Homilia Mariana Kardynała Jaworskiego wygłoszona w katedrze rzeszowskiej podczas Mszy św. odprawianej z racji odpustu ku czci Najświętszego Serca Pana Jezusa oraz z racji jubileuszu 650-lecia Rzeszowa
Chciałbym serdecznie podziękować Księdzu Biskupowi Ordynariuszowi za to zaszczytne zaproszenie mnie na te wspaniałe uroczystości dnia dzisiejszego, na świętowanie 650-lecia Kościoła w Rzeszowie, na dziękczynienie
za pielgrzymkę Ojca Świętego i na odpust ku czci Najświętszego Serca Pana Jezusa. Niech Serce Boże wynagrodzi.
Moi drodzy Bracia i Siostry! „Przy końcu życia będziemy sądzeni z miłości” - słowa św. Jana od Krzyża. Najpiękniejszy hymn o miłości wyśpiewał św. Paweł w Liście do Koryntian. Nie
sposób go teraz przytaczać w całości. Zwróćmy tylko uwagę na niektóre jej pochwały. Miłość nie szuka swego, nie cieszy się z niesprawiedliwości, lecz współweseli się z prawdą. Miłość wszystko przetrzyma.
I miłość nigdy nie ustaje. Tak więc trwają wiara, nadzieja i miłość, te trzy, z nich zaś największa jest miłość. I podstawowe stwierdzenie św. Pawła: „Gdybym mówił językami ludzi i aniołów, a miłości
bym nie miał, byłbym niczym” (1 Kor 13, 1-13).
Tak! Miłość jest czymś najważniejszym w życiu ludzkim. Na niej się życie buduje i ona tylko może dać człowiekowi szczęście. Dlatego słowo „miłość” nie schodzi z ust ludzi. Opiewa się ją
w pieśniach, wierszach, poematach. Ukazuje się ją w filmach. Ale jakżeż wyraźnie widać w tych prezentacjach tę prawdę, że miłość ma różne imiona. Jak często odbiega jej rozumienie od tej miłości, którą
opiewał św. Paweł. Jak bardzo miłość potrafi przybierać postać szukania siebie, miłowania siebie, a nie szukać dobra drugiego. Może być miłość taka, która nawet niszczy. Czy m.in. można mówić o prawdziwej
miłości między dwojgiem młodych ludzi, kiedy potem jesteśmy świadkami fali rozwodów? Czy to była miłość? I czy można mówić o miłości, kiedy życie nasze naznaczone jest zaniedbaniami w stosunku do ludzi
starszych, nieraz najbliższych. Nosi miano grzechu wołającego o pomstę do nieba, kiedy chorzy traktowani są tak, że ciągle słychać skargi i to publicznie. A co powiedzieć o zaniedbaniach w trosce o dzieci,
rodziców, czego także jesteśmy świadkami?
Można powiedzieć, że dzisiaj świat bardziej niż kiedykolwiek, albo może w inny sposób potrzebuje miłości, prawdziwej miłości, aby można było budować dom człowieka, dom ludzki. Jeżeli tak jest, trzeba
nam postawić sobie dzisiaj te pytania: Gdzie można tę prawdziwą miłość odnaleźć, poznać i mieć siły do jej realizacji, do pełnego życia człowieka? Pan Jezus powiedział: „Przykazanie nowe daję wam...”.
I sam tłumaczy, na czym polega nowość tego przykazania w życiu człowieka: „(...) abyście się miłowali tak, jak ja was umiłowałem” (J 13, 34). Słyszeliśmy w dzisiejszym drugim czytaniu,
jak Pan Jezus umiłował nas do końca. Pisze św. Paweł: „Wydał się za nas, kiedyśmy byli jeszcze grzesznikami”.
Tak, to przykazanie, ta miłość jest u podstaw tych wszystkich form miłości, o której mówi św. Paweł. Jest to miłość, której początek jest w Bogu, w Sercu Pana Jezusa. Jest to miłość, która potrafi
dawać ze swego, a nawet potrafi siebie samą dać, na wzór Jezusa Chrystusa.
Moi Drodzy! Są różne zawody w życiu człowieka, które on podejmuje. To może być lekarz, inżynier, urzędnik, pielęgniarka. Ale powstaje podstawowe pytanie: Czy w wypełnianiu swoich obowiązków ja szukam
egoistycznie siebie, może nawet ze szkodą dla innych? Czy też przeciwnie - to moje posługiwanie, jakiekolwiek by ono było, jest świadectwem miłości, tego dobra, które ja świadczę temu, który przychodzi
do mnie? Gdyby w sercach ludzkich naprawdę była ta miłość Chrystusowa, to nie byłoby tych afer, tego mataczenia, o którym ciągle słyszymy. Nieraz po takich wiadomościach może człowieka ogarnąć depresja.
W każdej miłości, prawdziwej miłości, jest ryzyko. Nie zawsze spotykamy się z wdzięcznością, nie zawsze spotykamy się ze zrozumieniem. Ale jak popatrzymy na życie Pana Jezusa, to i my musimy czasem
podjąć to radykalne ryzyko, dać siebie. Dać - a resztę pozostawić Panu Bogu.
Drodzy Bracia i Drogie Siostry! Czy my możemy sprostać tej miłości, temu wezwaniu Pana Jezusa? Tak, ale tylko pod jednym warunkiem. Wtedy, kiedy my naprawdę wpatrujemy się w rzeczywistość Serca Pana
Jezusa, który mnie umiłował. Nie tylko zstąpił z nieba od Ojca Niebieskiego na ziemię, ale wydał samego siebie, wziął mnie jako tę zagubioną owcę na swoje ramiona i odnosi do Boga. Kiedy my naprawdę wnikamy
w tę tajemnicę Serca Pana Jezusa, to zaczynamy pojmować, czym jest prawdziwa miłość. Tylko On może nas tej miłości nauczyć, pokazać ją. Ale gdy przychodzimy do Niego, dzieje się jeszcze coś więcej -
nasze serca doznają przemiany. Właśnie wtedy, gdy wpatrujemy się w Niego jak w jakiś piękny obraz, który nas porusza. Tak samo i tutaj nasze serca potrafią rozpalać się tą miłością, którą On gorzeje.
Znajdujemy nowe życie, zupełnie nowe życie, które jest z Boga, a wiemy, że właśnie On jest miłością, jak poucza św. Jan. A Pan Jezus jest najdoskonalszym wyrazem tej miłości Ojca do Niego.
Potrzebujemy, moi Drodzy, naprawdę prawdziwego, pogłębionego nabożeństwa do Serca Pana Jezusa, ażeby nasze życie stawało się naprawdę coraz bardziej ludzkie, a równocześnie coraz bardziej Boże.
I na koniec jeszcze jedna konkluzja. W tej drugiej modlitwie liturgicznej, którą dzisiaj odmawialiśmy, zanosiliśmy prośbę do Boga, ażebyśmy mogli godnie zadość czynić Sercu Pana Jezusa za wszystkie
obrazy, których Ono doznaje, a przede wszystkim za zapoznanie Jego miłości. To jest jak gdyby nasza odpowiedź na tę miłość Jezusa Chrystusa. Ale znowu pytanie: Co to znaczy wynagradzać - tak autentycznie,
dogłębnie zadość czynić Panu Bogu?
To w swoim wnętrzu rzeczywiście przepraszać Boga za to wszystko, co jest odejściem od miłowania Go ponad wszystko. Takie jest przykazanie: Będziesz miłował Pana Boga z całego serca swego, z całej
duszy, ze wszystkich swoich sił. I za te braki miłości, a któż ich nie ma, mamy przepraszać Boga i wydawać prawdziwe owoce zadośćuczynienia. Ale moi Drodzy, to zadośćuczynienie Panu Bogu nie kończy się
tylko na tym. Mamy zadość czynić Chrystusowi, który jest w naszych braciach i którego nieraz skrzywdziliśmy, odnosząc się do niego nie z miłością, ale nieraz raniąc go swoim egoizmem.
Św. Brat Albert Chmielowski, którego wspomnienie obchodziliśmy 17 czerwca, służył najbiedniejszym, wzgardzonym, dlatego że widział w nich obraz Jezusa. Także i my mamy zadość czynić Chrystusowi Panu,
naprawiając to wszystko, cośmy zaniedbali w stosunku do naszych braci i do Niego, który zamieszkuje w każdym człowieku, nawet najbardziej sponiewieranym.
Panie! Daj nam wzrost miłości. I niech na niej budują się nowe lata życia Kościoła w diecezji rzeszowskiej. Amen
Pomóż w rozwoju naszego portalu