Reklama
Angelika Kawecka: Od kilku lat jesteś żoną Palestyńczyka. Skąd pomysł na takie Wasze działanie w social mediach?
Sylwia Hazboun: Bloga „Dzisiaj w Betlejem” założyłam podczas mojego pobytu w Betlejem kilka lat temu. Byliśmy z Yousefem wówczas narzeczeństwem i mieliśmy pragnienie, aby opowiadać o tym miejscu. Początkowo pomysł był mało konkretny, ale z czasem, pisząc kolejne teksty oraz spotykając się z ludźmi, powoli zaczynaliśmy dostrzegać, jak możemy opowiadać o tym mieście. Przede wszystkim odkryliśmy, że chcemy opowiadać nie wyłącznie o Betlejem, a nawet nie tylko o Ziemi Świętej, ale o całym świecie wczesnochrześcijańskim. Są to więc również: Liban, Syria, Irak, Egipt, Turcja, Jordania, Grecja – miejsca, gdzie żyli pierwsi chrześcijanie. Później dokonaliśmy jeszcze jednego odkrycia, a jest nim to, jak głęboko ludzi w Polsce porusza muzyka z tego bliskowschodniego świata. To dlatego zaczęłam śpiewać, a także tworzyć w tej stylistyce. Zaczęło się od modlitwy Ojcze nasz po aramejsku, a prędko dołączyły również inne utwory, w tym tłumaczone przeze mnie z arabskiego i aramejskiego. Piszę również swoje utwory, powstały np. medytacja o eremicie – pustelniku żyjącym na prawdziwej pustyni, bo tak było u początków chrześcijaństwa, czy rozważanie o nocnym czuwaniu w Bazylice Grobu Świętego w Jerozolimie. Ponadto tworzymy podcast Rozmowy w Wieczerniku, a ja również piszę opowiadania historyczne. Oczywiście, wszystko na temat historii chrześcijan Bliskiego Wschodu i ich obecnej sytuacji. W świetle trwającej eskalacji poruszamy również tematykę wpływu teologii na konflikt izraelsko-palestyński. Staramy się przedstawiać stanowisko Watykanu oraz lokalnych duchownych w Ziemi Świętej. Niestety, teologia często jest wykorzystywana do sankcjonowania dyskryminacji Palestyńczyków.
Wzruszyło mnie Pani wykonanie modlitwy Ojcze nasz w języku aramejskim... Język, w którym mówił na ziemi Jezus, brzmi niezwykle w tej muzycznej interpretacji.
Nigdy nie sądziłam, że będę się szerzej zajmować muzyką, a tym bardziej taką. To właśnie odbiór, z którym się spotkałam, śpiewając aramejskie Ojcze nasz przy różnych okazjach, skłonił mnie, żeby niejako przyciągnąć tę muzykę do Polski. I to wszystko nadal rozwijam – a właściwie mam wrażenie, że dopiero zaczynam, bo pomysłów jest nadal sporo. W końcu mówimy o 2000-letniej tradycji chrześcijańskiej, dwukrotnie dłuższej niż polska, a do tego bardzo różnorodnej, gdyż chrześcijanie na Bliskim Wschodzie tworzą prawdziwą mozaikę kulturową. Język był trudny na pewnym etapie, ale zanim zajęłam się muzyką, studiowałam arabistykę, więc poświęciłam nauce języka mnóstwo czasu. Jeśli chodzi o samą muzykę, trudno jest ją zrozumieć, bo w naszym kręgu kulturowym, nawet w szkołach muzycznych, odmienne tradycje muzyczne są praktycznie nieobecne. A przecież w innych kręgach kulturowych istnieją inne skale, instrumenty, rytmy, style, a przede wszystkim istnieje inna wrażliwość muzyczna. I to właśnie z tej wrażliwości próbuję czerpać.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
Do wybuchu konfliktu w Ziemi Świętej jeździliście do Betlejem regularnie dwa-trzy razy w roku. Dziś w mieście narodzenia Zbawiciela trudno doszukiwać się radości, nawet w okresie Bożego Narodzenia.
Konflikt w Ziemi Świętej trwa od ponad 100 lat, więc gdy jeździliśmy częściej do Betlejem, konflikt przez cały czas trwał. To, co się dzieje teraz, to jego eskalacja, kolejny rozdział. Nie jesteśmy zdziwieni tym, że konflikt eskaluje, bo jest nierozwiązany. I świat się do tego przyzwyczaił. Dla niektórych to jest taki „lokalny koloryt”. Tymczasem w czasach „względnego spokoju” oznacza on okupację wojskową, dyskryminację i wysiedlenia, a w czasach eskalacji – pełnowymiarową wojnę. Politycy na szczeblu światowym mają narzędzia, aby ten konflikt rozwiązać, ale tego nie robią, i to jest największa tragedia. Czasem mówi się, że ten konflikt jest nierozwiązywalny. Otóż jest, tyle że wśród polityków nie ma takiej woli. Liczą się wpływy i własne interesy. Mnie tylko dziwi postawa wielu wierzących. Przyjeżdżają do Ziemi Świętej, zachwycają się miejscami, w których wydarzyły się absolutne cuda: wskrzeszenia, zmartwychwstanie, niepokalane poczęcie i mnóstwo innych. Słuchają Ewangelii o przebaczeniu, miłosierdziu, równości wszystkich ludzi, a kiedy przychodzi do rozmowy o konflikcie, nagle wiary nie ma. Najgorsze jest jednak to, że również teologia jest wciągana w ten konflikt. Wyciągane są argumenty o ziemi obiecanej, o wybraniu. Oczywiście, dotyczy to Żydów, a to automatycznie stawia Palestyńczyków, mieszkających na tej ziemi od wieków, w roli intruzów, obywateli drugiej kategorii. Zarówno Watykan, jak i Kościoły lokalne w Ziemi Świętej nie podzielają takiej argumentacji teologicznej, bo Biblia nie powinna być źródłem dyskryminacji i niesprawiedliwości.
