Jak okazać Bogu naszą cześć? Jak na zewnątrz pokazać, co kryje się w naszych sercach? Czy to w ogóle możliwe? Przecież człowiek to jakby "dwa światy" - niewidzialny, duchowy i ten
widzialny, materialny. I chociaż Pan Bóg jest bytem duchowym, nasze odnoszenie się do Niego wcale nie może odbywać się jedynie w sferze niewidzialnej. Mamy ciało; jest ono cząstką
nas - ono też chce i powinno okazać Panu swoją cześć i szacunek.
Temu właśnie ma służyć liturgia - wspomniany w tytule "świat symboli", znaków, które stają się zewnętrznym wyrazem tego, co kryje nasze wnętrze. Za każdym jednak znakiem powinna
się kryć jakaś treść; każdy symbol powinien coś oznaczać. Cóż byłby wart znak drogowy na przykład, gdyby zawarta w nim informacja nie pokrywała się z rzeczywistością; gdyby nie było
niebezpieczeństwa, przed którym ostrzega, gdyby nie było miejsca, o którym informuje? Taki znak jedynie wprowadzałby w błąd; a nawet mógłby być przyczyną wypadku. Podobnie
każdy znak, za którym nie kryje się treść, jest nieporozumieniem, kłamstwem; wprowadza w błąd, może prowadzić do nieszczęścia.
Powróćmy jednak do zagadnienia liturgii. Samo słowo pochodzi z języka greckiego i oznacza służbę. Jest to szczególna służba - służba oddawania czci samemu Bogu. W obecnym
roku duszpasterskim szczególniej przyglądamy się sprawom związanym z liturgią. Staramy się lepiej ją poznać i lepiej przeżywać.
Pewną grupą "znaków" w liturgii są postawy, które przyjmujemy. Postawa stojąca, siedząca, klęcząca nie są jedynie jakąś gimnastyką; to znaki, przez które okazujemy nasze wewnętrzne nastawienie.
Stojąc, zaświadczamy o naszej gotowości na podjęcie działania, klęcząc, oddajemy cześć Chrystusowi. Ale tu właśnie można zadać pytanie o wzajemną relację pomiędzy zewnętrzną postawą
i duchowy nastawieniem do przeżywanych obrzędów. Przyklęknięcie to właśnie oznaka naszego poddania się Bogu, złożenia Mu najwyższej czci i szacunku. Chyba w całej historii
i w każdej kulturze gest zgięcia przed kimś kolan jest jednoznacznie interpretowany. Co jednak myśleć o tych, którzy zamiast klękać, kucają? Można zaobserwować, niestety coraz częściej,
jak ludziom trudno jest zgiąć jedno czy oba kolana i w pokorze uklęknąć. Widzimy jakieś dziwne "przykuce", balansowania na ugiętych nogach - byle tylko nie dotknąć kolanem ziemi. Czy może chodzi
o to, by nie pobrudzić sobie spodni czy kolan? A może uklęknięcie oznaczałoby zbyt duże upokorzenie? Nie wiem, jaki jest prawdziwy powód tej "nowej postawy" w liturgii;
myślę jednak, że mówi ona wiele o duchowej stronie człowieka, który taką postawę przybiera. Mówi albo o niezrozumieniu znaku, albo o braku szacunku dla Boga, albo wreszcie
o tym, że jakaś tam część garderoby jest ważniejsza niż Chrystus. Jakie by nie było tłumaczenie, trochę przykro patrzeć na te koślawe gesty pseudoszacunku.
Drugim znakiem, który często bywa wykonywany bardzo niedbale, jest znak krzyża. Wchodząc do świątyni, rozpoczynając, czy kończąc modlitwę, żegnamy się. Wzywając Ojca i Syna, i Ducha
Świętego dotykamy ręką czoła, ramion, piersi; nasze myśli, czyny, serce zdają się zaświadczać, że jest tam miejsce dla Boga. Przynajmniej tak być powinno. A jak jest? Czasami ten znak krzyża
przypomina jakieś oganianie się od much lub przynajmniej jakiś gest magiczny w stylu "czary mary"; ewentualnie poskrobanie się w okolicy mostka (czyżby zawał?). Co sądzić o wierze
człowieka wykonującego znak krzyża w tak niedbały sposób. "To nie brak szacunku czy wiary, ale trochę roztargnienia" - tłumaczymy się nieraz. Czy jednak owo "roztargnienie" przy wzywaniu Imienia
Trójcy Świętej nie jest oznaką lekceważenia właśnie? Jeśli coś jest dla nas ważne, skupiamy się na tym; nie pozwalamy sobie na roztargnienia czy zapomnienia.
Przypatrzmy się czasem, jak wykonujemy gesty i znaki podczas liturgii, jakie przyjmujemy postawy. Może nawet sami nie zdajemy sobie sprawy, jak wiele w nas "roztargnienia". Czy
aby na pewno roztargnienia?
Pomóż w rozwoju naszego portalu