Reklama

„Chrystus nie jest perfumowany”

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

„Świętość - nie jest luksusem dostępnym nielicznym - mawiała Matka Teresa. - To zwykły obowiązek, wasz i mój. Na świecie jest tylu ubogich tylko dlatego, że nie daliśmy z siebie dostatecznie dużo”.
Matka Teresa, uważana już za życia za świętą, spędziła 32 lata w Kalkucie, żyjąc wśród najuboższych z ubogich jako jedna z nich. Miała dar skupiania uwagi na osobie, z którą przebywała. Cechowała ją ogromna serdeczność i promienny uśmiech wobec wszystkich, bo jak zwykła mówić - wszyscy jesteśmy dziećmi Boga. Daleka od sentymentalizmu, posiadała zdolności praktyczne i organizacyjne oraz ogromną bystrość umysłu, połączoną z intuicją - co wcale nie pomniejszało jej duchowości. Przeciwnie - właśnie jej duchowość kształtowała te cechy w określony sposób. Miała też duże poczucie humoru, tak bardzo ważne w obcowaniu z innymi. Była uparta i skromna, obdarzona silną wolą, śmiała, zdecydowana, nie znająca lęku, bo czuła, że Bóg jest u jej boku. Ci, co ją znali, potwierdzali szeroko rozpowszechnioną opinię, że: „Matka dostaje to, czego chce”, bo rozsiewała nie tylko miłość, ale też budziła ją w innych, a jej poświęcenie wzruszało zarówno ubogich, jak i możnych, niezależnie od rasy czy wyznania.
Amerykański senator Edward Kennedy, oglądając w roku 1971 jej pracę, płakał publicznie. W piętnaście lat później lord Runcie, arcybiskup Canterbury, chciał uklęknąć i ucałować jej stopy, wyznając, że w całym swoim życiu nie odbył drugiego „tak bardzo podnoszącego na duchu spotkania z pokorą”. Wszystko dlatego, że dla Matki Teresy każdy był Chrystusem, a ponieważ istnieje tylko jeden Jezus, osoba którą spotykała w danej chwili, była dla niej jedyną osobą na świecie. Nic więc dziwnego, że po spotkaniu z nią każdy odchodził ożywiony przekonaniem, że przynajmniej przez chwilę był kimś najważniejszym na świecie.
Jej wielkie dzieło zapoczątkował „przypadek”: „Zobaczyłam kobietę umierającą na ulicy tuż przed szpitalem Campbella. Podniosłam ją i zabrałam do szpitala, odmówiono jednak jej przyjęcia, bo była biedna. Umarła na ulicy. Zrozumiałam, że muszę mieć dom dla umierających, miejsce odpoczynku dla ludzi, którzy idą do nieba”. To zdarzenie otworzyło jej oczy na sprawę, której oddała całe swoje życie, zakładając Zgromadzenie Sióstr Misjonarek Miłości, którego macierzysty dom mieści się w archidiecezji kalkuckiej. To z niego siostry zawędrowały już do 105 krajów - co jest zasługą Matki Teresy, jej ogromnego zaufania Bogu do tego stopnia, że nie oparła funkcjonowania domu na żadnych stałych dotacjach. „Bo - mówiła - Bóg przez cały czas dba o jej dzieło, więc nikt nie odchodzi głodny. Nawet wtedy, kiedy wydaje się, że tym razem będzie inaczej, zjawia się nagle ktoś z potrzebną ofiarą, gdyż Bóg wychodzi naprzeciw potrzebom tych, którzy pokładają w Nim pełną ufność”.
Matka Teresa wraz z innymi swoimi siostrami żyła bardzo skromnie. Ten wymóg mieści się w jej regule. Siostry muszą żyć na poziomie tych najbiedniejszych z biednych. Ich szaty mieszczą się w tobołkach lub węzełkach, które służą też do podpierania głów chorych kaszlących w nocy. Mimo to ich sari z niebieskimi paskami jest zawsze czyste, dotyczy to również i pomieszczeń, które zajmują one i ich podopieczni.
