrzeby związane z powrotem religii do szkół. Mimo to w moim roczniku piętnastu księży przyjęto do CFM.

Reklama

Co Ksiądz zawdzięcza Centrum Formacji Misyjnej jako późniejszy misjonarz?

Głównym czynnikiem przygotowawczym była nauka języka francuskiego, którą zaczynałem od zera. Wiedziałem, że pojadę do Republiki Środkowoafrykańskiej, byłej kolonii francuskiej. Uczyłem się od podstaw francuskiego z lektorką Agnieszką Grzybowską, która zresztą naucza tego języka do dzisiaj. Bardzo ważne było też życie wspólnotowe, tworzenie relacji. Wtedy jeszcze nie mieliśmy obecnego budynku przy ul. Byszewskiej na Zaciszu, dojeżdżaliśmy na wykłady z misjologii i lektoraty. Księża mieszkali w parafiach warszawskich, a siostry w domach zakonnych. Od 1 stycznia 1991 r. pierwsze pokoje w Centrum były gotowe do zamieszkania, zaczęła się tworzyć wspólnota. Właśnie tam nauczyłem się życia we wspólnocie, co przydało się na misjach. Do dzisiaj utrzymuję kontakt ze wszystkimi kolegami. Czterech z nich do tej pory pracuje na misjach.

Gdy Ksiądz stanął twarzą w twarz z problemami w Afryce, to zapewne zdał sobie sprawę z tego, że formacja w CFM nie wystarcza...

Oczywiście. Dlatego ważna jest autoformacja, do której bardzo zachęcam kandydatów na misje. Nie wystarczą informacje usłyszane od wykładowców i nauka języka. Oni sami z siebie muszą wykazać więcej zainteresowania krajem, do którego mają się udać. W czasie swojej formacji starałem się dużo czytać i oglądać filmy. A to i tak okazało się niewystarczające, bo gdy pierwszy raz stanąłem na ziemi afrykańskiej, zostałem zaskoczony inną rzeczywistością: klimatem, ludźmi, gdyż okazało się, że trzeba się jeszcze uczyć miejscowego języka sango – języka narodowego Republiki Środkowoafrykańskiej. Do dzisiaj, gdy modlę się na różańcu, to jedną dziesiątkę odmawiam w sango.

A dlaczego Ksiądz wybrał tak niebezpieczny kraj? W 1994 r. został tam zamordowany pochodzący z Tarnowa Robert Gucwa, kleryk Stowarzyszenia Misji Afrykańskich.

Wybrałem kontynent afrykański, bo moja rodzima diecezja tarnowska prowadzi tam misje od 50 lat.

Rozpoczęły się one w Kongu Brazzaville. W 1987 r. ks. Józef Ziobroń został wydalony z Konga i przeniósł się do Republiki Środkowoafrykańskiej. Diecezja tarnowska zaczęła wysyłać tam misjonarzy. Byłem czwartym z kolei misjonarzem z naszej diecezji w tym kraju.

Reklama

Jak Ksiądz scharakteryzowałby specyfikę Centrum Formacji Misyjnej? Co niezwykłego jest w tym miejscu?

Na początku proces formowania misjonarza odbywał się przy pomocy ubogich środków, ale było wielu kandydatów do pracy na misjach. W ciągu 40 lat Centrum przygotowało 1160 misjonarzy.

Mają oni poczucie, że nadal jest to ich dom. Kiedy przyjeżdżają do Polski na urlop, zatrzymują się u nas, mimo że np. zakonnicy mają w Warszawie swoje domy zakonne. Dzięki ich odwiedzinom nasi kandydaci na misjonarzy mogą zdobywać cenne doświadczenie.

Bardzo żałuję, że nie możemy się przebić do świadomości społecznej, także w strukturach kościelnych. Jestem przekonany, że gdybyśmy byli bardziej znani, byłoby więcej chętnych do wyjazdu na misje.

Nasz dom funkcjonuje dzięki ofiarom ludu Bożego zbieranym 6 stycznia w całej Polsce. Ludzie są bardzo hojni, brakuje jednak większego zainteresowania ze strony struktur Kościoła.

Reklama

Czyżby duch misyjny w Polsce osłabł?

Nie, u świeckich jest on wprost niesamowity. Laikat angażuje się w szkołę animatorów misyjnych i wolontariat misyjny, różne akcje w krajach misyjnych. Brakuje jednak zrozumienia i zachęty ze strony hierarchii. Kiedy w 1989 r. zgłosiłem się do mojego biskupa Jerzego Ablewicza, wobec którego wyraziłem pragnienie wyjazdu na misje, zapytał mnie, czy zdaję sobie sprawę z tego, o co proszę. Potem dodał: „Wracaj na parafię i nie przestawaj się modlić o powołanie misyjne”. Niedługo potem, gdy pracowałem na parafii w okolicy Nowego Sącza, arcybiskup dostrzegł mnie w tłumie kapłanów. Nie zwrócił uwagi na zasłużonych prałatów, ale zauważył mnie, zwykłego księdza. Zapytał mnie, czy dalej myślę o misjach. To było coś niesamowitego. Ksiądz arcybiskup podtrzymał we mnie ducha misyjnego, za co jestem mu niezmiernie wdzięczny. Proszę sobie wyobrazić, że abp Ablewicz w testamencie zapisał nazwiska trzech kapłanów, którzy zgłosili się do niego jako kandydaci do wyjazdu na misję, w tym moje, i poprosił swojego następcę o pozwolenie na to.

