28 czerwca, sobota
St. Amand sur Fion. Po raz 10. przyjeżdżam do tej małej wioski zagubionej pośród pól Szampanii, która tutaj ma wygląd dość smutny. W latach 60. wykarczowano prawie wszystkie lasy i zamieniono je na pola, białe pola pełne wapiennej skały. Tutaj - jak rzadko gdzie - kurz jest biały.
29 czerwca, niedziela
Reklama
W kościele w St. Amand Mszę św. koncelebrujemy we trzech: proboszcz parafii, mający już 89 lat lokalny ksiądz emeryt i ja. Msza św. skromna - jak na francuskiej prowincji.
Ale zdarzają się zaskoczenia. Pierwsze czytanie o uwolnieniu Piotra z więzienia czytane jest z podziałem na role. Mała dziewczynka czyta rolę anioła. Przyznaję, brzmi
to dość uroczo.
Po południu w monumentalnej katedrze w Reims uczestniczę w święceniach kapłańskich. Przyjeżdżając do Francji, trzeba zapomnieć o święceniach kilkunastu
czy kilkudziesięciu księży na raz. W tym roku w diecezji Reims wyświęcony zostanie tylko jeden kapłan. Na następnego trzeba będzie czekać dwa lata. Nawa główna katedry jest wypełniona.
Tutaj święcenia kapłańskie to prawdziwe święto Kościoła. W prezbiterium prawie wszyscy kapłani diecezji. Choć ryt święceń ten sam, to są małe zmiany. Podczas nakładania rąk kandydat klęczy
w jednym miejscu, a obecni biskupi i kapłani po kolei do niego podchodzą. Trwa to długo, nic nie zakłóca jednak sakramentalnej ciszy. Po rycie święceń nowy kapłan podchodzi
do wszystkich obecnych księży. Dawno nie widziałem tak szczęśliwego człowieka.
Przed zakończeniem Mszy św. arcybiskup ogłasza, do jakiej parafii zostanie posłany neoprezbiter. Do arcybiskupa podchodzi proboszcz parafii i przedstawiciele świeckich, by w symbolicznym
geście przyjąć swojego nowego kapłana.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
1 lipca, wtorek
Reklama
Na obiedzie spotykam się z s. Benedyktą, przełożoną domu Sióstr Jezusa Miłosiernego, które mieszkają w pobliskim Vitry-le-Francois oraz ks. Wojciechem z diecezji łódzkiej,
który pracuje w diecezji Chalons en Champagne. Rozmawiamy o doświadczeniach duszpasterskich po ich rocznym pobycie we Francji.
Ten pierwszy rok był dość trudny dla sióstr. Trzeba bowiem nie tylko nauczyć się języka francuskiego, ale i francuskiej mentalności i francuskiego Kościoła. Są też zmęczone,
bo w domu dekanalnym, gdzie mieszkają, dopiero na dniach ukończono remont. Prócz s. Benedykty jest jeszcze s. Alberta, która wszystkich zachwyca swoimi zdolnościami plastycznymi.
Namalowała obraz Jezusa Miłosiernego do klasztornej kaplicy. Jej autorstwa jest też znak odbywającego się w diecezji synodu. To kilkumetrowe malowidło wisi w kościele w sanktuarium
diecezjalnym w L´Epine. Teraz s. Alberta przymierza się do fresku w kaplicy. Już niedługo do wspólnoty dołączy także s. Aneta, która 15 sierpnia złoży pierwsze śluby. Siostry
są często zapraszane do pobliskich wspólnot parafialnych, by głosić konferencje o Bożym Miłosierdziu. Były na pieszej pielgrzymce z młodymi, uczestniczą w adoracjach,
nabożeństwach. Ciągle też same się dokształcają. Za tydzień s. Benedykta ma jechać do benedyktyńskiego opactwa La Pierre qui Virre na tygodniowy kurs śpiewu liturgicznego.
Ks. Wojciech pracuje w Dormans i studiuje w Paryżu. Mam zamiar odwiedzić go jeszcze za klika dni.
