- Ks. Niedzielaka poznałem w 1967 r., gdy zostałem wikariuszem parafii Matki Bożej Loretańskiej - wspomina ks. inf. dr Zdzisław Król, obecnie wikariusz biskupi ds. charytatywnych w archidiecezji warszawskiej.
Zapamiętał go jako człowieka odważnego i jako proboszcza, który potrafił wciągnąć młodych księży i dzielić się z nimi odpowiedzialnością za pracę duszpasterską w parafii. Ks. Niedzielak potrafił stworzyć
prawdziwą wspólnotę, był koleżeński i przyjazny. - Po obiedzie razem graliśmy w siatkówkę, nieraz jeździliśmy też na basen. Starsi mieszkańcy parafii Matki Bożej Loretańskiej pamiętają, jak po niedzielnych
Mszach św. na terenie przykościelnym tworzyły się grupki wiernych, którzy chętnie rozmawiali z ks. Niedzielakiem, ale także z młodszymi księżmi wikariuszami, wśród nich nieżyjącymi już dzisiaj - ks. Kazimierzem
Wilkowskim i ks. Franciszkiem Rogulskim. Atmosfera była bardzo dobra, rozmowy nieraz przeciągały się długo.
W drugiej połowie lat siedemdziesiątych pojawiły się oskarżenia pod adresem ks. Niedzielaka. Niektóre z nich tak formułowano, że stwarzały pozory prawdy. W tej sytuacji władze kościelne przeniosły
kapłana do kościoła na Powązkach. Wiele znajomości i przyjaźni jednak pozostało.
Wróg Polski Ludowej
Reklama
UB, a później SB uważało ks. Niedzielaka za osobę niebezpieczną dla komunistycznego ustroju. Wiedział o zbrodniach i potajemnych pochówkach, znał naocznych świadków, nie godził się na fałszowanie historii.
Pierwsza próba aresztowania go miała miejsce w 1947 r., ale zakończyła się niepowodzeniem. Ocalał dzięki przytomności umysłu brata. Później przez jakiś czas ukrywał się. Była też nieudana próba porwania.
O faktach tych wspomina w swojej książce Ostatnia ofiara Katynia brat kapłana Piotr Niedzielak.
Ks. inf. Król dotarł w Instytucie Pamięci Narodowej do teczek założonych przez władzę „ludową” ks. Niedzielakowi. Noszą one oznaczenia 0678/143 t. I i 0678/143 t. II. Z zebranego tam materiału wynika,
że był on śledzony od pierwszych lat swego kapłaństwa. Są protokoły agentów, którzy zdawali relacje ze spotkań dekanalnych z księżmi ówczesnego dekanatu Praga Północ (ks. Niedzielak był jego wieloletnim
dziekanem). Oceniano, że jest osobą wiernie wypełniającą polecenia kurialne. - Byłem zaskoczony, że od tylu lat trwała inwigilacja. Sprytnie podsyłano mu agentów, na ogół osoby, które dotknęło nieszczęście.
Ksiądz był bardzo gościnny, zapraszał wiele osób, a wśród nich znajdowali się także agenci - mówi ks. Król.
Władza komunistyczna nie mogła mu darować odważnych homilii wygłaszanych z okazji ważnych rocznic religijno-patriotycznych - 3 maja, 15 sierpnia, 17 września i 11 listopada. Szczególnie znienawidzony
był za Msze św. w ostatnią niedzielę kwietnia, kiedy wraz z wiernymi modlił się za pomordowanych na Wschodzie. Był jednym z pierwszych Polaków w kraju znającym prawdę o zbrodni dokonanej na polskich oficerach
przez NKWD. Na dwa lata przed swą śmiercią mówił: „Zostawili nam testament, w którym napisali własną krwią - abyśmy nie zawierali kompromisu z wrogiem, który za wszelką cenę chce zniszczyć nasze progi
rodzinne, progi ojczyźniane; żebyśmy nie zawierali kompromisu ze złym, z mocami szatana”. Niedługo przed śmiercią zwierzył się: „Chciałbym, o ile Pan Bóg mi na to pozwoli, zakończyć wszystkie prace dotyczące
przekształcenia kościoła św. Karola Boromeusza w Sanktuarium Poległych na Wschodzie i chciałbym doczekać obchodów 200-lecia Powązek”. Niestety, nie dane mu było tego dożyć. Kiedy 25 stycznia 1989 r. otwarto
sejf znajdujący się w jego mieszkaniu, znaleziono w nim jako największy (i jedyny!) skarb - maleńką urnę z ziemią katyńską.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Bogu i Ojczyźnie
Urodził się w Płocku 1 września 1914 r. w rodzinie głęboko religijnej o długich tradycjach patriotycznych. Po ukończeniu gimnazjum wstąpił do Wyższego Metropolitalnego Seminarium Duchownego w Warszawie.
Święcenia kapłańskie przyjął 23 czerwca 1940 r. z rąk bp. Stanisława Galla. Jako wikariusz pracował w parafiach Wiskitki i Bolimów k. Łowicza oraz w samym Łowiczu. Podczas okupacji wstąpił do Narodowej
Organizacji Wojskowej obwodu Łowicz, gdzie przybrał ps. „Zielony”. Był kapelanem Armii Krajowej walczącej Warszawy. Jako kurier przewoził zaszyfrowane wiadomości do kard. Adama Sapiehy. Współpracował
z Delegaturą Rządu na województwo łódzkie, kierował pracami Czerwonego Krzyża i Rady Opiekuńczej.
W 1946 r. wstąpił w Warszawie do podziemnej organizacji Wolność i Niezawisłość. Odbudowywał kościół Świętej Trójcy, a także kościół Wszystkich Świętych. W 1956 r. został rektorem kościoła św. Karola
Boromeusza na Powązkach i dyrektorem cmentarzy warszawskich. W latach 1961-1977 był proboszczem parafii Matki Bożej Loretańskiej. W r. 1977 powrócił na Powązki, gdzie był ponownie rektorem, a po utworzeniu
parafii, pierwszym proboszczem.
„Nieznani sprawcy”
Ks. Król, wówczas kanclerz Kurii, wspomina ostatnią rozmowę z ks. Niedzielakiem na Miodowej. „Oni mnie zabiją” - powiedział mu na kilka dni przed śmiercią. - Kiedy powiadomiono nas o jego śmierci, natychmiast
udaliśmy się z ks. prał. Grzegorzem Kalwarczykiem na miejsce zbrodni. Dla mnie nie ulegało wątpliwości, że zbrodnia została dokonana. Mówiłem o tym w wywiadach dla Wolnej Europy i Głosu Ameryki.
Nieco inaczej patrzył wtedy na sprawę ks. prał. Grzegorz Kalwarczyk, obecny kanclerz Kurii. - Widziałem jak ks. Niedzielak leżał przy oknie, obok przewrócone było krzesło. Pomyślałem, że może chciał
zasłonić okno i przewrócił się uderzając głową. Wyrzucam sobie dzisiaj może zbyt dużą wówczas łatwowierność wobec tego, co się stało - wspomina po latach ks. Kalwarczyk. Zbrodnia była doskonała, wykonywali
ją fachowcy. Zabójstwo ks. Niedzielaka rozpoczęło serię morderstw, której ofiarami padli potem ks. Jerzy Popiełuszko, ks. Sylwester Zych, wszyscy z archidiecezji warszawskiej. Na liście byli także inni
księża - podkreśla ks. Kalwarczyk.
Zdaniem ks. Króla śledztwo było prowadzone nierzetelnie, a ci którzy chcieli dojść do prawdy, zostali wycofani z jego prowadzenia. Dziś - znając też wyniki sekcji zwłok - można zrekonstruować najbardziej
prawdopodobną wersję zabójstwa. Według niej, na powracającego do domu kapłana, zabójcy czekali w domu. Gdy wszedł, najpierw go ogłuszyli, splądrowali mieszkanie, a kiedy odzyskał przytomność, dobili.
Dlaczego doszło do zbrodni? Według powszechnego przekonania za zaangażowanie kapłana w powstanie Sanktuarium Poległych na Wschodzie i za całą postawę patriotyczną w ciągu całego jego kapłańskiego
życia. Ale ks. Król przypomina też, że podobno w jednym z kazań miał powiedzieć, że ma listę ponad 20 osób, które mordowały Polaków w stalinowskich więzieniach, szczególnie w Rawiczu. Może szukano tej
listy? Z mieszkania nie zginęły pieniądze, cenne obrazy, ale... kilka sztućców. „Nieznani sprawcy” podobny ślad swojej obecności zostawiali później przy następnych akcjach...
„...wyciągnij sprawiedliwą dłoń”
Pogrzeb zamordowanego duchownego odbył się 26 stycznia 1989 r. z udziałem kard. Józefa Glempa, który na początku uroczystości przewodniczył modlitwie różańcowej i wygłosił krótkie przemówienie, biskupów Zbigniewa Kraszewskiego i Stanisława Kędziory oraz licznych rzesz wiernych. Homilię pogrzebową wygłosił ks. Zdzisław Król. Po raz pierwszy wykonano wtedy podczas Mszy św. Rapsod katyński Czesława Grudzińskiego. Trumnę spuszczano do grobu przy dźwiękach Mazurka Dąbrowskiego, a jako ostatnią odśpiewano modlitwę żołnierską - O, Panie, któryś jest na niebie, wyciągnij sprawiedliwą dłoń.