Przed Jasnogórskim Cudownym Obrazem trzech księży rozpoczyna Mszę św. Główny celebrans informuje, że modlimy się o zdrowie Mariana. Dwie osoby, kobieta i mężczyzna przepychają się
do przodu. Dotarli za kratę, przed sam Obraz. Modlą się. Przystępują do Komunii Świętej. Zapytałem ich po Mszy św. kto to jest Marian. Opowiadają. To nasz syn. Ma 25 lat. Skończył studia. Znalazł
pracę. Ma dziewczynę. Chcą się pobrać. Kilka dni temu pogotowie zabrało go z pracy do szpitala. Rozpoznanie - trzustka. Lekarze walczą. Mówią, że stan jest bardzo ciężki. My przyjechaliśmy
tutaj - opowiadają spokojnie. Tacy pogodni. Chyba nawet zadowoleni. Wie pan, ta Msza św., tutaj, tak szybko, może wyjdzie z tego.
Patrzę na nich i tak sobie myślę, jaki podobny ten ojciec do mojego ulubionego bohatera z Biblii - Abrahama. Tutaj ojciec i tam, cztery tysiące lat temu, też
ojciec. Tutaj syn w sytuacji powszechnie odbieranej jako beznadziejna i tam też syn prowadzony przez ojca na śmierć. I jeszcze jedno zbliżenie, chyba najważniejsze bo
dotykające sedna Ewangelii. Tutaj i tam nadzieja. Ciągle, pomimo tysięcy lat, ta sama nadzieja. Prowadzę syna na ofiarę, bo tak chciałeś Panie. Nie przyjąłeś tej ofiary. Nie dopuściłeś do niej.
Oddałeś mi syna. I ten współczesny Abraham - lekarze mówią trzustka, rak. Wiadomo o co chodzi. A jednak przyjechał tutaj. 300 km. I składa tego Mariana
- Panie zostaw go - chyba tak się modlił.
Odprowadziłem ich do samochodu, odjechali, do Legnicy, tam mieszkają.
Trudno znaleźć wyraźniejsze ślady Ewangelii. Tym bardziej, że te są świeże, aktualne. Wydarzyło się to na Jasnej Górze 30 sierpnia bieżącego roku o godz. 18.00.
Pomóż w rozwoju naszego portalu