2 lipca, środa
Reklama
Wraz z s. Benedyktą wyruszamy na "duchową przejażdżkę", którą zaczynamy w Andecy. Tutaj w dawnym opactwie znajduje się dom Wspólnoty "Drzewo Życia". To jedna z licznych
we Francji tzw. nowych wspólnot życia konsekrowanego. Wraz z ks. Wojciechem koncelebrujemy Mszę św. W liturgii bierze udział diakon i dwóch kleryków należących
do wspólnoty. Trzeba przyznać, że nowe wspólnoty cieszą się większą ilością powołań do kapłaństwa niż diecezje. Wspólnota w Andecy jest dość duża, więc i liturgia okazała, z pięknym
śpiewem. Okazuje się, że w domu jest Polka, Anna - studentka romanistyki z Gdyni, która spędza we wspólnocie rok szabatowy.
Na zakończenie Mszy św. kolejny polski akcent. Ks. Wojciech wyjmuje z plecaka pudełko z cukierkami. To krówki, czyli po francusku "les vachettes". Krówki zostają sprawiedliwie
pokrojone nożem na pół, by starczyło dla wszystkich. Po południu oglądamy dom, w którym aż tętni od pracy. Już za kilka dni odbędzie się tutaj festiwal młodych. Do Andecy przyjedzie
kilkaset osób, którzy spędzą razem czas na modlitwie i śpiewie.
W powrotnej drodze z Andecy zatrzymujemy się w Bay. Tu, w dawnym zamku, czy raczej pałacu, swoje schronienie znalazło "Ognisko Miłości" - wspólnota świeckich konsekrowanych,
którym bliska jest postać i charyzmat francuskiej mistyczki i stygmatyczki Marty Robin. W domu panuje cisza. Na korytarzu spotykamy rekolektantów i członkinię
wspólnoty, która opowiada nam o domu i o wspólnocie.
Zatrzymujemy się też w Sezannes. Tutaj swój dom mają siostry ze Zgromadzenia Najświętszej Maryi Panny Wspomożycielki. Przyjmuje nas s. Małgorzata rodem z Głogowa,
niegdysiejsza studentka w Zielonej Górze i bywalczyni mojego duszpasterstwa akademickiego. 14 września w domu generalnym w Troyes składa swoje pierwsze śluby
zakonne. Opowiada nam o swojej drodze z Głogowa do Sezannes. Pytam ją, skąd przyszedł jej do głowy pomysł, by wstąpić akurat do tych sióstr. S. Małgorzata szybko odpowiada: "Znalazłam
ogłoszenie w Niedzieli". Siostry zajmują się opieką pielęgniarską, a także rodzinami w trudnej sytuacji materialnej i moralnej. Jednym z ich najbliższych
współpracowników jest Patryk, stały diakon, wyświęcony przed rokiem, niepijący alkoholik.
5 lipca, sobota
Jestem w Montbazon, w diecezji Tours. Tym razem na chrzcie. Chrzest jak chrzest, nic zaskakującego. Może tylko to, że rodzice dziecka muszą wygłosić krótkie przemówienie uzasadniające swoją decyzję. Tu, we Francji, nie wystarczy już tylko powiedzieć, że chcemy chrztu dla dziecka, trzeba to jeszcze przy wszystkich uzasadnić. Ciekawostka liturgiczna: podczas chrztu dziecku nakłada się prawdziwą białą sukienkę chrzcielną.
6 lipca, niedziela
Reklama
Msza św. parafialna w Veigne k. Tours. Koncelebrujemy z proboszczem o niefrancuskim nazwisku James Whitaker. Muszę przyznać, że liturgia jest pięknie przygotowana. Także
śpiew, który we francuskim wydaniu nie jest łatwy, jest silny i mocny. Przysłuchuję się kazaniu. Proboszcz głosi, przechadzając się po kościele z mikrofonem bezprzewodowym.