Dzień zaczyna się pobudką o godz. 4.40 w ciągu tygodnia (niedziela - godz. 4.15), między godz. 5.10 a 6.45 odbywają się modlitwy, medytacja i Msza św. Następnie śniadanie, by o 7.45 znaleźć się już na ulicach Kalkuty. Tuż po południu następuje powrót do macierzystego domu na modlitwę i obiad, po którym na siostry czekają prace domowe, po czym na stanowcze zalecenie Matki Teresy siostry wypoczywają przez pół godziny. Potem znowu modlitwa, następnie pół godziny czytania duchowego i powrót do obowiązków w mieście, skąd wracają o godz. 18.00 na modlitwę i adorację Najświętszego Sakramentu. W czasie kolacji słuchają czytania duchowego. Wieczór poświęcają na drobne naprawy, a także na rekreację przed wieczorną modlitwą. Kładą się spać o godz. 22.00. Rekreacja jest jedną z niewielu chwil w ciągu dnia, kiedy są dopuszczalne rozmowy nie dotyczące bezpośrednio pracy.
Kiedy przybyło sióstr w Zgromadzeniu, było możliwe otworzenie domów dla trędowatych i niechcianych dzieci, które w oczach Matki Teresy były małym Chrystusem, a uśmiercanie ich wydawało się jej równe ukrzyżowaniu. Postanowiła więc zwalczać aborcję, upowszechniając adopcję przez rozsyłanie do wszystkich klinik, szpitali, posterunków policji wiadomości: „Proszę, nie zabijajcie dzieci. My się nimi zajmiemy”.
W 1969 r. otrzymała Pokojową Nagrodę Nobla, którą w całości przeznaczyła dla swoich biednych razem z kwotą, którą miano wydać na przyjęcie z tej okazji. Matka Teresa poprosiła, żeby dano ją dla biednych. Kiedy otrzymała w prezencie od papieża Pawła VI ambulans, ułatwiło jej to rozwożenie żywności do ośrodków dla trędowatych, a także darmowych leków. Znaleźli się też lekarze, którzy bezinteresownie leczyli najbiedniejszych z biednych, o których tak dalece dbała, że nie zgodziła się na lepsze wyposażenie tych ośrodków, np. w tak potrzebne wentylatory czy pralki, chcąc, by Misjonarki Miłości korzystały przy pracy tylko z najprostszych, najniezbędniejszych środków. Dzięki temu nie obawiali się przyjść do nich nawet najsłabsi, a one lepiej mogły ich zrozumieć. Przyjmowanie skomplikowanego wyposażenia czy nowoczesnego sprzętu byłoby pierwszym krokiem do zamienienia domów w instytucje, które z natury przyznają pierwszeństwo i najlepszą opiekę pacjentom mającym największą szansę na powrót do zdrowia i w ten sposób umierający zostaliby odtrąceni.
Będąc pod wrażeniem działań Misjonarek Miłości, władze Delhi zwróciły się do Matki Teresy z prośbą, aby przeszkoliła grupę pracowników pomocy społecznej, sądząc, że sekret jej pracy musiał polegać na stosowaniu jakiejś nowej, zaawansowanej techniki, stanowiącej nowy rozdział w podręcznikach socjologii. Matka Teresa odmówiła. „Sukces” według niej zależał całkowicie od tego, że w nędzarzu rozpoznawano Chrystusa, a także od wartości duchowych, w których ludzie zaangażowani w pracę społeczną - skądinąd godną pochwały i pożyteczną - nie pokładali dostatecznej wiary. Będąc wierną córką Kościoła rzymskokatolickiego, wymagała od sióstr dążenia do doskonałości. Prawie przez 10 lat od założenia Zgromadzenia Sióstr Misjonarek Miłości jego działalność zamykała się w granicach diecezji kalkuckiej (ze względu na prawo kanoniczne), by po upływie tego czasu rozszerzyć się na inne diecezje, a z czasem na cały świat. W 1965 r. wyruszyła w pierwszą zagraniczną podróż, udając się do Rzymu, by osobiście przedłożyć ówczesnemu papieżowi Janowi XXIII prośbę o oficjalne ustanowienie zgromadzenia na prawie papieskim. W kilka miesięcy po tym na prośbę arcybiskupa Wenezueli przybyła z pięcioma siostrami, by tam rozpocząć swoją działalność; następnie przyszło zaproszenie z Rzymu z prośbą o pracę wśród ubogich - chociaż w Rzymie było 22 tys. zakonnic należących do 1200 zgromadzeń. Ponieważ prośba pochodziła od samego Papieża, nie wchodziło w grę uchylenie się od tej służby. Odtąd zaproszenia zaczęły napływać w niebywałym tempie z innych zakątków świata, takich jak Tanzania, Palestyna, Londyn, w którym poruszyło Matkę Teresę