Teraz wiem, że człowiek głupim się rodzi i głupim umiera. Przykładów nie muszę daleko szukać, bo wystarczy, że stanę przed lustrem. Dałem się ostatnio nabrać na promocję w hipermarkecie jak ćwierćinteligent,
choć myślałem, że jestem zaimpregnowany na takie sztuczki.
Skusiła mnie oferta okularów wykonywanych w ciągu jednej godziny. Tego właśnie mi było potrzeba, bo nazajutrz rozpoczynałem urlop, a oczy od ślęczenia przed komputerem już nie te, co kiedyś. Obsługa
przy stoisku była przemiła, wręcz nadskakująca. Przez kilkanaście minut można się było poczuć jak emir w haremie tańczących wokół niego hurys. To działa nawet na księdza.
Czar prysnął, gdy wybrałem odpowiednie oprawki i dałem zaliczkę na szkła. Okazało się bowiem, że te, których potrzebuję mogą być gotowe nie za godzinę, ale co najmniej za dwa tygodnie. Zaś rachunek
za całość przekraczał moją miesięczną pensję. Trzeba się było jakoś wycofać, choć to nie po szarmancku. Gdy wróciłem po kilku godzinach, hurysa przepoczwarzyła się w heterę i wyjaśniła stanowczo, że zaliczki
nie mają w zwyczaju oddawać, ale mogę sobie zatrzymać oprawki i wziąć do tego przeciwsłoneczne binokle, bo firma ma dobry humor i daje dwie pary w cenie jednej.
Z tą parą za darmo, to oczywiście nieprawda, bo klient płaci za nie w cenie pierwszej pary. Takie same oprawki i to u optyka w samym centrum Warszawy kosztują bowiem taniej o 130 zł, a takie same
szkła są tańsze o ponad 200 zł za komplet. Przy takim narzucie, sieci działające w hipermarketach mogą sobie pozwalać na drobne prezenty dla złapanych jeleni „za darmo”. A ludzie lubią dostawać
za darmo, albo jak w moim przypadku chcą mieć wszystko natychmiast.
Mit, że w hipermarkecie jest taniej zbiera żniwo niezależnie od pory roku. Że to niby wszystko na miejscu, że mają duży obrót i dlatego mogą sobie pozwolić na promocje, że to zachodnie technologie
i standard obsługi klienta. Widać za mocno uwierzyliśmy w św. Mikołaja znad Sekwany, nawet ci, którym włos już się srebrzy na skroniach. Politycy się cieszą, że sieci handlowe inwestują u nas pieniądze,
przemilczając, że nie przyczyniają się one do pomnożenia dochodu narodowego, bo niczego nie wytwarzają, ani do wzrostu zatrudnienia, bo każdy etat w hipermakiecie to kilka miejsc pracy zlikwidowanych
w małych sklepikach. Równie dobrze można by się więc cieszyć, że pacjent ma tasiemca, bo dzięki temu jego waga jest powiększona o masę robala.
Mam nadzieję, że ostatnia lekcja wystarczy mi, żeby na długo zapamiętać że hipermarketowe promocje, to inaczej polowania z nagonką na jelenie.
Pomóż w rozwoju naszego portalu