Mówi homilię o Kościele. O tym, że jesteśmy za niego odpowiedzialni. O grzechu pychy, jakim może grzeszyć Kościół zbyt pewny siebie. O pokorze i ubóstwie,
którego potrzebujemy, by być autentycznymi świadkami. Dawno nie słyszałem tak przekonującego kazania i tak przekonującego księdza. Trzeba przyznać, że był cały w tym, co mówi.
Przed zakończeniem Mszy św. proboszcz prosi, by po liturgii ujawnili się wszyscy Polonusi. Okazuje się, że nie jest ich wcale mało. Rozmawiam z wieloma z nich. Niektórzy są we Francji
jeszcze od I wojny światowej, inni od tygodnia. Nawet organista okazuje się synem polskich emigrantów.
Po Mszy św. długo rozmawiam z proboszczem o problemach francuskiego Kościoła, który wciąż nie potrafi znaleźć własnej drogi pomiędzy nadmiernym konserwatyzmem a modernizmem.
Po pokoleniu roku ´68, które chciało zerwać z przeszłością i zmienić prawie wszystko w Kościele, dziś przychodzi pokolenie, które tęskni za utraconą, często
wyidealizowaną przeszłością. Ani jedno, ani drugie niestety nie jest dobre. Ks. James jest dość gorzkim realistą. Według niego Kościół na francuskiej prowincji wciąż jeszcze nie umie się odrodzić.
8 lipca, wtorek
Po południu pogrzeb ks. Pierra van den Madena w Vitry-le-Francois. Liturgii przewodniczy bp Gilbert Louis z Chalons. Na samym początku obrzęd zapalenia świec. Na trumnę nakłada się
albę i fioletową stułę. Rozłożona biała alba każe myśleć o aniołach.
Smutna konstatacja. Średnia wieku księży, którzy przybyli na pogrzeb konfratra, sięga chyba ponad 70 lat. Jedyni młodzi księża to przebywający w diecezji Polacy, którzy są tutaj na kilka
lat bądź kilka miesięcy. Podczas modlitwy powszechnej bardzo miły akcent. Diakon modli się za siostry zakonne oraz kapłanów z Polski, którzy - jak niegdyś ks. Piotr (który był Holendrem)
- przybyli do Francji, by być misjonarzami.
Wieczorem odprawiam Mszę św. w sanktuarium diecezjalnym w L´Epine. Dzisiaj kustoszami sanktuarium z cudowną figurką Matki Bożej są członkowie Wspólnoty "Drzewo Życia".
Przed Mszą św. odmawiamy Różaniec. Nawet w tym objawia się niejednorodność francuskiego Kościoła. Ktoś, zwracając się do Maryi, używa formy grzecznościowej "vous" - wy, ktoś inny bardziej bezpośredniej
"tu" - ty. Problem nie jest taki wcale banalny, zważywszy na to, że do dzisiaj spotyka się rodziny, w których dzieci mówią do swoich rodziców per "vous", co należałoby przetłumaczyć "pani matko",
"panie ojcze".
10 lipca, czwartek
Reklama
W drodze do Dormans zatrzymuję się w Chalons i w Epernay. W Chalons odwiedzam księgarnię Siloë. Pośród wielu interesujących tytułów jeden zajmuje mnie szczególnie. To
książka pt. Dieu? autorstwa znanego naukowca, genetyka francuskiego Alberta Jaquarda, który komentuje poszczególne artykuły Credo. No właśnie, co dla naukowca znaczy słowo "wierzę?". A w pobliskim
kiosku na witrynie niezwykle intrygująca okładka numeru specjalnego miesięcznika ekonomicznego Enjeux. Pośród chmur, siwy starszy pan przypominający do złudzenia Marksa z cygarem w ustach
i napis: Dieu - la valeur qui monte, tzn. Bóg - wartość, która wzrasta. Zestawienie zrazu szokujące, ale kwestie poruszane wcale nie są banalne. Także ekonomia podejmuje tematy religijne, chociażby
związek, jaki jest między religią, pracą a pieniądzem.
