Ta zachęta św. Pawła stała się dla mnie od wielu lat zaproszeniem do spędzania wakacji w Tatrach. Dlaczego to miejsce zawsze mnie pociąga?
Kocham surowe i majestatyczne piękno gór. Świat widziany z najwyższych szczytów jest zachwycająco piękny, a moje problemy oddalają się, stając się zadziwiająco małe
i nieważne. W najwyższych partiach gór spotykam również niecodziennych ludzi, którzy preferują trud wspinaczki nad wygodny odpoczynek na nizinach. Ludzie w górach stają
się dla siebie bardzo bliscy, pozdrawiają się przyjaźnie, choć widzą się po raz pierwszy. Zawsze można liczyć na ich życzliwość i pomoc, a spotkania mają ciężar gatunkowy niespotykany
niżej. Prawie niemożliwym jest zakosztowanie fizycznej samotności wędrówek w Tatrach, gdyż zawsze są obok życzliwi ludzie, z którymi łatwo nawiązuje się przyjacielskie relacje. Najmilej
wspominam z tegorocznego pobytu wspinaczkę na Krywań i Rysy w towarzystwie pięcioletniej Ani i jej taty. Ta mała, podziwu godna istota była dla mnie nauczycielem
wytrwałości, pogody ducha, zaufania innym, delikatności i niespotykanej troski o drugiego człowieka.
Uczucie zmęczenia spowodowane wspinaczką posiada w sobie jednocześnie trud i piękno pokonywania i odkrywania samego siebie, a stanięcie na szczycie jest
momentem wielkiego podziwu dla Stwórcy, który podtrzymuje nas nieustannie w drodze do wieczności. Przebywanie na szczycie pozwala także doświadczyć wielu paradoksów. Z jednej strony
jest się bliżej słońca, które mocniej penetruje ludzką skórę, a jednocześnie jest tam zawsze o wiele chłodniej i nawet w bezwietrzną pogodę jest wiatr. Dziecinne
marzenie znalezienia się w chmurach jest w rzeczywistości doświadczaniem wilgotnego, niezbyt przyjemnego chłodu, który na szczęście nie trwa długo, gdyż chmury są w ciągłym
ruchu. Jest to niecodzienne doświadczenie dystansu, jaki dzieli nasz wyidealizowany świat od szarej codzienności życia. Pogoda w górach najczęściej bardzo kapryśna i zmienna, w przeciwieństwie
do nieruchomo osadzonych szczytów, nie przeszkadza w odpoczynku. Marsz w deszczu i towarzyszącym mu chłodzie pogłębia jedynie tęsknotę za ciepłem schroniska
i spotkaniem z ludźmi. Kontakt z surową i bardzo wymagającą górską naturą leczy, wycisza, uwrażliwia, a czyste i ostre powietrze hartuje
i odtruwa.
Każdy pobyt w Tatrach jest dla mnie powrotem do tych wszystkich biblijnych gór, gdzie człowiek spotykał się z Bogiem. Droga do zjednoczenia z Nim przypomina górską
wspinaczkę. Chęć spotkania z Najwyższym dodaje mocy i skrzydeł trudzącemu się człowiekowi. Bóg jest bytem duchowym, diametralnie różnym od człowieka i dlatego jedynie
przechodząc siebie można Go niejako „dosięgnąć”. Górska wspinaczka jest wyjątkową formą ascezy, która ukierunkowując na szczyt, mobilizuje wszystkie nasze ludzkie wysiłki i władze.
Uczy ona wytrwałości i wierności w dążeniu do celu i w pokonywaniu własnych ograniczeń. Przekraczanie siebie wyzwala tęsknotę za czymś więcej i tę
tęsknotę może zaspokoić tylko Stwórca. Doświadczając surowego piękna gór, prawdy o swojej małości i wielkości Boga oraz bezinteresownego dobra spotykanych ludzi doznaje się „dotknięcia”
tego, co nieskończone i wieczne.
Ojciec Serafin z góry Athos pisze w swojej medytacji:
„Kiedy się modlisz, bądź jak góra nieruchomo osadzona w ciszy.
Jej myśli zakorzenione są w wieczności.
Nie rób niczego, siedź, bądź, a poznasz owoce płynące z modlitwy”.
Czas wakacji jest jedną z najlepszych okazji, by pogłębić nasze relacje z Bogiem i innymi, na które nie pozwala nam brak czasu czy codzienne zabieganie. Pozwólmy, by miejsce naszego odpoczynku nam w tym pomogło. Wykorzystajmy czas wakacyjnego „zatrzymania się”, by naszemu życiu nadać wymiary wieczności.
Pomóż w rozwoju naszego portalu