? Bardzo często Kościół podejmuje akcje wspierania chrześcijan na Wschodzie. Jak z Państwa perspektywy wygląda życie chrześcijan na tamtych terenach?
W mojej opinii Kościół powinien mocniej angażować się w to, czego Ziemia Święta najbardziej potrzebuje – w budowanie postaw sprzyjających rozwiązaniu konfliktu. Dobrze by było, aby zrobił więcej w kwestii tłumaczenia wiernym zamieszania teologicznego. W Starym Testamencie Izrael i wojny z „wrogami”, na współczesnej mapie Izrael i wojny z „wrogami” – dla wielu ludzi jest to po prostu niejasne. Jak to rozumieć? Kościół w różnych dokumentach oddzielił teologiczne pojęcie „lud Izraela” od współczesnej administracji państwowej. Odciął się również od wszelkich sensacyjnych biblijnych rewelacji, jakoby powstanie tego państwa było spełnieniem proroctw Starego Testamentu. Problem w tym, że te wszystkie myśli wprawdzie są w dokumentach, ale nie są wyjaśniane wiernym. I o to palestyńscy chrześcijanie mają do Kościoła żal – moim zdaniem, słusznie. Owszem, znajdzie się paru odważnych duchownych, ale znajdą się również tacy, którzy sami zachwycili się biblijnymi sensacjami, wbrew wskazówkom Kościoła. A w większości przypadków w tym temacie spotykamy się po prostu z milczeniem.
Reklama
Jeśli chodzi o pomoc finansową, to trzeba zaznaczyć jedną rzecz – warto pomagać finansowo. Ta pomoc jednak nie uratuje wspólnot chrześcijańskich Bliskiego Wschodu, które znikają na naszych oczach. Leczy ona bowiem skutki, a nie przyczyny problemów. Mieszkańcy Ziemi Świętej potrzebują rozwiązania przyczyn – a to jest polityka, i to na szczeblu światowym. Podpowiadam więc: warto nie tylko ofiarować jałmużnę na rzecz potrzebujących na Bliskim Wschodzie, ale warto też zainteresować się, jakie głosowania w Radzie Bezpieczeństwa ONZ dotyczyły konfliktu izraelsko-palestyńskiego i jak w nich głosowała Polska. Czy Polska faktycznie zrobiła wszystko, by przyłożyć swoją cegiełkę do sprawiedliwego rozwiązania konfliktu, w którym wzięto by pod uwagę dobro i bezpieczeństwo obu narodów? A jak często wstrzymywała się od głosu?
Czy znajomość tamtego miejsca, tworzenie muzyki w takim duchu pomagają Pani być bliżej Boga w codziennym życiu i sprawiają, że Boże Narodzenie staje się czasem bardziej świadomym?
Z całą pewnością! To wyjście poza nasz krąg kulturowy, a jednocześnie zbliżenie się do korzeni bardzo poszerza horyzonty. Uczę się, że wiara może być przeżywana na różne sposoby. W Polsce coraz popularniejszy staje się ruch charyzmatyczny i uwielbieniowy. Bliski Wschód jest miejscem idealnym dla osób, którym bliższe są medytacja, wyciszenie. Oczywiście, mam tutaj na myśli jedynie ich chrześcijańskie formy, bo takie od 2 tys. lat rozwijają się na Bliskim Wschodzie wśród chrześcijan. I do mnie to przemawia. Małe kamienne kaplice, Ojcowie Pustyni, którzy naprawdę żyli na pustyni, nostalgiczne melodie, tradycja Modlitwy Jezusowej – są to przepiękne formy rozwijania relacji z Bogiem. Poza tym są też wspólnoty żyjące na Bliskim Wschodzie jako mniejszości, a to również ma swój szczególny wymiar. Jest jeszcze jeden aspekt, związany z konfliktami na Bliskim Wschodzie. To aspekt próby głębokiego zrozumienia sensu, próby odpowiedzenia sobie na pytanie: „Gdzie w tym wszystkim jest Bóg?”. Spotykałam się z pięknymi świadectwami przebaczenia. Ale niestety, spotykałam się również z ludźmi tak głęboko złamanymi, że w ich oczach już nie widać było nawet bólu, a jedynie pustkę. I z jednej strony nigdy nie marzyłam o tym, by w ten sposób szukać Boga, a z drugiej – to właśnie w zetknięciu się z największymi ludzkimi tragediami te poszukiwania są tak szczególne.
Czego więc Państwu życzyć?
Prosimy o modlitwę, ale nie o pokój w Ziemi Świętej, lecz o sprawiedliwe rozwiązanie konfliktu. Bo w sensie politycznym to właśnie sprawiedliwość przynosi pokój. A czytelnikom Niedzieli życzymy stałego odkrywania Boga i pokoju serca.
W ramach akcji „Pomóżmy chrześcijanom w Ziemi Świetej” na konto patriarchatu wpłynęło już 50 tys. dolarów. Warto pomagać!