Urszula Bubiłek: - Wiem, że miała Pani wiele problemów, kiedy zachodziła w kolejne ciąże.
N. N.: - Bardzo różnie ludzie odbierają to, że przyjmujemy kolejne dzieci. To jest nasza wspólna decyzja, dzieci pojawiają się w naszej rodzinie i są przyjmowane z miłością. Natomiast odbiór społeczeństwa jest bardzo różny. Kiedy pojawiło się ostatnie dziecko, okazało się, gdy wróciłam z urlopu macierzyńskiego, że pracy już dla mnie nie było. Bogu dzięki, że gdzieś znalazło się inne miejsce, że zupełnie tej pracy nie straciłam, bo rzeczywiście byłaby to wtedy dla nas bardzo trudna sytuacja. Różny też czasami jest odbiór przez sąsiadów, chociaż muszę przyznać, że na ogół są dla nas bardzo życzliwi. Zdarzały się jednak sytuacje, kiedy ktoś mówił: „Znowu pani urodzi? Nie wie pani co z tym zrobić?”. Wtedy z uśmiechem odpowiadałam: „Tak, wiem, właśnie urodzę”.
- Jak dzieci przyjmują kolejne rodzeństwo?
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
- Spodziewamy się właśnie ósmego dziecka. Nie bardzo wiedzieliśmy, jaka będzie reakcja dzieci, bo różnica wieku między najstarszym a najmłodszym to prawie 25 lat. Okazało się, że dzieci przyjęły życzliwie ten fakt. Najmłodsze z ogromną radością już się przygotowują, przebierają lalki, żeby umieć mamie pomóc w pielęgnowaniu małego dzieciątka. Natomiast te starsze są życzliwe, synowie opiekują się mną. Najstarsze dzieci już zakupiły wózek. Pierwszy raz podzieliłam się tą wiadomością właśnie z tymi najstarszymi. Nie byłam pewna, jaka będzie reakcja, więc najpierw powiedziałam to córce i pierwsze, co usłyszałam, to było: „Mamo, a czy ja mogę być chrzestną?”. Zaskoczyło mnie to, ale przyznam, że było to dla mnie ważne wsparcie. Postanowiliśmy, że dwoje najstarszych dzieci będzie trzymało do chrztu nowo narodzone dzieciątko.
- Dzieci przez to, że są wychowywane w dużej rodzinie, dużo także się uczą...
- W takich rodzinach jak nasza jest zupełnie naturalne, że starsze dzieci opiekują się młodszym rodzeństwem. Wynika to z naturalnego podziału obowiązków. Przygotowują się w ten sposób do swojego przyszłego macierzyństwa i ojcostwa.
- Dzisiejszy świat przekazuje nam inne wiadomości na temat posiadania dużej rodziny. Państwo jesteście znakiem sprzeciwu wobec tego, co łatwe, lekkie i przyjemne. Czy to na dłuższą metę nie jest męczące?
Reklama
- Skłamałabym, gdybym powiedziała, że to wszystko jest takie piękne, idealne i bardzo łatwe. To nieprawda. Wychowanie tylko jednego dziecka niesie za sobą duży trud. Gdy dzieci jest więcej, te trudności na pewno się zwiększają. My podchodzimy do tego w ten sposób, że jest to zadanie dla nas, są to obowiązki, które pojawiają się przed nami i my je podejmujemy. Ja nie zastanawiam się nad tym, czy to jest trudne, czy jest możliwe, po prostu takie mamy zadanie do wykonania: ja, mój mąż, nasze dzieci. Nie jest to łatwe, ale nie jest niemożliwe. Jest możliwe, gdy relacje w rodzinie są oparte na wierze i na wzajemnej miłości. Nie możemy zaoferować naszemu dziecku oddzielnego pokoju, wielu drogich przedmiotów i zabawek, natomiast dajemy mu naszą miłość. Kiedy patrzę na moje dzieci, to widzę, jak bezcennym darem jest każde dziecko. Każde z nich jest inne, są też bliźniaczki, ale także każda z nich jest inna, każda ma inny charakter, inny temperament. Nie wyobrażam sobie, że któregoś z tych dzieci mogłoby zabraknąć w naszym domu. Każde jest kochane na tyle, na ile potrzebuje.
- Czy każde z tych dzieci było zaplanowane przez państwa?
- My nie panowaliśmy takiej dużej rodziny. Planowaliśmy dwoje: chłopczyk, dziewczynka. Natomiast później nasze życie Pan Bóg zaplanował. Nie broniliśmy się też przed pojawianiem się kolejnych dzieci. Kiedy kolejne dziecko się pojawiało, nie twierdzę, że od razu byliśmy w euforii. Musieliśmy na ten temat dużo rozmawiać, ale nie było możliwości, aby ono mogło się nie pojawić. Bez względu na to, jakie warunki materialne w tym momencie były. Mylę, że tu Pan Bóg działał i planował, a my po prostu zgodziliśmy się na to. To jest nasze otwarcie się na Pana Boga.