Te okolice nazywa się „częstochowskim centrum rozrywkowym”. Na niewielkim odcinku ulicy rozlokowało się trzydzieści kilka knajpek, barów, pubów, goszczących mnóstwo młodzieży, co łączy się hałaśliwą muzyką i głośnymi zabawami do rana. O krok dalej stoją dziesięciopiętrowe akademiki tworzące coś na kształty miasteczka akademickiego, w każdym, niewielkim pokoju po trzech studentów. Kilka kroków dalej gmachy wyższych uczelni, sale wykładowe, laboratoria, aule. Idealne miejsce dla katolickiego ośrodka akademickiego.
- Pomysł jest taki - tłumaczy ks. Andrzej Przybylski, duszpasterz akademicki z Częstochowy - żeby w tym właśnie miejscu uruchomić dom duszpasterstwa akademickiego. Taki drugi dom rodzinny.
Żeby człowiek mógł wybrać między takim domem, a knajpą. Żeby miał w ogóle szansę wyboru...
Ośrodek akademicki ma stać się rodzajem liny ratunkowej rzuconej w kierunku młodzieży. Kto mądry linę chwyci, kto nie... trzeba przynajmniej wierzyć, że dajemy im szansę.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
Zjawiamy się na podwórku w samo południe. Daria skończyła wydział marketingu i zarządzania, ale w niczym nie przeszkadza jej to siedzieć na ziemi w starych portkach i wyciągać z mozołem pordzewiałe żelastwo
z desek. Albo Perła - niewielki chłopak, o takich mawia się „energetyczny” - student informatyki na Politechnice, albo Grzegorz student ochrony środowiska, Kinga, Kuba -
z filologii niemieckiej - długo by wymieniać... - oto stała ekipa duszpasterstwa.
- Poszedłem do ks. abp. Stanisława Nowaka, metropolity częstochowskiego, i powiedziałem, że musimy coś zrobić z duszpasterstwem wśród studentów. - wspomina ks. Andrzej. - Chodziło
o własne miejsce. Wielu mówiło, że do kościoła, przy którym działa kaplica akademicka, już się nie da chodzić, bo to daleko, nie po drodze i w ogóle. Miałem różne pomysły - jednym z nich było kupienie
niewielkiego domu i adaptowanie go na potrzeby ośrodka. Abp. Nowak uznał ten pomysł za najlepszy.
- W takim akademiku problemem jest dom - mówią studenci. A raczej brak domu. Brak punktu odniesienia. Dlatego już w tej chwili mówimy o tym miejscu „dom”. Dom formacyjny. Miejsce,
które ma dać poczucie sensu. Gdzie się przychodzi na chwilę lub na cały dzień.
- W tej chwili młodzi mają w Polsce naprawdę trudną młodość. Nie chodzi o brak kasy, brak pracy, kiepskie perspektywy, ale o braki duchowe. Takie błądzenie we mgle. Idziesz na to, co ładne,
modne, kolorowe. A że głupie, płytkie, bez sensu... Czasem po prostu nie wiesz, że istnieje inny świat. Bo niby jak do niego trafić? - to zdanie studenta III roku chemii, niegłupiego chłopaka, który
drogi do Boga szukał kilka lat.
- My, jako chrześcijanie, musimy znaleźć się na drodze młodych, którzy poszukują swojego miejsca w życiu. Dosłownie. - mówi ks. Andrzej - W tym wypadku takim miejscem jest skrzyżowanie
dróg biegnących z uczelni do akademika, sklepu spożywczego..
- I pubu...?
- Jeśli trzeba to i pubu...
Szary niepozorny budynek ma 200 metrów kwadratowych powierzchni. Wysoki parter i piętro. Na tyłach trochę trawy i drzew. Gdzieś z wnętrza budynku dobiega głuchy dźwięk tłuczenia.
- Na tej osobliwej budowie powstał nawet własny język - wyjaśnia ks. Andrzej - Jeśli ktoś mówi, że ma dziś „walentynki”, to znaczy, że idzie do piwnicy skuwać tynki ze
ścian... No, „walę tynki”. Czasem w zakurzonych pomieszczeniach nie widać ludzi, a o tym, że są i pracują świadczy nieustanny śmiech.
Dom wybudował w latach 60. masarz, który miał w nim także swój sklepik. Dokładnie w miejscu, gdzie dziś ma być kaplica. Na parterze zmieszczą się także sale spotkań, na piętrze zaplanowano też niewielkie
mieszkania dla kapłanów, w półmroku piwnicy mają odbywać się imprezy o charakterze kulturalnym, będzie można dyskutować po świt, posłuchać muzyki, spotkać ciekawych ludzi.
- Krótko mówiąc dom o otwartej formule, w którym zdarzenia religijne, wspólnotowe i kulturalnie mogłyby się przeplatać. Takie fajne miejsce. Zamiast spędzić kolejną godzinę w pubie, przyjdź
do nas, poznaj nas. Chcemy mieć tu Msze św., bardzo wcześnie rano, gdy ludzie idą na zajęcia, i późnym wieczorem - bo to dobra pora dla studentów.