ubóstwo środowisk dobrze sytuowanych. Spotkała się tam bowiem z innym rodzajem ubóstwa: ubóstwem duchowym, ubóstwem samotności i ubóstwem wynikającym stąd, że człowiek czuje się nikomu niepotrzebny. Zobaczyła, że świat nęka choroba groźniejsza niż trąd czy rak - uczucie, że jest się niepotrzebnym. Londyn nie okazał się wyjątkiem. Pozorny dobrobyt innych miast Europy i Stanów Zjednoczonych krył podobne przejawy nędzy. Zrozumiała wtedy, że bycie niechcianym to najstraszniejsza ze wszystkich chorób. W maju 1987 r. Watykan wydał oświadczenie, które musiało jej przynieść szczególną satysfakcję. Śmiałe sugestie, kierowane pod adresem wyższych dostojników Kościoła, że chętnie wprowadziłaby swych biedaków do niektórych z ich imponujących budowli, najwyraźniej poskutkowały. Papież Jan Paweł II, dokonując radykalnego kroku o historycznym znaczeniu, podpisał decyzję o budowie schroniska dla ubogich. Nowy budynek zaprojektował czołowy włoski artysta Angelo Malfatta, a miał on stanąć na pustym dziedzińcu w pobliżu watykańskiego Świętego Oficjum. Posługiwać w nim miały Misjonarki Miłości ku wielkiej radości Matki Teresy. W związku z rozszerzającą się coraz bardziej działalnością zaczęły napływać do niej propozycje regularnych wpłat, których konsekwentnie odmawiała, podkreślając z naciskiem, że jest to sprzeczne z jej dziełem. „Nie chcę, żeby nasza działalność wiązała się z jakimiś interesami” - mówiła. „Musi pozostać dziełem miłości. Chcę, byście całkowicie ufały, że Bóg nas nie zawiedzie. Weźcie Go za słowo: szukajcie najpierw Królestwa Niebieskiego, a wszystko inne będzie wam dodane. Radość, pokój i jedność są ważniejsze od pieniędzy”. Na 72. Międzynarodowej Konwencji Rotarian w Brazylii powiedziała do 12 tys. osób: „Nie potrzebujemy waszych pieniędzy, lecz waszego czasu. Chcemy, byście wszyscy ofiarowali ubogim SIEBIE... Sądzę, że wszyscy, i wy i ja, powinniśmy zacząć dzielić się tym, co mamy. Taka postawa przyniesie z pewnością lepsze zrozumienie między narodami”. Była bowiem przekonana, że jeżeli Bóg czegoś od niej zażąda, to zapewni jej też niezbędne środki. I tak też było, dlatego chyba jako jedyna zdobyła tak różnorodną liczbę nagród, łącznie ze złotym medalem Leninowskim, a symbol organizacji FAO w postaci twarzy bogini Ceres nosi rysy jej twarzy. Była też podejmowana nie tylko przez papieży, ale i głowy koronowane, zarówno przez cesarzy, jak i dostojników komunistycznych, bo wszystkich traktowała jednakowo - pamiętając, że wszyscy są dziećmi Bożymi i na wszystkich Bogu zależy. Uczestnicząc w różnych kongresach, zjazdach czy sympozjach, na które była zapraszana, nie dała się nigdy wciągnąć w sprawy polityczne, uważając - czego uczyła też siostry - że przywódcy państw znają swoje obowiązki. Rolą zaś Misjonarek Miłości nie jest dyskutować nad słusznością czy błędami ich posunięć politycznych, lecz modlenie się o to, by wypełniali swoje obowiązki z godnością, kierując się sprawiedliwością. Nie umniejszało to jej zdolności zawierania przyjaźni z ludźmi o wyraźnych poglądach politycznych, ani też - co oczywiste - jej umiejętności wywierania wpływu na rywalizujących ze sobą przywódców światowych.
Jej wyczerpane serce uderzyło ostatni raz 5 września 1997 r. 13 września ciało Matki Teresy przewieziono ulicami Kalkuty na tej samej lawecie, którą wieziono ciała Mahatmy Gandiego i Jawaharlala Nehru. Wieziono ją wśród tłumów ludzi, między którymi nie brakowało też głów koronowanych. Ciało Matki Teresy spoczęło w macierzystym domu pod gładką kamienną płytą w centrum nieustannej modlitwy, blisko tych, którym służyła.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

