28 czerwca, w wigilię uroczystości świętych Apostołów Piotra i Pawła, Jan Paweł II podpisał adhortację apostolską Ecclesia in Europa (Kościół w Europie). Nie mamy
jeszcze jej polskiego tłumaczenia, ale zaintrygowany tytułem oraz czasem, w którym ów dokument został wydany (wszak niedawno zakończyły się referenda w krajach kandydujących do Unii
Europejskiej, a dyskusje, czy słusznie wybraliśmy, nadal żywo się toczą), a także naturą tego dokumentu (adhortacja to "napomnienie", "wezwanie"), postanowiłem nie zwlekać z lekturą.
I oto pierwsze zaskoczenie. Ten niekrótki tekst (mój internetowy wydruk w języku włoskim liczy 53 strony), będący podsumowaniem obrad Synodu Biskupów poświęconego Europie, który miał miejsce
w 1999 r., jest nie tyle spojrzeniem w przeszłość i bilansem obrad. To raczej spojrzenie naprzód i głos skierowany do Kościoła oraz wskazówka, gdzie można
szukać nadziei na przyszłość, i na jakiej podstawie taką nadzieję można opierać.
Taką postawą Ojciec Święty dał mi wiele do myślenia. Wszak wielu ludzi z obawą spoglądało i nadal spogląda na to, jaka przyszłość czeka nas w nowej Europie: jak odnajdzie
się w niej Kościół i czy nasze dziedzictwo wiary wytrzyma tę próbę? Czy Papież nie widzi zagrożeń, kiedy mówi o zjednoczonej Europie i o miejscu w niej
Polski?
Tak powiedzieć nie można, skoro zaraz na wstępie dokumentu Ojciec Święty wymienia te sygnały, które są niepokojące i które przez wielu chrześcijan są odbierane jako racja dla podnoszonych
obaw co do przyszłości chrześcijaństwa i Kościoła w Europie. To choćby zagubienie tożsamości i dziedzictwa chrześcijańskiego, sekularyzacja, obojętność na drugiego człowieka,
pokusa, aby planować życie ludzkie bez Boga, lansowanie kultury, w której wiele treści jest sprzecznych z Ewangelią; to również próba przemilczenia chrześcijańskich korzeni Europy.
Tu też znajduje się drugi powód, który sprawił, że dokument ten jest dla mnie pewnym "zaskoczeniem", a jego lektura wręcz mnie zauroczyła. Jan Paweł II nie pomija tych niepokojących
znaków, i spoglądając w przyszłość nie udaje, że nic niepokojącego się nie dzieje. Jednak dla niego mocniejsza jest nadzieja płynąca od Jezusa Chrystusa, który na kartach ostatniej
księgi
Pisma Świętego przemawia do nas: "Przestań się lękać! Ja jestem Pierwszy i Ostatni, i Żyjący" (Ap 1, 17-18).
Piotr naszych czasów nie staje wraz z tymi, którzy chcą się "okopać" w szańcach i zawzięcie bronić chrześcijańskiego dziedzictwa, które posiadamy (a może w wielu
wypadkach wydaje się nam tylko, że je posiadamy). Ma inną "taktykę obrony" chrześcijaństwa - wzywa Kościół w Europie do zawierzenia Chrystusowi i do odważnego stawiania czoła wyzwaniom
współczesności przez wiarę, która nie tylko się broni, ale umie wnosić swój wkład, przemieniać rzeczywistość i zdobywać nowe "przestrzenie"; przez wiarę, która "umie zdać sprawę z nadziei,
jaka w nas jest". Ojciec Święty wie, że tylko taka wiara nie będzie martwą tradycją, ale żywym dziedzictwem, zapalającym wciąż nowe pokolenia. Jednym słowem - zamiast odwrotu na pozycje obronne,
Papież proponuje chrześcijaństwu odważną misję i pójście naprzód.
Lektura dokumentu zaskoczyła mnie jeszcze z innego powodu. Ojciec Święty, jako punkt odniesienia dla swego słowa nadziei skierowanego do Kościoła w Europie, wybrał Księgę Apokalipsy.
To ostatnia z natchnionych ksiąg i, jak o niej pisze Jan Paweł II, księga, która "przed wspólnotą wiernych otwiera ukryty i najgłębszy sens tego, co się dzieje".
Warto tu dodać, że Apokalipsa została napisana do chrześcijan żyjących w Azji Mniejszej, kiedy doświadczali prześladowań i gdy było jasne, że nie uda im się uniknąć konfliktu z cesarstwem
rzymskim, domagającym się boskiej czci dla cezara. Ta księga uczyła ich spoglądać na własne dzieje w świetle ostatecznego zwycięstwa Chrystusa - Baranka, który zabity, zmartwychwstał. Ta księga
i dziś ma nam pomóc przeżywać naszą historię, w świetle tego zwycięstwa; ma nam przypominać, że nie możemy budować naszego miasta na ziemi bez odniesienia do Boga lub sprzeciwiając
się Mu.
Nie sposób pokrótce oddać wszystko, co Jan Paweł II zostawił nam jako zadanie w tym wezwaniu. Ale może warto już teraz, zanim jeszcze dotrzemy do tekstu tego dokumentu, napełnić serca
nadzieją i pewnością - że Panem dziejów jest Chrystus, a my w ostatecznym rozrachunku nie przegramy swej historii, jeśli przejdziemy przez nią niosąc żywy płomień wiary,
zdolny zapalić innych, i "zdamy dobrze sprawę z tej nadziei, jaka w nas jest".
Pomóż w rozwoju naszego portalu