Ks. Andrzej pozwala nam pozwiedzać dom, przypominający, jak to przy remontach bywa, pole bitwy.
- Musimy zdążyć do października. Dlatego pracujemy od 8 rano do 8 wieczorem - mówi kapłan, którego strojem codziennym są od pewnego czasu dżinsy i podkoszulek oraz kurz z rozbijanych ręcznie
ścian. Ks. Andrzej choć to klasyczny brunet jest szpakowaty za sprawą wszechobecnego pyłu. On także razem ze swoimi studentami zdaje dziś egzamin z wytrzymałości, pracowitości i tężyzny fizycznej. Gdy
z taczką pełną gruzu nie trafi na prowizoryczny mostek runie w dół, po czym szybko wstanie, otrzepie się i ruszy dalej. Studenci mówią o nim „ojciec”, co może zabawnie brzmi biorąc pod uwagę
wiek ks. Andrzeja, ale jednocześnie zobowiązuje do odpowiedniej postawy i hartu nie tylko ducha.
- Wokół domu jest też mnóstwo życzliwych ludzi. Jeśli sami nie mogą przyjść do pracy, wspierają to dzieło swoją modlitwą lub konkretną pomocą. Przychodzi sporo ludzi. Mamy do czynienia z mocną
ekipą fachowców z dyplomami już w kieszeni.
- Bo tu jest taki układ - tłumaczy ks. Andrzej - że pracujemy, jemy i modlimy się razem. Zrobiliśmy na strychu małą kapliczkę i codziennie o 20.15 spotykamy się na modlitwie. Dziewczyny
gotują obiady i wyciągają z desek gwoździe. Gdy trzeba, biorą się i za zupełnie męskie zajęcia. Kruszą ściany, zbijają tynki. Ciągle jest bardzo dużo ciężkiej fizycznej pracy. Studenci, mimo wakacji,
przychodzą codziennie. Czasem żartujemy, że mamy tu ekipę robotników o niespotykanie wysokim ilorazie inteligencji.
Przeróbka domu to pierwszy z trzech etapów realizowania marzenia o własnym domu. Po generalnej przeróbce budynku dostawi się do niego nowoczesną bryłę aulo-kaplicy - miejsca, jak sama nazwa
wskazuje, mającego spełniać te dwie funkcje. W trzecim etapie - jeśli Bóg pozwoli a dobrzy ludzie pomogą - stanie tu kościółek akademicki z prawdziwego zdarzenia. I to wszystko w miejscu,
gdzie, jak już dziś mówią niektórzy ludzie - świątynia chrześcijańska może zostać uznana za prowokację.
Skąd wezmą pieniądze na to przedsięwzięcie, to pytanie prawie retoryczne.
- Formalnie zadecydował o kupnie domu Ksiądz Arcybiskup, ale inicjatywa i inspiracja należała do ks. inf. Ireneusza Skubisia. Mamy też datki od ludzi, od czytelników Niedzieli, przede wszystkim
bardzo oszczędzamy, pracujemy za darmo, wydajemy tylko na to, co niezbędne. Ale za chwilę skończy się jechanie na dobrych chęciach. Musimy nająć fachowców.
- Patrząc na pracę studentów wydaje mi się - pisze na łamach Niedzieli Aleksander Walewski - że marzenie, by do października skończyć jest bardzo realne. Jeśli nie zabraknie im pieniędzy
na materiały budowlane, to z pewnością doczekamy się w październiku stałej obecności Jezusa Eucharystycznego w miasteczku studenckim. Wizyta w tym domu stała się dla mnie źródłem nowej nadziei. Kiedy
myślę sobie o wielkim kryzysie polskich elit i niepokoję się o przyszłość Ojczyzny, to takie obrazki jak ten pozwalają mi uwierzyć, że „idzie nowych ludzi plemię”, które ma swój system wartości
i potrafi dla niego pracować i poświęcić swój czas i siły.
Czy możliwa jest pomoc młodych Polaków zza oceanu dla ich kolegów w kraju? Wedle hasła „student studentowi”? Polska solidarność znana jest w świecie i po wielokroć sprawdzona. Zresztą dlaczego tylko studenci, dlaczego tylko młodzi ludzie - pomóc częstochowskim zapaleńcom możemy wszyscy. Nie wolno przecież stawiać zapór dla dobroczynności. Na ulotkach studenci piszą: „Pomóż nam...”. Numery kont umieściliśmy na I str.
Pomożesz studentom w budowie tego domu wpłacając ofiary na konto:
Personalna Parafia Akademicka pw. św. Ireneusza BM,
42-200 Częstochowa, ul. Kilińskiego 132,
Bank Handlowy w Warszawie, Oddział w Częstochowie,
nr konta: USD-73103015820000000854026011