2003-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Zakrwawiony mężczyzna wtargnął na ambonę w Gliwicach. Skandal po Mszy św. za ofiary katastrofy smoleńskiej

2025-04-12 10:30

[ TEMATY ]

Gliwice

pixabay.com

Do skandalicznego incydentu doszło w czwartek wieczorem w kościele św. Barbary w Gliwicach. Po zakończeniu Mszy św. w intencji ofiar katastrofy smoleńskiej na ambonę wtargnął młody mężczyzna z zakrwawionymi dłońmi. Zaczął krzyczeć niezrozumiałe i obraźliwe słowa, pobrudził ołtarz oraz szaty liturgiczne. Został wyprowadzony z kościoła przez księdza i wiernych, w tym członków Klubu Gazety Polskiej.

— Trwał śpiew kończący Mszę św. Zszedłem do zakrystii, gdy nagle usłyszałem, że ktoś mówi do mikrofonu. Wróciłem i zobaczyłem obcego mężczyznę na ambonie. Miał zakrwawione ręce i ubrudził nimi obrus oraz szaty. Natychmiast podjąłem próbę wyprowadzenia go – relacjonuje ks. ppłk Mariusz Antczak, proboszcz parafii św. Barbary, w rozmowie z Dziennikiem Zachodnim.
CZYTAJ DALEJ

Niedziela Palmowa

Szósta niedziela Wielkiego Postu nazywana jest Niedzielą Palmową, czyli Męki Pańskiej, i rozpoczyna obchody Wielkiego Tygodnia.

W ciągu wieków otrzymywała różne określenia: Dominica in palmis, Hebdomada VI die Dominica, Dominica indulgentiae, Dominica Hosanna, Mała Pascha, Dominica in autentica. Niemniej, była zawsze niedzielą przygotowującą do Paschy Pana. Liturgia Kościoła wspomina tego dnia uroczysty wjazd Pana Jezusa do Jerozolimy, o którym mówią wszyscy czterej Ewangeliści ( por. Mt 21, 1-10; Mk 11, 1-11; Łk 19, 29-40; J 12, 12-19), a także rozważa Jego Mękę. To właśnie w Niedzielę Palmową ma miejsce obrzęd poświęcenia palm i uroczysta procesja do kościoła. Zwyczaj święcenia palm pojawił się ok. VII w. na terenach dzisiejszej Francji. Z kolei procesja wzięła swój początek z Ziemi Świętej. To właśnie Kościół w Jerozolimie starał się jak najdokładniej "powtarzać" wydarzenia z życia Pana Jezusa. W IV w. istniała już procesja z Betanii do Jerozolimy, co poświadcza Egeria. Według jej wspomnień patriarcha wsiadał na oślicę i wjeżdżał do Świętego Miasta, zaś zgromadzeni wierni, witając go w radości i w uniesieniu, ścielili przed nim swoje płaszcze i palmy. Następnie wszyscy udawali się do bazyliki Anastasis (Zmartwychwstania), gdzie sprawowano uroczystą liturgię. Owa procesja rozpowszechniła się w całym Kościele mniej więcej do XI w. W Rzymie szósta niedziela Przygotowania Paschalnego była początkowo wyłącznie Niedzielą Męki Pańskiej, kiedy to uroczyście śpiewano Pasję. Dopiero w IX w. do liturgii rzymskiej wszedł jerozolimski zwyczaj procesji upamiętniającej wjazd Pana Jezusa do Jerusalem. Obie tradycje szybko się połączyły, dając liturgii Niedzieli Palmowej podwójny charakter (wjazd i Męka) . Przy czym, w różnych Kościołach lokalnych owe procesje przyjmowały rozmaite formy: biskup szedł piechotą lub jechał na osiołku, niesiono ozdobiony palmami krzyż, księgę Ewangelii, a nawet i Najświętszy Sakrament. Pierwszą udokumentowaną wzmiankę o procesji w Niedzielę Palmową przekazuje nam Teodulf z Orleanu (+ 821). Niektóre też przekazy zaświadczają, że tego dnia biskupom przysługiwało prawo uwalniania więźniów (czyżby nawiązanie do gestu Piłata?). Dzisiaj odnowiona liturgia zaleca, aby wierni w Niedzielę Męki Pańskiej zgromadzili się przed kościołem (zaleca, nie nakazuje), gdzie powinno odbyć się poświęcenie palm, odczytanie perykopy ewangelicznej o wjeździe Pana Jezusa do Jerozolimy i uroczysta procesja do kościoła. Podczas każdej Mszy św., zgodnie z wielowiekową tradycją czyta się opis Męki Pańskiej (według relacji Mateusza, Marka lub Łukasza - Ewangelię św. Jana odczytuje się w Wielki Piątek). W Polsce istniał kiedyś zwyczaj, że kapłan idący na czele procesji trzykrotnie pukał do zamkniętych drzwi kościoła, aż mu otworzono. Miało to symbolizować, iż Męka Zbawiciela na krzyżu otwarła nam bramy nieba. Inne źródła przekazują, że celebrans uderzał poświęconą palmą leżący na ziemi w kościele krzyż, po czym unosił go do góry i śpiewał: "Witaj krzyżu, nadziejo nasza!". Niegdyś Niedzielę Palmową na naszych ziemiach nazywano Kwietnią. W Krakowie (od XVI w.) urządzano uroczystą centralną procesję do kościoła Mariackiego z figurką Pana Jezusa przymocowaną do osiołka. Oto jak wspomina to Mikołaj Rey: "W Kwietnią kto bagniątka (bazi) nie połknął, a będowego (dębowego) Chrystusa do miasta nie doprowadził, to już dusznego zbawienia nie otrzymał (...). Uderzano się także gałązkami palmowymi (wierzbowymi), by rozkwitająca, pulsująca życiem wiosny witka udzieliła mocy, siły i nowej młodości". Zresztą do dnia dzisiejszego najlepszym lekarstwem na wszelkie choroby gardła według naszych dziadków jest właśnie bazia z poświęconej palmy, którą należy połknąć. Owe poświęcone palmy zanoszą dziś wierni do domów i zawieszają najczęściej pod krzyżem. Ma to z jednej strony przypominać zwycięstwo Chrystusa, a z drugiej wypraszać Boże błogosławieństwo dla domowników. Popiół zaś z tych palm w następnym roku zostanie poświęcony i użyty w obrzędzie Środy Popielcowej. Niedziela Palmowa, czyli Męki Pańskiej, wprowadza nas coraz bardziej w nastrój Świąt Paschalnych. Kościół zachęca, aby nie ograniczać się tylko do radosnego wymachiwania palmami i krzyku: " Hosanna Synowi Dawidowemu!", ale wskazuje drogę jeszcze dalszą - ku Wieczernikowi, gdzie "chleb z nieba zstąpił". Potem wprowadza w ciemny ogród Getsemani, pozwala odczuć dramat Jezusa uwięzionego i opuszczonego, daje zasmakować Jego cierpienie w pretorium Piłata i odrzucenie przez człowieka. Wreszcie zachęca, aby pójść dalej, aż na sam szczyt Golgoty i wytrwać do końca. Chrześcijanin nie może obojętnie przejść wobec wiszącego na krzyżu Chrystusa, musi zostać do końca, aż się wszystko wypełni... Musi potem pomóc zdjąć Go z krzyża i mieć odwagę spojrzeć w oczy Matce trzymającej na rękach ciało Syna, by na końcu wreszcie zatoczyć ciężki kamień na Grób. A potem już tylko pozostaje mu czekać na tę Wielką Noc... To właśnie daje nam Wielki Tydzień, rozpoczynający się Niedzielą Palmową. Wejdźmy zatem uczciwie w Misterium naszego Pana Jezusa Chrystusa...
CZYTAJ DALEJ