Jakie słowa zachęty skierowałby Ksiądz do przyszłych misjonarzy?

Przede wszystkim chciałbym im pogratulować. Podjęcie tego wyzwania w dzisiejszych czasach, w obecnej atmosferze społecznej wokół Kościoła, jest aktem wielkiej odwagi. Jednocześnie powinni oni pamiętać, że tym, który ich powołał do pracy misyjnej, jest sam Jezus Chrystus, dlatego nie mogą się lękać i stresować. Jeszcze raz powtarzam, że misje powinny stać się pasją tych księży czy świeckich, którzy chcą iść ad gentes. Nie można myśleć tylko o sprawach materialnych. Pamiętam, że rozpoczynałem swoją pracę misyjną od placówki, którą przejęliśmy po misjonarzach włoskich. Oni byli od nas bogatsi. Miejscowi ludzie liczyli, że będziemy tak zasobni w środki materialne jak Włosi. A my po prostu zaczęliśmy być z nimi i dla nich. Zawsze powtarzam, że człowieka na misjach trzeba wychowywać i być z nim. W pewnym momencie on zrozumie, że najważniejsze są budowanie wspólnoty i życie duchowe, a nie pomoc materialna.

Czy misjonarz o przeciętnych zdolnościach poradzi sobie na misjach?

Oczywiście, że tak, ale pod warunkiem, iż będzie miał w sobie wielkiego ducha misyjnego. To musi być człowiek głębokiej i ufnej wiary. Braki językowe można nadrobić w codziennym życiu. Poza tym misjonarz musi być cierpliwy i nie myśleć, że od razu zbawi cały świat. Misje są wielką szkołą cierpliwości i wytężonej codziennej pracy połączonej z bezgranicznym zaufaniem Chrystusowi.

Ks. Eugeniusz Szyszkaw latach 1991 – 2002 misjonarz w Republice Środkowoafrykańskiej. Następnie pracował kolejno w centrali Krajowych Papieskich Dzieł Misyjnych w Warszawie, jako sekretarz Polskiej Misji Katolickiej w Paryżu, proboszcz w Corbeil-Essonnes, kapelan Domu Polskiego w Lourdes i duszpasterz Polaków w Rennes.

2024-10-15 14:11

Oceń: +5 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Przyjeżdżają turyści, wyjeżdżają pielgrzymi

2025-04-08 15:22

Niedziela Ogólnopolska 15/2025, str. 24-26

[ TEMATY ]

wiara

Kalwaria Zebrzydowska

Karol Porwich/Niedziela

Jeżeli człowiek naprawdę chce spotkać Boga i szuka ciszy w dzisiejszym świecie, to Kalwaria Zebrzydowska jest do tego idealnym miejscem – mówi Mateusz Wałach, który na własne oczy zobaczył tutaj cud uzdrowienia.

Kalwaria Zebrzydowska to nie tylko bazylika i Cudowny Obraz, ale również dróżki, na których są upamiętnione najważniejsze wydarzenia zbawcze. Sanktuarium należy dzisiaj do najciekawszych w Polsce założeń krajobrazowo-architektonicznych i jest zaraz po Częstochowie drugim najchętniej wybieranym kierunkiem pielgrzymkowym.
CZYTAJ DALEJ

"Różowe zakonnice" - nieprzerwana modlitwa, która podtrzymuje wiarę w czasach kryzysu

2025-04-11 21:14

[ TEMATY ]

zakon

Siostry Służebnice Ducha Świętego od Wieczystej Adoracji

Od 1915 roku w Filadelfii grupa zakonnic poświęciła swoje życie nieustającej adoracji Najświętszego Sakramentu. Te różowe zakonnice, zrodzone z charyzmatu niemieckiego świętego Arnolda Janssena, nadal stanowią duchowy filar, który wspiera misję Kościoła swoimi modlitwami i towarzyszy cierpieniom świata.

Janssen urodził się w 1837 roku i zmarł w 1909 roku. Święcenia kapłańskie przyjął w wieku 24 lat. Szybko zrozumiał, zwłaszcza podczas modlitwy i nabożeństw, że jego misją jest kształcenie księży do ewangelizacji w krajach obcych. W 1875 roku założył seminarium misyjne w małym miasteczku w Holandii, co dało początek Towarzystwu Słowa Bożego.
CZYTAJ DALEJ

Wrocław/ Trzy osoby ranne po wybuchu podczas chemicznego eksperymentu w liceum

2025-04-12 16:51

[ TEMATY ]

wypadek

szkola

stock.adobe

Trzy osoby trafiły do szpitala po wybuchu, do którego doszło w sobotę w Liceum Ogólnokształcącym nr 3 we Wrocławiu w trakcie eksperymentu chemicznego. W liceum odbywały się "dni otwarte", podczas których przyszli uczniowie zapoznawali się z ofertą szkoły.

Do eksplozji doszło podczas eksperymentu w pracowni chemicznej LO nr 3 przy ul. Składowej. „Pracownik szkoły przeprowadzał doświadczenie z nadtlenkiem wodoru. Substancja miała spalać się niebieskim płomieniem, ale z niewidomych na razie przyczyn doszło do wybuch” – powiedział PAP rzecznik wrocławskiej policji komisarz Wojciech Jabłoński.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję