Wakacje tuż, tuż... Kiedy miałem naście lat, ganiałem i jeździłem wszędzie, gdzie się dało. To była frajda jechać na stopa, a zdarzyło mi się nawet, że jechałem w chłodni razem z kurczakami. Na dworze
było gorąco, więc trochę chłodu mi nie zaszkodziło. Te noce na jednej nodze w zatłoczonym pociągu, spanie w śpiworze na dworcach kolejowych, jedzenie brudnym nożem dżemu ze słoika, niemyte jabłka prosto
z drzewa. Cudowne lata!
A teraz? Kiedy prowadzę rekolekcje oazowe z młodzieżą, boję się puścić ich na stopa, pilnuję, by się nie skaleczyli, by nie jedli niemytych owoców, nie chcę narażać ich na kłopoty w podróży i bezsenne
noce. To ciekawe... Jakaż zaszła we mnie zmiana! Do tego myślę, że coś podobnego przeżywa wielu rodziców i wychowawców, ludzi, którzy stali się dorośli i odpowiedzialni. Gdy sięgam pamięcią wstecz, jestem
wdzięczny moim rodzicom, że mi na to wszystko pozwalali, no, nie o wszystkim wiedzieli... Jestem im wdzięczny, że ich opieka nie była przesadna i pozwolili mi samemu odkryć świat, także zło, cierpienie
i trud, jakie są w niego wpisane.
Jest w tym jakiś duch naszych czasów. W ciągu ostatnich lat czy dziesięcioleci nauczyliśmy się inaczej spoglądać na niebezpieczeństwa czyhające na nas w świecie. Zwracamy uwagę na to, by żywność była
zdrowa, z wielką pieczołowitością dbamy się o czystość w domu, w łazience, w kuchni. Myjemy się i kąpiemy częściej niż kiedykolwiek w historii ludzkości. Dbamy o bezpieczeństwo. Istnieją precyzyjne uregulowania
prawne dotyczące np. przewożenia dzieci w samochodach, surowe normy dotyczące przewoźników, rozbudowany system ubezpieczeń. Inaczej rozumiemy odpowiedzialność dorosłych. Kilka lat temu pewien nastoletni
Anglik połamał się, jeżdżąc na nartach jak wariat. Skazano jego wychowawczynię za to, że go nie upilnowała, a tylko przestrzegała. A czy kiedyś ktoś wpadłby na to, że jeśli pośliźnie się i złamie nogę
na moim podwórku, to jest moja wina i ja muszę dać mu odszkodowanie? A jednak tak to rozumiemy dziś i takie jest nasze prawo.
W to wszystko wpisuje się nasze podejście do wychowania dzieci i młodzieży, nasz sposób troszczenia się o nich. Chuchamy na nich bardziej niż kiedykolwiek. Próbujemy ochronić ich jak tylko się da,
ustrzec przed wypadkiem, chorobą, złą przygodą. Z jednej strony to dobre, to świadczy o naszej miłości do nich i o jakimś postępie cywilizacji. Już starożytni jednak wiedzieli, że każda rzecz na świecie
doprowadzona do pewnej granicy odwraca swoje właściwości, że istnieje pewien limit, po przekroczeniu którego nawet najlepsza rzecz zaczyna szkodzić. Obawiam się, że tak jest w naszym przypadku. Wychowujemy
pokolenie, które wydaje się być niebezpiecznie pozbawione samodzielności i odpowiedzialności. Oczywiście trudno utrzymywać, że powodem tego jest tylko nadmierna opieka rodziców i wychowawców, ale na pewno
coś w tym jest. Jak człowiek ma się nauczyć odpowiedzialności za swój los, jeśli rodzice chronią go przed wszystkim? Może podczas tych wakacji warto zaryzykować i z premedytacją pozwolić, by nabili sobie
guza.
Pomóż w rozwoju naszego portalu