Kto jest winny aborcji w 9. miesiącu ciąży w Oleśnicy?

2025-04-14 07:37

[ TEMATY ]

aborcja

Zły stan psychiczny, natarczywy adwokat proaborcyjnej FEDERY oraz uległość lekarzy wystarczą by zabić dziecko w 9. miesiącu ciąży bez zmiany ustawy. Chłopca zabito śmiertelnym zastrzykiem w szpitalu w Oleśnicy. Jak do tego doszło skoro lekarze w Łodzi twierdzili, że jego aborcja jest sprzeczna z prawem?

Chłopiec miał już 37 tygodni życia, a więc w świetle nomenklatury medycznej nie był nawet wcześniakiem. W ginekologicznym szpitalu w Łodzi nie chciano go zabić, choć adwokat fundacji FEDERA żądał „indukcji asystolii płodu”, czyli zabicia dziecka zdolnego do życia poprzez wbicie igły do jego serca z podaniem chlorku potasu. - Zaproponowaliśmy natychmiastowe rozwiązanie przez cięcie cesarskie (ze względu na zły stan psychiczny Pani Anity) w znieczuleniu ogólnym z objęciem dziecka wysokospecjalistycznym leczeniem pediatrycznym. Oznacza to, że zaproponowaliśmy Pani Anicie niezwłoczne zakończenie ciąży, co nie jest jednoznaczne z uśmierceniem płodu zdolnego do życia – napisał w oświadczeniu prof. Piotr Sieroszewski, kierownik ginekologii szpitala w Łodzi i prezesa Polskiego Towarzystwa Ginekologów i Położników.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję