W synagodze, w Nazarecie,
Tak powiedział: - Dobrze wiecie,
Że się dziś spełniły Pisma,
Prawda Boża do was przyszła.
Wszyscy Mu to poświadczyli,
Jednak bardzo się dziwili
Pełnym wdzięku Jego słowom.
- Znaną wszak jest nam osobą.
Czy to nie jest syn Józefa?
Czemu w naszych głowach miesza!
Czyż pod naszym, ludzie, okiem,
Ktoś się może stać prorokiem?
- Żaden prorok jest niechciany,
A szczególnie źle widziany
Jest w swym domu, w swoim kraju.
Uzdrowiłem w Kafarnaum
Diabłem człeka spętanego.
W Nazarecie nic takiego
Tu, niestety, się nie zdarzy,
Gdyż nie macie takiej wiary.
Kiedy znaki zobaczycie,
Wcale w nie nie uwierzycie.
Bóg rozdziela swoje łaski
I nie czeka na oklaski
Tylko na otwarte serca.
Do miłości was zachęca,
Byście Jego wciąż szukali.
Właśnie wtedy was ocali,
Bo inaczej tak się stanie,
Że dostąpią łask poganie!
Gdy to wszystko wysłuchali,
Bardzo się zdenerwowali.
Wyrzucili Go za miasto.
I gdy dzienne światło zgasło
Tłum chciał Pana w przepaść wrzucić.
On... na pięcie się odwrócił
I przez tłum ten przeszedł sobie!
Jakim zrobił to sposobem
I też jak się oswobodził,
Nie wiem tego, moi drodzy.
Tego nikt, kochani, nie wie
Tylko aniołowie w niebie.
A tak mówiąc między nami,
Dobrze znać się z aniołami.
Ja zaś mam pytanie szczere:
Co potrzebne jest, aniele,
By wśród nas się działy cuda?
Może Tobie to się uda.
Pomóż w rozwoju naszego portalu