W Epernay zatrzymuję się, by w końcu odwiedzić ks. Mariusza Jagielskiego z naszej diecezji. Właśnie kończy pierwszy rok studiów w Instytucie Katolickim w Paryżu
i pracy w parafii w Epernay. Zdaje się, że na początku było mu trochę trudno, ale godzenie obowiązków układa się coraz lepiej. Pracy wcale nie będzie mniej, bo w tym
roku dostali jeszcze jedną parafię. Ks. Mariusz opowiada o swojej młodzieży i o urokach studiów w Paryżu. Cóż, nie każdy ma szczęście bywać na wykładach u wybitnego
teologa prawosławnego Oliviera Clementa w domu!
Gdy ks. Mariusz udaje się na wieczorną Mszę św., ucinam sobie godzinną pogawędkę z ks. Claudem, proboszczem parafii, którego znam od lat. Rozmawiamy o potrzebie kolejnej reorganizacji
diecezji. Już dzisiaj nie wszystkie parafie mają swoich proboszczów. Za kilka lat księży będzie bardzo mało. Trzeba więc już teraz myśleć o tworzeniu większych parafii z silnymi
centrami w miastach. Wszyscy więc doceniają obecność trzech polskich młodych księży, którzy przybyli tutaj na kilka lat. Jest nadzieja, że widok młodego księdza rozbudzi w kimś powołanie.
W końcu docieram do Dormans. Ks. Wojciech jest na spotkaniu grupy synodalnej. Przy kolacji rozmawiam z ks. Edwardem, jego proboszczem o planowanej podróży biskupa do Polski i Wietnamu.
Okazuje się bowiem, że w Wietnamie jest zbyt wielu pragnących wstąpić do seminarium, ale państwo ogranicza liczbę przyjęć. Biskup z Chalons zgodził się przyjąć kilku seminarzystów
na studia. Potem może kiedyś wrócą do rodzinnego kraju. Okazuje się też, iż w okolicy "bawi" kilku kleryków z Łodzi, którzy odbywają tutaj swoją praktykę wakacyjną. Jeden tydzień
spędzili, pracując fizycznie przy remontach, drugi tydzień - pastoralny spędzą we wspólnocie "Chleb Życia", a potem jeszcze kilka dni w klasztorze cysterek. Tak zwane
przyjemne z pożytecznym. Hitem wieczoru jest informacja, że kleryków podczas zwiedzania zamku przyjęła sama księżna de Rochefoucault.
11 lipca, piątek
W katedrze w Tours wraz z ks. Edwardem uczestniczymy w pogrzebie znanego nam kapłana. I tu średnia wieku księży przytłacza. W katedrze bardzo wielu
ludzi. Zmarły był zamiłowanym przyrodnikiem, podczas liturgii śpiewamy piękny, dziękczynny kantyk stworzenia. Po Mszy św. udajemy się na cmentarz. Rzecz we Francji znamienna, zasadniczo na
cmentarz udaje się sama rodzina i to bez księdza. Oczywiście dzisiaj jest wyjątkowa sytuacja. Jedno Zdrowaś Maryjo, pokropienie wodą święconą. To wszystko.
W powrotnej drodze mijamy potężny korek na autostradzie, który ciągnie się przez ponad 100 km od Orleanu do Paryża. Wakacje to dla Francuzów świętość, nawet za cenę całodniowego korku.
13 lipca, niedziela
Znów Msza św. w St. Amand. Jest przeddzień Święta Narodowego, które we Francji obchodzi się 14 lipca, w dzień zburzenia Bastylii, wybuchu Wielkiej Rewolucji Francuskiej. Modlimy się więc za Francję. Ale to trudna modlitwa. 14 lipca to przecież swoisty dzień żałoby dla francuskiego Kościoła. Wtedy rozpoczęła się rewolta przeciwko Bogu i Kościołowi. W jakimś sensie trwa ona we Francji do dzisiaj.