Rok 1979. W drodze na pierwszą Eucharystię Ojca Świętego w Ojczyźnie mijam jakieś boisko szkolne, na którym odbywają musztrę oddziały ORMO. Na Starym Mieście długi szereg
armatek wodnych. Liczę. Czterdzieści dziewięć! Plac Zwycięstwa. Stoję daleko od ołtarza. Powoli płyną godziny. Ale wiem, przeczuwam, że to oczekiwanie na niego ma pewien niezwykły wymiar. Że czekając
tu na niego, nie jesteśmy już ani zastraszonym tłumem, ani „masami ludowymi”, ani katolickim „ciemnogrodem”. Że w tym dniu stanowimy naród, który ma swoje niezbywalne
prawa i godność. Nigdy nie zapomnę oklasków, które jak ptaki unosiły się wtedy nad Placem Zwycięstwa po każdym fragmencie jego homilii. I tego zaciskającego gardło wzruszenia, gdy
padły słowa: „Niech zstąpi Duch Twój i odnowi oblicze ziemi. Tej ziemi”.
Rok 1981. Rzym. Chłodny, grudniowy poranek. Dwudziestu polskich księży wędruje przez senne miasto na Watykan. Ojciec Święty zaprosił nas do siebie na polskie Roraty. Ubieramy się w szaty
liturgiczne, wchodzimy do kaplicy. Jan Paweł II klęczy, zatopiony w modlitwie. Potem wstaje, pozdrawia nas skinieniem głowy, przywdziewa albę, ornat i rozpoczyna Eucharystię.
Spuśćcie nam na ziemskie niwy - Ojciec Święty powoli i z prostotą sprawuje święte znaki rzymskiej liturgii. Tego dnia jednak wydarza się coś, czego nie ma w żadnym
rzymskim rytuale. Gdy po Przeistoczeniu Ojciec Święty ukazuje Ciało i Krew Pańską, wszyscy widzimy, że z jego oczu płyną ciężkie łzy... Po Mszy św. odbywa się krótkie spotkanie.
Nikt z nas nie ośmiela się postawić pytania o powód tego wzruszenia. Kilka dni później w Polsce zostaje ogłoszony stan wojenny.
Rok 1991. Czerwcowa noc w Płocku. Jan Paweł II jest wśród nas. Przemoczeni pielgrzymi powrócili do domów, ustały śpiewy dzieci i młodzieży przy Domu Biskupim. Dopiero
teraz sięgam po tekst homilii Ojca Świętego, wygłoszonej od pięknego, dostojnego ołtarza z wizerunkiem Miłosiernego Jezusa. Czytam: „Trzeba się uczyć, jak być wolnym w różnych
wymiarach życia i stąd wydaje mi się, że te katechezy związane z Dekalogiem są może najlepszą przysługą, jaką pielgrzymujący Papież mógł oddać rodakom w czasie tej pielgrzymki”.
To właśnie w Płocku Ojciec Święty zamknął rozważania o Dekalogu, wypowiadane podczas pierwszej pielgrzymki w wolnej Polsce. Jakby właśnie nam chciał powierzyć swoją refleksję
nad Tablicami Przykazań.
Rok 2002. Upalne, sierpniowe południe w Krakowie. Chroniąc się przed promieniami słońca pod betonowymi stropami powoli wznoszonej biblioteki Papieskiej Akademii Teologicznej, czekamy
na Ojca Świętego, który obiecał choćby przez chwilę spotkać się tutaj z przedstawicielami polskich uczelni. Słuchamy przez radio transmisji Mszy św. z sanktuarium w Łagiewnikach.
Bezbrzeżnie zmęczony Papież wspomina: „Przychodziłem tutaj zwłaszcza podczas okupacji, kiedy pracowałem w pobliskim Solvayu. Do dziś pamiętam tę drogę, którą odbywałem codziennie, przychodząc
w drewnianych butach. Takie się wówczas nosiło. Jak można było sobie wyobrazić, że ten człowiek w drewniakach kiedyś będzie konsekrował bazylikę Miłosierdzia Bożego w krakowskich
Łagiewnikach!”. Pół godziny później Jan Paweł II jest na campusie uniwersyteckim. Nie wychodzi z samochodu, ale doskonale widać jego sylwetkę, jakby wykutą z granitu.
Obok mnie stoi ks. Bortkiewicz, dziekan wydziału poznańskiego. Mówię do niego szeptem coś, co mi przychodzi w tym momencie do głowy: „Patrz, to jest Skała...”. Człowiek w drewniakach...
Skała Kościoła przełomu tysiącleci.
Pomóż w rozwoju naszego portalu